|
| Przeczytano: 314 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Górskie gimnazjum, czyli jak wdrapałem się na Śnie | Autor: Mariusz Kurzajczyk | Data : 2005-07-11 | Do Karpacza pojechałem zachęcony przez ubiegłorocznego zwycięzcę Biegu na Śnieżkę, Piotra Uciechowskiego, który po moim górskim debiucie na Ślęży powiedział tak: Tu to jest górskie przedszkole. Prawdziwą szkołę dostaje się na Śnieżce. Przyznajcie, że po takiej zachęcie swoich sił spróbowałby każdy.
Wpisowe z pozoru dość wysokie 20 zł + 4 zł za wejście do parku narodowego. W zamian woda i herbata na mecie, darmowy zjazd wyciągiem z Kopy, kiełbasa z grilla, skromny medal i wejściówka na basen. Wysokość wpisowego wybaczyłem orgom, gdy okazało się, że sam bilet na Kopę kosztuje 28 złotych dla dorosłych i 18 zł dla dzieci. Po prostu: Europa. Niestety, na razie tylko cenowa.
Trasa - 2 km po górkach asfaltowych górkach w Karpaczu a potem ostro pod górę czarnym szlakiem na Kopę i Śnieżkę. Prawdę mówiąc, mnie najbardziej we znaki dały mi się początkowe kilometry na Kopie, przede wszystkim z powodu strumyków co rusz przecinających trasę. Skakałem po kamieniach, ale i tak byłem cały mokry, także za sprawą lejącego się z czoła i karku potu. Nie ma wątpliwości, że chwilami tętno zdecydowanie przekraczało 200 uderzeń na minutę i skutecznie hamowało biegowe zapędy. Potem serce się uspokoiło, bo ostre kamienie i stromy podbieg zmusiły do marszu. Trudy wspinaczki rekompensowały przepiękne widoki, szczególnie u podnóża Śnieżki, w pobliżu Śląskiej Chaty. Sam szczyt tonął w chmurach i we mgle. Przez ostatni kwadrans nie widziałem nikogo, a słyszałem jedynie sapanie dwóch biegaczy najpierw przede mną, a w końcówce, gdy siłą woli udało się ich wyprzedzić, tuż za moimi plecami. Na ostatnich metrach starałem się truchtać, żeby z fasonem wbiec na niewidzialną jeszcze metę, ale faktycznie do biegu zmusił mnie dopiero głos wyłaniającej się z chmur dziewczyny: Jeszcze tylko 20 metrów.
Godzina i 12 minut nie jest wynikiem porażającym, ale ja byłem zadowolony, bo na starcie, biorąc pod uwagę wynik z biegu na Ślężę, zakładałem czas 1:25-1:30. Podobno prawdziwy bieg górski to taki, w którym na 1 km trasy przypada co najmniej 100 m przewyższenia. Tutaj na 10 km przypadało 1012 m, więc satysfakcja była podwójna. Uciechowski, który wdrapał się na górę w mundurze i półbutach kierownika pociągu, zgasił mnie szybko: No to gimnazjum górskie ma pan już za sobą. Teraz czas podjąć prawdziwe wyzwanie, godne studenta, czyli Alpy.
Mariusz Kurzajczyk
|
|
| |
|