Na kilka dni przed biegiem swój przyjazd do Sobótki zapowiedział nasz szacowny admin , oświadczając wszem i wobec że z uwagi na słabe przygotowanie przyjeżdża pokibicować i zrobić parę zdjęć.Bardzo mnie ta wiadomość ucieszyła. Jam nie trenowałem od Maratonu w Koszycach (listopad) ,po którym odezwały mi się stare ,nie zaleczone kontuzje.Ruszyłem się dopiero w marcu i chyba nie potrzebuję mówić w jakim jestem stanie.Nadwaga i brak treningów zrobiły swoje.Postanowiłem jednak na prośbę kolegów : Ślązaka - Piotrków Tryb.,Skalika - Radomsko i Paska - Końskie przyjechać do Sobótki jako turysta.Planowałem Panu Michałowi zaproponować tego dnia wspólny trening na trasie biegu ,tylko w odwrotnym kierunku ( mielibyśmy piękny przegląd walki na trasie) .W domu przygotowałem sobie koszulkę z nr startowym "0" i napisem "TURYSTA" na plecach.Jednak brak Michała zburzył moje plany i na przekór postanowiłem przebiec cały dystans sam "społecznie" tj. prywatnie.Z uwagi na moje zaległości treningowe i nie chcąc kolegom opóźnić wyjazdu z Sobótki ,obmyśliłem sobie ,że wystartuję po cichu ,pół godziny wcześniej.Przed udaniem się na miejsce startu postanowiłem zdenerwować kolegów Michała. Przebrałem się w samochodzie i chowając koszulkę z moim fikcyjnym nr startowym ,udałem sią na świetlicę ,gdzie Krzyśkowi Koselskiemu i pozostałym jego kolegom z Mety oświadczyłem , że dziś rozbijam całą "Metę" w puch. Powiedziałem ,jeżeli mnie dogonicie to każdemu stawiam piwo.Krzysiek popatrzył na mój brzuch i mówi zgoda ,a jak nie to my ci stawiamy.Zatarłem ręce i 60 minut przed startem udałem się na rynek ,gdzie uprzedziłem głównego sędziego że biegnę jako turysta na własną odpowiedzialność. Na moje wątpliwości ,czy nie pobłądzę zapewnił ,że strażacy i młodzież są już na stanowiskach.Początkowo planowałem wybiec tylko pół godz. wcześniej. Jednak gdy przyjrzałem się mojej sylwetce w wystawie sklepowej (ubrany na cebulkę ,z opasłą nerką w której było kilka batonów,paczka rodzynków i glukoza) stwierdziłem ,że to na Krzyśka może być za mało i ruszyłem 45 minut przed oficjalnym startem. Od kilku osób dostałem brawa ,a pan który robił próbę mikrofonów z litości chciał mi zdradzić skróty ,jednak ze zrozumiałych względów nie podjąłem z nim tematu.Na pierwszych trzech km jacyś spóźnialscy zawodnicy widząc mnie biegnącego ,zatrzymywali się pytając ,czy już się zaczęło ? Na 7 km jacyś geodeci mierzący pola zapytali mnie czy ja biegnę jako pierwszy ? Oświadczyłem że biegnę jako przedskoczek.Oddalając się usłyszałem komentarz jednego z nich : "Co on pieprzy ,to w biegach są też przedskoczki ?" Niezłe zamieszanie robiłem na punktach odżywczych. Z powodu zimna obsługa nie spodziewając się tak szybko pierwszych biegaczy siedziała sobie w samochodach.Gdy mnie zobaczyli to słyszałem okrzyki :"szybko wyłaźcie ,już pojawili się pierwsi".Tu muszę dodać ,że przed każdym punktem ,aby zrobić wrażenie ,biegłem na maxa ,a gdy znikałem za zakrętem z pola widzenia ,to przechodziłem w marsz ,aby pozbyć się zadyszki. Gdy starter dawał znak do biegu ,ja prawie kończyłem wspinać się na najwyższy podbieg gdzie na szczycie dwóch strażaków stwierdziło :"jak Pan się tu wdrapał to tak jak by Pan już bieg ukończył".Na ich zdziwienie że tu już jestem podałem im że robię za "zająca".Niewiele zrozumieli ,ale byli mi bardzo życzliwi. Na 26 km sędzia sprawdzający czy wszystko na trasie gra ,otworzył drzwi gazika wyrażając podziw ,że udało mi się już tu dobiec informując ,że pierwszy zawodnik jest już za półmetkiem. Gdy odjeżdżał zapewnił mnie , że za ambicję ,na mecie dostanę również medal ,mimo że nie płciłem wpisowego i nie brałem numeru. Z powodu nie wpłacenia wpisowego odmawiałem dziewcznom brania picia, na punktach odżywczych. Ucieczka przed goniącymi tak mnie pochłoneła ,że nie wstąpiłem po drodze do żadnego sklepu a miałem taki zamiar.W tym czasie Kolega Koselski i "Meta" dwoili się i troili ,aby zlokalizować mnie gdzie ja jestem ,przed ,czy za nimi. Jakieś cztery km przed końcem na wysokości Zakładu Kamierniarskiego dochodzi mnie pierwszy zawodnik z nr "32"- białorusin gdzieś około 1 km za nim goni wysoki brodacz ,który jak się okazuje później jest trzeci. Znów duża przerwa i następny. Do stadionu wyprzedza mnie jeszcze pięciu w tym jeden z "Mety".Biegną w znacznych odstępach.Ja na stadionie melduję na 8 miejscu. Spiker o wszystkim wie i poświęca mi parę ciepłych słów. Gdy piję gorącą herbatę na stadion wbiega pierwsza kobieta .To Elena Cuchło. Na mecie się uśmiecha ,jest zdziwiona moją obecnością.Na razie się nie wydaję , gram dalej .Chowając plecy z napisem "turysta "z medalem na piersi chodzę wsród zwycięzców poklepując ich ,bo na mecie melduję się Miluk ,kolega Krzyśka Kosy. Łapie herbatę i wali do mnie z pytaniem jaki czas. Palnąłem dwa zero jeden .Nikt nie protestuje.Udaję że ze zmęczenia trzymam się barierki.Słyszę to Kosa przerżnął piwo.Czekam na Krzyśka i jego kolegów ,jednak jest mi zimno .Zaczyna padać śnieg .Chowam się na świetlicy.Jakiś miły Pan prosi mnie o nazwisko.Zanosi Paniom i prosi je o wypisanie dla mnie dyplomu (Bardzo ładnego biegacz na tle góry ,z porozrzucanymi u podnóża miejcsowościami). Pojawia się Krzysiek.Pytam no co łyso Ci ? Patrzy na mój brzuch ,kręci głową ,wyciąga rękę ,próbuje gratulować.W jego oczach widzę niedowierzanie.Jest mi go żal .Przyznaję się do oszustwa.Wraz z kolegami śmieje się ,że tak się dali nabrać.W międzyczasie miły Pan wyczytuje moje nazwisko ,aby zgłosić się po dyplom.Podchodzi Kosa podaje puszkę piwa.Protestuję ,że mi się nie należy.To my powinniśmy się domyślić ,że to podstęp.Udało ci się nas nabrać ,szukaliśmy ciebie na trasie więc piwo twoje.Piwo wypiła mi żona.Z kolegów ,z którymi przyjechałem miałem być ostatni ,a byłem pierwszy.Do domu wróciliśmy o czasie.Tak się skończyła moja przygoda w Sobótce. |