Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [33]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
ultramaratonka
Pamiętnik internetowy
ku pamięci

Ewelina Świątek
Urodzony: -10--1--
Miejsce zamieszkania: Borzęcin Duży
123 / 125


2015-08-06

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Sobota w Górach Sowich (czytano: 1284 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/ultramaratonka/posts/887386861353619

 

Regeneracja po Super Trailu 130 km na DFBG nie trwała długo. Po 4 dniach przerwy wróciłam do biegania, a po dwóch tygodniach znów znalazłam się w górach. Tym razem na spokojnie, bez szaleństw zarówno w dystansie, jak i tempie. Czuję jeszcze skutki zawodów – pasma biodrowo-piszczelowe, mięśnie płaszczkowate potrzebują regularnego masażu („czuły” dotyk łokcia Mateusza z Fizmed przywraca im sprawność).

W sobotę mogliśmy z partnerem ruszyć w góry dopiero przed południem, gdy słoneczko już konkretnie grzało.
Wszystko to zadecydowało, że w zrezygnowaliśmy z biegania, a postanowiliśmy zwyczajnie pochodzić po Górach Sowich. „Zwyczajnie” nie znaczy wolno, bo nasze tempo marszowe, zwyczajnego turystę pozbawiłoby tchu po pierwszych pięciuset metrach. Cóż, biegacze mogą szybciej ;)

Trasa obejmowała najwyższy szczyt czyli Wielką Sową (1015 m n.p.m.), a także Kalenicę (964 m n.p.m.), gdzie są wieże widokowe i skąd pięknie widoczna była Ślęża, która czekała na nas w niedzielę. Przy dobrej widoczności polecam wizytę szczególnie na wieży na Kalenicy – są tam mapki opisujące co widać w każdej z czterech stron świata. Chwilę zatrzymałam patrząc się na Śnieżnik, który pokonywałam nocą 2 tyg temu.

W sumie zrobiliśmy 23 km przy blisko 1000m przewyższenia. Trasa łatwa technicznie - parę mocniejszych podejść, ale też zejścia, które wręcz prosiły się o luźny bieg… Założenie było inne, więc choć czasem nogi chciały ponieść, to konsekwentnie wracałam do marszu. Bieganie musiało poczekać do niedzieli. Była to moja pierwsza wizyta w Górach Sowich i na pewno nie ostatnia. Jest to doskonałe miejsce na spokojne wybiegania z przyzwoitym przewyższeniem i dość blisko Wrocławia, w którym bywam coraz częściej.

Dodatkowym bonusem wycieczki były … jagody!!! Najpierw kusiliśmy się na naleśnik i pierogi z jagodami w Schronisku Sowa – doskonałe… pełne świeżych, aromatycznych, całych jagód, a nie jakiejś jagodopodobnej paćki z mrożonki. A na koniec wycieczki butelka po izotoniku posłużyła za koszyk na jagody, bo postanowiliśmy ich trochę zebrać. Niedzielna owsianka z jagodami smakowała wybornie :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
platat
08:51
42.195
08:14
GriszaW70
08:13
biegacz54
05:33
Grzegorz Kita
00:57
AntonAusTirol
00:05
andrzejzawada1
23:17
malkon99
23:07
witold.ludwa@op.pl
23:04
Namor 13
22:54
VaderSWDN
22:28
elglummo
22:06
mieszek12a
21:56
młodyorzech
20:44
Henryk W.
20:24
Stonechip
20:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |