2012-02-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Nie taki mróz straszny. (czytano: 1222 razy)
Jak zimno musi być, żeby zniechęcić ludzi do biegania? W sobotę rano termometry pokazywały ok -20 stopni, a w Gołąbkach niedaleko Trzemeszna ponad 500 szaleńców stwierdziło, że przebiegnie się po lesie. Do czasu startu o 11. zrobiło się już cieplej, słoneczko świeciło lub jak powiedział jeden pan przy grochówce "słońce ładnie pracowało", więc ostatecznie mróz nie był tak dotkliwy. Przed startem pojawiły się wątpliwości co na siebie założyć, dodam tylko, że nie byłem sam z tymi wątpliwościami. W tłumie dało się dostrzec zawodników w wiatrówkach, w ocieplanych bluzach, koszulkach bawełnianych i kurtkach puchowych. Jeden zawodnik postanowił wystartować "na krótko", jakby przeniósł się w czasie wprost ze startu maratonu wrocławskiego, jednak może nie powinienem się dziwić tylko wziąć przykład, ponieważ ten pan ostatecznie dobiegł do mety pierwszy zostawiając wszystkich daleko z tyłu.
Warunki do biegu były fantastyczne, najpierw biegliśmy ulicą przez wieś, potem wbiegliśmy do lasu, białe leśne ścieżki, co jakiś czas czerwony Żuk straży pożarnej, obok ognisko. Organizatorzy wspominali o malowniczych terenach i nie było w tych zapewnieniach ani grama przesady. Taka trasa to szczególna gratka dla takich osób jak ja, które częściej biegają po posypanych żwirem chodnikach albo po błocie pośniegowym.
Nasza drużyna wystąpiła w silnym składzie, niektórzy startowali po raz pierwszy i chcieli po prostu wspólnie spędzić czas, inni przyjechali po raz drugi żeby poprawić swój czas z ubiegłego roku. W tłumie na starcie okazało się, że chłopacy kręcą się z przodu, kilka osób mniej więcej w środku stawki a jeszcze ktoś z tyłu. Przyznam się, że średnio mi to pasowało, bo przed startem Agnieszka wręczyła mi aparat - trzymaj będziesz robił zdjęcia.
Ruszyłem na samym końcu, spokojnie, pogawędziłem chwilę z dziewczynami, jeśli troszkę przyspieszymy to dogonimy naszą paczkę i pobiegniemy razem, ale wiem, że Aga z Anitą mają swoje tempo, więc sam ruszyłem do przodu. Po chwili zrównałem się z Agnieszkami i Emi, a gdzie reszta? Chłopaki gdzieś uciekli.. no tak. Moja misja zrobienia wspólnej fotki z trasy w zasadzie się zakończyła, zrobiłem kilka zdjęć i po niecałych dwóch kilometrach wspólnego biegu postanowiłem dogonić chłopaków i im też zrobić zdjęcie. Nie miałem pojęcia jak daleko mi uciekli, zapomniałem też, że Krzychu na początku leci bez opamiętania i zapewne pociągnął też resztę chłopaków. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, po prostu zacząłem wyprzedzać. Biegło się rewelacyjnie, ubrałem się w sam raz, śniadanko pożywne ale nie za ciężkie, na punkcie odżywczym oznaczonym tabliczką BUFET zwolniłem tylko po to, żeby zrobić zdjęcie strażakom. Oczywiście nikogo nie dogoniłem, do ostatniego zabrakło mi dwóch minut. Nic nie szkodzi, zrobiliśmy sobie zdjęcie na mecie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |