Ten artykuł męczył się w mojej głowie już od dłuższego czasu. Nie mogłem go urodzić - a nawet kilkukrotnie zastanawiałem się nad jego aborcją. No bo po co komuś w dzisiejszych czasach jakieś tam marudzenie starego biegacza? Po co czyjeś miauczenie nad przeszłością? Dziś żyć należy chwilą - z dnia na dzień. Nikt nie potrzebuje rozmyślań nad problemami, których nie da się skomentować prostym emotikonem. A jednak w końcu zdecydowałem się ten artykuł urodzić: będzie o biegach, których już nie ma. Ale nie tylko o tym.
Dokładnie miesiąc temu opublikowaliśmy na łamach naszego portalu informację przekazaną przez organizatorów kultowego Biegu Katorżnika: prawdopodobnie w tym roku odbędzie się ostatnia już edycja tej imprezy. Powód? Ciągły wzrost kosztów, spadek frekwencji i coraz bardziej dokuczliwy brak rąk chętnych do pracy. Jednak to nie o powodach takiej decyzji dzisiaj będzie; dziś napiszę o społecznych efektach tego komunikatu.
Uważnie obserwowałem to, co działo się przez kilka dni po zamieszczeniu informacji zarówno na portalu, jak i na facebooku - organizatorzy wrzucili komunikat także na swoich kanałach społecznościowych. Śledziłem z zapartym tchem co się będzie działo - trochę dlatego, że w pewnym stopniu czuje się ojcem i matką tej imprezy.
Bieg Katorżnika 2008
I teraz pewnie jesteście ciekawi, co się działo? Zupełnie nic. Pies z kulawą nogą nie zwrócił uwagi na to, że zniknie tak niezwykła impreza. Nawet leśne echo miało to w dupie.
Jestem biegaczem starej daty. Pierwszy swój bieg zaliczyłem w 1991 roku - w czasach kiedy amerykanie lądowali na Księżycu, w Moskwie umierał Bierut, a w Polsce panował jeszcze komunizm. Biegów było wtedy mało, i każdy z nich był dla nas absolutnie czarodziejskim wydarzeniem. Gdy któraś z imprez miała organizacyjne kłopoty - brało się plecak, transparent, i jechało ją ratować. Może i było nas biegaczy niewielu - ale każdy był zakapiorem. Znaliśmy się jak łyse konie, które piły wodę na trasie biegu ze wspólnego wiadra. Nie było "jakoś inaczej" - było zupełnie inaczej.
Pamiętam, jak na początku nowego tysiąclecia umierał Maraton Warszawski. Wszyscy byli w szoku - jak to, nie będzie w stolicy maratonu? Tak nie można! Momentalnie znaleźli się ratownicy: zarówno nowi organizatorzy, jak i biegacze którzy złożyli ślubowanie, że pobiegną choćby w śnieżycy. Gdy zadzwonił smutny Pan i ogłosił, że "maraton nie może się odbyć, po Kaczyński będzie w tym terminie w Kościele na mszy świętej i zagrodzimy mu drogę dojazdu" - to mieliśmy tego Pana głęboko tam, gdzie nikt nie chciałby być. Maraton się odbył - i odbywa do dnia dzisiejszego. Młodzi tego nie pamiętają, ale tak właśnie było.
Piła Półmaraton 2001Pamiętam, jak w 2014 roku ogłoszono koniec organizacji Maratonu Ekologicznego w Lęborku - a była to impreza, którą dziś nazwalibyśmy kameralnym gigantem. Nie umiem chuchać i dmuchać - napiszę więc wprost: to był zajebisty maraton. Wiecie co się działo, kiedy ogłoszono, że impreza nie będzie się już odbywać? Dyrektor Maratonu - Krzysztof Pruszak - musiał wydać specjalny komunikat z prośbą, by imprezy nie ratować. Prosił biegaczy, by uszanowali jego decyzję. Ludzie w ramach protestu chcieli organizować marsze gwiaździste na Lębork - ale w końcu uszanowaliśmy.
Pamiętam, jak ogłoszono, że nie odbędzie się kolejna edycja Biegu Pamięci Dzieci Zamojszczyzny na 100 km. Wsiedliśmy w auta i pojechaliśmy ratować; w jeden dzień przebiegliśmy wszystkie etapy tylko po to, by podtrzymać ciągłość wydarzenia. Po roku impreza wróciła i odbywa się do dziś.
To były zamierzchłe czasy; kilkanaście lat temu - początek nowego tysiąclecia. Młodzi tego nie pamiętają.
Wrocław Maraton 2008
Dziś mamy już inne, lepsze czasy. Mamy amerykańskie media społecznościowe, chińską Alibabę, oraz węgierską prawicę. Mamy elektroniczne zgłoszenia, tanie linie lotnicze, a jak się komuś coś nie podoba - to może w ramach protestu rysować kredkami po chodnikach. Mamy wolność polegającą na tym, że mamy prawo mieć wszystko w dupie. Starzy tego nie rozumieją.
Maraton Wrocławski był imprezą legendarną. W pierwszym odruchu chciałem napisać, że kultową - ale kultowe to jest dziś powiększanie ust, wczasy w Chorwacji i filmiki na TikToku. Tymczasem Maraton Wrocławski był dla nas czymś więcej: był matką, ojcem, szwagrem i zięciem wszelakiej kultowości. Jego brak byłby kiedyś dla nas niewyobrażalny.
Wrocław Maraton 2003
Ale Maratonu Wrocławskiego już nie ma. Nikt nawet tego nie zauważył, nikt nie płakał i nikt nie skandował, że ***** władze Wrocławia. Maraton był, ale już go nie ma. Wystarczyło, że umarł Marek Danielak - jego organizator - i kilka miesięcy później zlikwidowano imprezę. Rach ciach-ciach. W pół roku zamieciono kilkadziesiąt lat historii. Nawet nie wyprowadzono uroczyście sztandaru - po prostu nie ma. I już.
Nikt nie płakał także nad niemniej kultowym Półmaratonem Jurajskim rozgrywanym zawsze w czerwcu w Rudawie koło Krakowa. A przecież impreza była legendą: ogniska do rana, pola namiotowe pełne biegaczy. Półmaraton był, i nie ma. A taki był wspaniały. A kto umarł, ten nie żyje.
W pierwszym odruchu chciałem napisać, że niedawno gruchnęła jak grom z nieba wiadomość, że nie będzie już także Gdańsk Maratonu. Ale ta wiadomość ledwo zaszeptała, zakomunikowała się niemal bezgłośnie. I co? Nikt nawet nie wzruszył ramionami. Oj tam, oj tam - był, i nie ma - za to woda w Bałtyku ciągle zimna.
Poznań Maraton 2010
Jestem pewien, że gdyby dziś ogłoszono, że za rok nie odbędzie się Poznań Maratonu - to efekty byłby taki sam. Oj tam, oj tam. Tylko najwięksi ekstremiści zamieściliby na facebooku ikonkę smuteczku. Wywrotowi zwyrodnialcy.
I teraz zastanawiam się: czyja to wina? Niczyja. Taki jest dzisiejszy świat.
Rozmawiałem niedawno z pewnym organizatorem. Takim, który organizuje imprezy z sercem: kilkanaście wydarzeń w ciągu roku. I wiecie co mi powiedział? "Nie opłaca się organizować dobrych biegów. Nie opłaca się inwestować w zadowolenie biegaczy. Jako konsumenci nie mają dziś żadnej lojalności w stosunku do wydarzeń w których uczestniczą. Mimo, że wyjeżdżają z naszych imprez mega zadowoleni mówiąc "oh, było u Was naprawdę super!" - to za rok znowu trzeba walczyć o uczestników niemal od zera, bo Ci zadowoleni pojadą rok później gdzieś indziej".
Kiedyś działała taka zasada: najlepszym banerem reklamowym był zadowolony uczestnik biegu. Wracał taki do domu i wszystkim opowiadał jak było super. A za rok przyjeżdżał znowu na bieg, tym razem wraz z przyjaciółmi. Dziś niestety to już nie działa: dziś jakość wydarzenia ma minimalne znaczenie przy podejmowaniu konsumenckich decyzji. Biegacz przyjedzie, pobiegnie, zje, wypije - i pojedzie do domu; nie czuje on wspólnoty z organizatorem: skonsumuje trasę, i niewiele go obchodzi co dalej.
Zamość 2002
Nie mogę jednak całej winy zrzucać tylko na biegaczy. Uczestnicząc w konferencjach biegowych słucham od lat zaproszonych specjalistów od kreowania biznesu: róbcie biegi dla wszystkich, a nie tylko dla biegaczy! Po co bieg ma być trudny, skoro może być łatwy? Po co limity czasu? Otwórzcie się na konsumentów! Żeby optymalizować dochody róbcie festiwale z wieloma dystansami - dla każdego! Jeżeli ludzie chcą biegać wirtuale, oferujcie wirtuale. Jeżeli chcą biegi na 5 km, róbcie biegi na 5 km. Miesiąc w miesiąc. Zarobek to zarobek. Pieniądz tylko czeka, by go podnieść.
Takie porad biznesowe święcą dziś triumfy. A my, organizatorzy, łykamy je jak pelikany; jak głodny pies tłustą kość. Po co organizować maraton, skoro można zrobić też półmaraton, dychę, 2 km i 300 metrów? Po co robić limit 6 godzin, skoro można dać 10 godzin? Niech medal dostanie każdy, bez względu na pokonany dystans. Medal dla każdego, bieg dla każdego, koszulka dla każdego! Efekt? Biegacze na biegach zmienili się w konsumentów, a biegi zamieniły się w sklepy z medalami i koszulkami. Konsument chce? Konsument ma.
Dzięki "nowoczesnemu" marketingowi biegi przyciągnęły do siebie nie tylko biegaczy, ale wszystkich mających gotówkę w kieszeni. Dziś uczestnikami maratonów nie są biegacze, tylko konsumenci. Nie sportowcy, tylko mieszkańcy. Nie wytrwale trenujący - tylko wszyscy, którzy zechcą wpłacić 50 złotych na konto organizatora.
Zrobiliśmy z biegów wydarzenia marketingowe. Zmaksymalizowaliśmy, zoptymalizowaliśmy, unowocześniliśmy. Niestety przy okazji także wykarczowaliśmy. Wymieniliśmy lojalnych uczestników na klientów budki z lodami - bo dzisiejszy konsument ma w nosie lojalność. I wcale się im nie dziwię: nie chcę być lojalny w stosunku do marketingowego produktu. Jako konsumentowi jest mi dziś zupełnie obojętne czy wystartuję tu, czy tam. Jadę tam, gdzie mi się akurat zachce - lub gdzie akurat mam po drodze; to moje wolnościowe prawo. Jako konsument mam prawo nie interesować się tym, co konsumuję. Nie czuje się więc częścią całości. Mam w nosie to, czy dany bieg istnieje, czy go zlikwidowano.
Maraton Wrocławski był, i go nie ma. Bieg Katorżnika był, i wkrótce go nie będzie. Gdańsk Maraton - już prawie nie pamiętam, że taki bieg kiedyś się odbywał.
Fajny jest ten dzisiejszy świat; taki nowoczesny. Biegacze zostali konsumentami, a organizatorzy producentami. Nie trzeba się przejmować tym, że coś wczoraj było, a dziś już tego nie ma. Żona Lewandowskiego pokazała zdjęcie dzieci na plaży w odważnej kreacji - i to jest ważne, a nie miauczenie jakiegoś starego biegacza.
Było, i nie ma. I co? I nic.
|
| | Autor: Admin, 2023-06-12, 10:37 napisał/-a: Nie ma darmowych obiadów :-) Jeżeli organizator nie podwyższa opłat startowych, to znaczy że ktoś inny za to płaci - np. samorząd :-) | | | Autor: Arti, 2023-06-12, 22:32 napisał/-a: Podaj konkretny przykład. Bo tak jak pisze Michał to nie dobrotliwi społecznicy a kasa podatników - mieszkańców danego miasta.
Przy wzroście wielu elementów rzędu 60% samo się nie spłaci.
Obstawiam,że mówisz o organizatorach państwowych...czyli większe podatki, większy budżet = mniejsza konieczność podwyższania opłaty ;) Ty za to płacisz, ja za to płacę i Michał za to płaci ;) | | | Autor: DamianSz, 2023-06-13, 19:42 napisał/-a: Przykład ? Ostatni mój start 4-go czerwca w Myszkowie Dystanse 21 km, 11 km i dodatkowo nw. Startowe 50 zł i było wszystko jak trzeba profesjonalny pomiar czasu , medale , posiłek nawet losowanie a ja za pierwsze miejsce w kategorii wiekowej dostałem bon na 200 zł do decathlonu.
Oczywiście, że to wszystko pewnie za pieniądze samorządu, ale jestem pewny, że organizują to ludzie, którzy za darmo poświecają swój czas a nawet pieniądze bo często pieką sami ciasta, ktorymi częstują nawet kibiców. Tak było w kolejnym biegu z bardzo niskim wpisowym nawet w dniu zawodów - Bieg na Magurkę. Arti naprawdę nie znasz ludzi, którzy są prawdziwymi pasjonatami biegów i robią coś dla innych za darmo ? | | | Autor: Arti, 2023-06-13, 22:45 napisał/-a: Tak jak myślałem, przykład ekonomiczny do bani ;/
A gdzie tu masz zamknięcia ulic centrum miasta, armię ochrony i sprzętu do wygrodzenia ulic i potrzebną do organizacji ? Każdy z tych składowych elementów kosztuje więcej niż budżet tego biegu.
Imprezy o których mówimy to organizator ponosi wiele , wiele tysięcy aby poinformować kierowców, wprowadzić znaki informujące na ulicach, ulotkować czasami po 2-3 razy tysiące gospodarstw domowych o zmianach w komunikacji. Czasami tablice świetlne na wjeździe na ronda itp.
Gdybym zaczął wyliczać to okazałoby się ,że samo przygotowanie informacyjne kosztuje więcej niż bieg któy wymieniłeś a gdzie do tego koszty biegu ?
W biegu na wszystkich dystansach pobiegło 250 osób...z tego wpisowego to nie wiem na co by miało starczych:
- nie wystarczyłoby na obsługę wolontariatu
- nie wystarczyłoby na zbudowanie startu
- nie wystarczyłoby na zbudowanie mety
- nie wystarczyłoby na wynajem biura, szatni i terenu
- nie wystarczyłoby na jakąkolwiek dokumentację
- itd , prawie na żaden element biegu ulicznego w centrum dużego miasta by nie starczyło.
Wiesz na co by wystarczyło?
- ledwo na zaulotkowanie informując mieszkańców i ledwo na oznaczenie trasy w mieście tablicami informacyjnymi dla kierowców ale to i tak chyba jeszcze by trzeba dopłacić.
Nie wiem dlaczego mówisz ,że owe osoby robią za darmo, przecież dostają pensję i robią to w ramach ich zadań rocznych. Oczywiście wkładają w to wiele serca, zaangażowania i często dają coś więcej jeszcze od siebie.
Ale przedstawiłem Ci jak wygląda rzeczywistość.
| | | Autor: Arti, 2023-06-13, 22:48 napisał/-a: Czysta prawda. | | | Autor: DamianSz, 2023-06-14, 08:12 napisał/-a: Arti, ale o czym Ty do mnie rozmawiasz ? :-) Przecież ja nie twierdzę, że z opłaty startowej da się zaspokoić wszystko co potrzebne do organizacji biegu.
Ja tylko uważam, że za te same pieniądze ( obojętnie skąd pochodzą - z naszych podatków, z samorządów czy z funduszy unijnych ) jedni potrafią zrobić zawody zachowując niskie wpisowe a inni podnoszą je dość znacznie a potem narzekają na spadającą frekwencję.
Przykład pierwszy z brzegu - dwa podobne GP w Mysłowicach i w Tychach. W obu miastach było kiedyś bez wpisowego teraz w tym pierwszym dalej tak jest w tym drugim startowe 20 zł.
Zaznaczam, że piszę o małych biegach, też często znikajacymi z kalendarza biegów a nie o zawodach typu maraton czy ta słynna dyszka w Poznaniu, bo Ty chyba o tym piszesz ? | | | Autor: DamianSz, 2023-06-14, 08:17 napisał/-a: Jak jakiś restaurator zafundował zupę na zawodach to wg mnie ten posiłek organizator pozyskał za darmo, ale rozumiem, że Ty mnie teraz wyprowadzisz z błędu pisząc, że ten przedsiębiorca pewnie podniósł cenę za inne zupy przerzucajac ten wydatek na innych konsumentów albo odpisał sobie to od podatku i tym sposobem wszyscy opłaciliśmy tą niby darmową zupę ? | | | Autor: Arti, 2023-06-14, 08:54 napisał/-a: Ale a nie piszę,że z wpisowego wszystko. Ja Ci napisałem, że żaden z tych poważnych elementów jako jeden osobny nie zostanie zaspokojony.
Podajesz przykład biegu w lesie za miejskie pieniądze a my mówimy głównie o biegach ulicznych. Wymieniłem Ci kilka zaledwie elementów organizacyjnych, których podany przez Ciebie bieg nie ma więc nie ma też tych kosztów.
Można zrobić bieg w parku dla 200 osób i upiec ciasto itp. Przecież to frekwencja obecnie większego spotkania biegowego.
To jest właśnie częsty błąd, ludzie piszą i podają przykład mówiąc o biegach parkowych i leśnych z małą frekwencją gdzie można zorganizować przy skrzyknięciu ludzi.
A my rozpatrujemy biegi głównie uliczne, które mają większe problemy kosztowe.
A potem ktoś mówi podając przykład na 200 osób w lesie - da się ? Da. Nie o to w tym omawianiu chodzi niestety.
| | | Autor: Admin, 2023-06-14, 09:08 napisał/-a: Po pierwsze: tak - nie ma darmowych zup. A po drugie znajdź restauratora, który ufunduje 11 tysięcy zup :-) To jak z koszulkami - kiedyś ktoś argument podnosił, że na biegu w Pikutkowie Dolnym w pakiecie były koszulki darmowe - a w Poznaniu nie umieją dać koszulek tylko jer sprzedają. No więc tak: na bieg dla 50 osób nawet ja mogę ufundować 50 koszulek bo to koszt 1500 złotych. Ale fundatora 8 tysięcy koszulek na maraton już nie znajdziesz, bo to 120 tysięcy złotych. | | | Autor: DamianSz, 2023-06-14, 09:16 napisał/-a: Teraz wszystko jasne ! :-) Wróciłem do mojego pierwszego wpisu i rzeczywiście mogłem w nim bardzo wyraźnie zaznaczyć, że chodzi mi przede wszystkim o zawody do 500 uczestników z małymi wyjątkami nawet do tysiąca.
Moja culpa !
| |
| |
|
|