2018-11-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Spowiedź trójkołamacza (czytano: 934 razy)
Trójka w maratonie połamana po raz drugi. W tym roku nabiegałem 2:58. Staję przed lustrem, patrzę sobie w oczy i mówię dumnie: „jestem trójkołamaczem”. Po chwili jednak duma zamienia się w zadumę i zaczynam uświadamiać sobie jakże grzeszne było moje życie biegacza.
Sporządzam rachunek sumienia i oto jest… lista moich siedmiu grzechów głównych:
Grzech pierwszy. Nie wiem co to jest prędkość progowa. Owszem, wiedziałbym gdzie szukać tej wiedzy, a w mojej biblioteczce stoją książki, w których o prędkości progowej mógłbym sporo przeczytać, ale jeżeli teraz, zaraz zostałbym wywołany do tablicy, to czułbym się mocno dyskomfortowo i pewnie nie byłbym w stanie udzielić prawidłowej odpowiedzi. Co gorsza – nie uważam, żeby ta wiedza była niezbędna do biegania maratonów poniżej trójki. Korzystam z planów Skarżyńskiego – a tam stoi czarno na białym, kiedy mam biegać kilometry po 3:40, a kiedy po 4:15, a czy to jest bieganie nad progiem, pod progiem, czy w progu, to już mnie nie interesuje.
Grzech drugi. Nie wiem jaki jest mój HRMAX. Gdy byłem początkującym biegaczem, starałem się namierzyć tętno maksymalne, a potem poukładać treningi wg stref tętna. Wyjątkowo mi to nie pasowało. Zamiast na bieganiu, koncentrowałem się wskazaniach pulsometru. Do bani z takim bieganiem. Spróbowałem raz i wystarczy. Przez kolejnych 8 lat biegania miałem gdzieś strefy tętna. I ponownie kłania się tutaj Jurek Skarżyński, który co prawda czaruje też strefami i hasłami typu OWB1, ale jak przychodzi co do czego, to każe zapieprzać akcenty w określonym tempie.
Grzech trzeci. Nie trenuję z paskiem do pomiaru tętna. Pochwalę się jednak, że czasami, w zimie, gdy biegam na bieżni automatycznej, zakładam pasek i spoglądam na aktualne tętno, ale tylko dlatego, żeby mieć więcej parametrów do monitorowania i zająć tym myśli. Nie analizuję tych wskazań i do niczego nie są mi one potrzebne. Ot po prostu cieszę oczy zmieniającymi się cyferkami w zegarku. Trochę śmieszy mnie takie rozczulanie się nad wskazaniami pulsometru, gdy ktoś wpada w panikę, że średnia z treningu wyszła mu o 2 bpm więcej niż powinna… Zmień model pulsometru – będziesz miał 4 bpm mniej.
Grzech czwarty. Nie biegam zawodów z GPS. Nie jest to może aż tak ciężki grzech, bo niedawno kupiłem sobie zegarek z GPS, ale kupiłem go do… pływania. Konkretnie to ma on funkcję liczenia przepłyniętych basenów i tylko na tym mi zależało, a GPS mam przy okazji. Aby oszczędzać baterię w moim zwykłym stoperze sparowanym z foot podem od niedawna korzystam z zegarka gps-owego na treningach, ale w mojej ocenie do ścigania się na zwodach taki sprzęt się całkowicie nie nadaje. Jestem na tyle niewprawnym biegaczem, że potrzebuję dokładnego pomiaru tzw. tempa chwilowego. Daje mi to foot pod. Dokładność tempa wyznacza niemalże co do sekundy. GPS tutaj odpada w przedbiegach. Tak myślę i wiem, że grzeszę.
Grzech piąty. Nie mam zainstalowanego endomondo. Ba! do niedawana nawet nie wiedziałem co to jest endomondo… W ogóle nie biegam ze smartfonem. Kiedyś truchtałem sobie razem z koleżanką, a ta miała przyklejony do swojego ciała smartfon. Mówię jej: „zegarek jest wygodniejszy, po co Ci telefon?”, a ona, że ma tam endomondo, a bez endomondo nie ma przecież treningu.
Grzech szósty. Nie wrzucam fotek z treningu na fejsa ani na insta. Przyznam się bez bicia, że nawet nie mam bladozielonego pojęcia co to jest inastagram… Pytałem koleżanki, która jest w miarę biegła w tych wszystkich social-popierdółkach. odpowiedziała, że fejs jest już passe, a insta jest trendy. Wiem co to znaczy „passe” i wiem co to znaczy „trendy”, ale nadal nie wiem co to jest instagram.
Grzech siódmy. Nie biegam w obcisłych podkolanówkach (tzw. kompresach, a może kompresorach). Mój grzech jest tym cięższy, że uważam, iż bieganie w takich skarpetach jest całkowicie pozbawione sensu. No rozumiem, że ktoś może mieć rozciętą skórę na łydce i jeżeli nie założy takich skarpetek to mu mięśnie wypadną w czasie biegu. Albo ktoś ma taki problem z regeneracją, że po przetruchtaniu 5. km jego nogi potrzebują 5 miesięcy na regenerację. W pozostałych przypadkach – nie rozumiem po co…. że modne? że sexy?
Żałuję za te wszystkie grzechy, obiecuję poprawę, a w ramach pokuty – jutro przebiegnę 20 km z GPS (ale bez podkolanówek).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2018-11-07,08:17): Świetne! Super spowiedź :) W zasadzie gdybym kiedykolwiek miał iść do spowiedzi to bym powtórzył prawie to samo :) Z jednym wyjątkiem; nie jestem trójkołamaczem tylko czwórko... Ale kto by się na jednym szczególe skupiał :) Niemniej łamaczowi trójek należą się gratulacje !
|