2015-11-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak to się zaczęło (czytano: 1138 razy)
Podczas tegorocznej jesieni, dopadła mnie po raz drugi choroba, która uniemożliwia mi wyjście na trening biegowy. Wobec tego postanowiłem założyć bloga i trochę opisać swoją przygodę z bieganiem. Oczywiście przez kilka godzin bawiłem się ustawieniami i modyfikowałem wygląd mojego bloga do czasu aż powstał jego aktualny wygląd.
Wracając do biegania, bo o tym ma być blog, to na początku skorzystałem z pomocy strony biegaj 40 min.pl. Po zrobieniu testu wytrzymałościowego, postanowiłem rozpocząć treningi od 2 tygodnia. Treningi zmierzały do wypracowania w ciągu 12 tygodni wytrzymałości potrzebnej do nieprzerwanego biegu przez 40 min.
Z racji tego, iż jestem niecierpliwy, po ukończeniu 8 tygodnia, postanowiłem pobiec nieprzerwanie przez zakładane 40 min. Bieg odbył się w miesiącu wrzesień 2013 r i zakończył się pełnym sukcesem. Od tego momentu starałem się trenować 3 razy w tygodniu.
W tym samym miesiącu w moim mieście ogłoszono, iż zostanie zorganizowany 1 przełajowy bieg na dystansie 10 km. Do biegu oczywiście się zgłosiłem i wystartowałem. Bieg udało się ukończyć w środku stawki z wynikiem 50:22 i motywacją na dalsze bieganie.
Pierwsze zawody ukończone i co dalej ?
Dalej to zaczęły się systematyczne treningi 3 razy w tygodniu. W maju 2014 r. ponownie postanowiłem wystartować w biegu na 10 km, który uważam za swój koronny dystans. Były to zawody rozgrywane 1 maja w Kępnie. Tym razem przystąpiłem do biegu z postanowieniem poprawienia rezultatu z mojego pierwszego biegu. Okazało się to w cale nie łatwe, gdyż podczas marcowych przygotowań, zaaplikowałem sobie kilka ciężkich treningów, co odbiło się na moim zdrowiu. Po 2 tygodniach harówki zaczęła mnie boleć noga, a konkretnie piszczel, który zmusił mnie do przerwania treningów. Zrobiłem trzy dni odpoczynku i próba powrotu do treningu. Dwa treningi, i noga nadal boli. Postanowiłem odpocząć od biegania na dłużej. Cały kwiecień przejeździłem na rowerze, aby nie tracić formy i nie obciążać nogi. W tym czasie zdarzyły się 4 lekkie treningi biegowe, ale w formie kontroli czy ból ustąpił. Była znaczna poprawa ale nie na tyle, aby wrócić do biegania.
Nieuchronnie zbliżył się termin mojego biegu w Kępnie. Noga wyglądała znacznie lepiej, ale to nie znaczy, że przestała boleć. Postanowiłem wystartować. Przed biegiem, nie wiem po co ? ale brałem przez 3 dni tabletki przeciwbólowe. Pewnie to efekt mojej ambicji, niecierpliwości, a nawet głupoty początkującego biegacza. No cóż, stało się co się stało i wystartowałem. Pogoda była wręcz idealna.
Lekko świeciło słońce, temperatura około 17 st. wiatru chyba nie było, może lekki.
Podczas rozgrzewki zwróciłem uwagę na rozgrzanie nie do końca zdrowej nogi. Sam bieg odbył się bez większych komplikacji. Noga prawie cie bolała, trasa przyjemna dla oka, a na mecie czekali kibice czyli moja rodzina. Co do samego biegu, to odbyło się to bez wielkiej historii. Jedyne co mi utkwiło w pamięci to, że ostatnie dwa kilometry trochę spuchłem i wyprzedził mnie biegacz z mojej miejscowości, który był o 10 lat starszy ode mnie. Chciałem z nim powalczyć o miejsce, ale nie dałem rady. Po za tym uzyskałem czas, który mnie bardzo zaskoczył, gdyż pobiłem własny rekord o prawie 3 min. Czas na mecie to 47:28. Byłem z tego dumny, choć dokonałem tego, trochę ryzykując swoim zdrowiem. Po biegu wróciłem do jazdy na rowerze i kontrolnych biegów związanych z bólem nogi. Ból był mniejszy, ale był. Jeszcze 31 maja, skusiłem się na bieg pod górę Ślężę 5 km. Bieg był dość ciężki, ale bardzo mi się podobał. W miesiącu czerwcu zaczerpnąłem trochę wiedzy na temat biegania i dowiedziałem się, że ból piszczela to częsta przypadłość początkujących, niedoświadczonych biegaczy. Czerwiec, to także wizyta u mojego rodzinnego lekarza i uzyskana od niego pomoc. Miesiąc bez biegania i codziennie lek przeciwzapalny /nie pamiętam jaki, a szkoda/.
O formę nadal dbałem, ale jeżdżąc tylko na rowerze.
Do lekkich biegów powróciłem pod koniec czerwca. Powrót był bardzo spokojny i rozważny. Nie chciałem popełnić drugi raz tego samego błędu. Jeździłem rowerem, wędrowałem po górach i biegałem, ale z umiarem, przywiązując dużą wagę do rozgrzewki i rozciągania po biegu.
W sumie do tej pory wystartowałem w 29 imprezach biegowych. Co roku stawiam się na starcie biegu na górę Ślężę. W 2015 r przebiegłem 5 półmaratonów, raz udało mi się stanąć na podium w kategorii wiekowej i to w swoim rodzinnym mieście na dystansie 5 km. Było to drugie miejsce za świetnym w przeszłości biegaczem długodystansowym, który biegał także w kadrze narodowej.
Aktualnie staram się biegać 5-6 razy w tygodniu po minimum 10 km. Udało mi się zejść na 42:19 na 10 km. W ogóle w biegach na 10 km, mieszczę się w granicy poniżej 44 min. a półmaratonach 1:45 i uważam, że to niezły wynik jak na amatora.
Podsumowując, nie jestem już młody /46 lat/, a co rok następuje progres w moich biegach. Potrzeba przy tym dużo rozwagi i wytrwałości. Musimy słuchać, co podpowiada własny organizm, to on jest motorem napędowym i wie kiedy coś się dzieje nie dobrego.
Lordedward
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |