Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 705/1684661 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Kopce trzy...
Autor: Stanisław Polak
Data : 2015-10-06

Patrzę w dół. Trochę drobnych kamieni, nierówności, niczym miniatura przeniesiona żywcem z łatwych górskich ścieżek. Ale tylko na niewielkim odcinku. Potem pod nogami pojawi się wytwór cywilizacji – asfalt. Rzut oka wokół – tłum, gęsty tłum. Kolorowy. Roześmiany. Z marzeniami i planami. Pełen nadziei. Ten stan podniecenia będzie widoczny również na mecie. Ale jakby jednak inny. Z nutą cierpienia, śladami walki.

Powoli koncentruję się na sobie. Muszę uważać zaraz po starcie. Dużo zawodników. Szybkich. Młodych. Sprawnych. Z dzikością w oku, z ochotą na dokonanie niemożliwego. Na szczęście jest sucho, słonecznie, temperatura zaskakująco wysoka jak na początek października. Jestem rozgrzany, mimo to trzeba uważać – na zbiegu, na ostrych zakrętach, wreszcie na kocich łbach. Organizator zadbał o wszystko.



Strzał. Start. Dzikość tłumu! Wyrwali niczym strzała uwolniona z cięciwy tatarskiego łuku. Biegną, lecą na złamanie karku! Ja z nimi. Ostrożnie. Ale szybko. Jestem skoncentrowany. Cholernie skoncentrowany! Odcinek żwirowy za mną. Pojawia się asfalt. Ostry skręt jeden i drugi. Kładka. Ciasno. Jakby wszyscy chcieli w tym samym momencie przecisnąć się przez ledwo co otwarte drzwi.

Pojawia się lekkie drganie na mojej dłoni. To zegarek biegowy ożył, informując, iż właśnie minęliśmy pierwszy kilometr. Zerkam kątem oka. Trochę za szybko. Z drugiej strony było w dół. Teraz trochę pod górę. Minimalnie zwalniam. Jest przełamanie. Pojawia się kostka – kocie łby. Na szczęście buty dobrze trzymają. Mijam dwóch zawodników, ale i mnie wyprzedza kilka osób. Tętno wzrosło. Czuję to, choć nie używam pulsometru. Nie jest jednak za wysokie, a w normie dla tego tempa. Rynek Podgórski. Rzut oka na neogotycki kościół. Wspaniały! Przy tej szybkości nie ma jednak czasu na podziwianie „pięknych okoliczności przyrody”. Znów dość ostry skręt jeden i drugi. Wbiegam na Kładkę Ojca Bernatka. Podbieg, zbieg, ostry skręt w lewo.

Tłum wyraźnie przerzedził się. Do głosu zaczynają dochodzić zawodnicy dobrze czujący się na prostych, płaskich trasach. Dla nich są Bulwary Wiślane. Aż do Salwatora. Potem zaczną dominować ci, co moc w nogach czują wielką. I biegać po krosie, po górach nie boją się.

Utrzymuję stałe, dość szybkie tempo. Nie kładę jednakże wszystkich sił na szalę. Za wcześnie. Biegnę progowo. Jak na treningu. Czuję jednakże, że świeżości nie ma. Słońce mocno przygrzewa, ale jest do zniesienia. Wody Wisły ożywiają umysł. Leki wiatr przewiewa twarz. Powoli przesuwam się do przodu, choć i mnie mijają. Widać, iż niektórzy nie są w stanie utrzymać tempa, które sami sobie narzucili na początku.

Nadwiślański szlak skręca w prawo, przechodząc w krótki podbieg. Rodzaj bramy z flagami informuje, iż jest to 5. kilometr. Przecinam drogę, mijając klasztor norbertanek. Teraz zaczyna się na dobre robota. Tętno od razu rośnie. Płuca ze zdwojoną energią łapczywie wychwytują cząsteczki powietrza, starając się dostarczyć do dobrze już rozgrzanej maszyny jak najwięcej paliwa. Tempo spada. Podbieg kasztanową aleją ciągnie się ponad kilometr. Wszystkim wokół daje się we znaki. Mnie też. Na jego końcu, na przełamaniu – punkt wodny. W biegu chwytam jeden i drugi kubek z wodą. Trochę cennego trunku idzie na schłodzenie rozgrzanej głowy, trochę piję… Moja wola, mój mózg wysyła sygnał do ciała – przyspiesz. Trochę z opóźnieniem, ale słucha. Tak musi być. Chcąc walczyć o dobrą lokatę, nie należy się zbytnio rozczulać. Nie ma na to miejsca. To nie bieg ultra – czas szybko płynie i jest go mało. Ból jest tylko próbą oszukania mózgu, ale to siła woli jest tu decydująca. Przyspieszam. Czuję jednakże, że to nie jest mój dzień. Nie da się oszukać rzeczywistości – skutki 100-kilometrowego niedawnego biegu w górach wyraźnie dochodzą do głosu. Mijam mimo to kilku zawodników. Po ich oddechu, pochylonej sylwetce i cierpieniu na twarzy widzę, iż podbieg kosztował ich sporo.



Szybki zbieg z Sikornika. Kolejny podbieg i wręcz karkołomny zbieg do ul. Starowolskiej. Tu zyskuję trochę. Ci, co mają doświadczenie z gór, są wygranymi.

Zaczynam najdłuższy podbieg tej trasy. Na jego końcu ogród zoologiczny. To niemalże 2 km i około 100 m przewyższenia. Trzeba się sprężyć… Zaczynam mocno pracować całym ciałem. Płuca pracują na pełnych obrotach, nogi wysyłają sygnały, że boli, że kwasu dużo, ale staram się to ignorować. Ja tu rządzę – nie one! Ręce chodzą w tył i w przód, niczym u boksera wyprowadzającego niekończąca się serię ciosów na korpus przeciwnika. Na półce za uszami zaczynają pojawiać się małe diabełki. Rozsiadły się wygodnie i śmieją się. Szepcą: „Zwolnij, odpuść. Po co ci to? Zatrzymaj się, odpocznij chwilę. Jest ciepło, przyjemnie, miło. Skorzystaj i ty”. Ignoruję i to, w końcu – przeganiam w diabły! Paszły won!

Wąwóz. Nachylenie wzrasta. Na szczęście sucho. Próbuję biec. Nie da rady. Przechodzę do marszu. Kilka osób wokół także. Cholera! Gdybym był w pełni sił… Żal.

Szalony doping bębniarza wywołuje uśmiech na twarzy, dodaje choć trochę energii.

W końcu pojawia się zoo. Okrążamy go. Stąd Aleją do Kopca zbieg w dół i ponownie w górę. Wytrzymam. Jest szansa na przyzwoite miejsce. Nie oddam tego. Pocierpię do końca. Ból. Ciężko dyszę, bo niby już prawie płasko, ale nie tak łatwo zmusić się do przyspieszenia po podbiegu. Walczę. Z sobą. Z przeciwnikami. Walczę o miejsce. O czas.

Ostatni podbieg. Jeszcze tylko okrążenie wokół kopca. Przyspieszam gwałtownie. Kibice klaszczą. Meta. Koniec!



Refleksja
Noga nie podawała, cel główny nie został osiągnięty, ale nie zawsze w bieganiu o to chodzi. Przyznaję jednak (przed sobą samym i przyjaciółmi), iż sportowa ambicja została podrażniona. A to oznacza…

Michale – dziękuję z udostępnienie zdjęcia.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
Tyberiusz
20:49
romelos
20:43
czeper
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |