2012-09-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 1 Półmaraton Jakubowy (czytano: 3246 razy)
HM Jakubowy … czyli Kuchnia Polska.
Wieść buchnęła wczesną wiosną. Nareszcie jest … NASZ własny duży olsztyński bieg.
Tak właśnie NASZ taki jaki sobie wymarzyliśmy, trasą którą dokładnie znamy, którą możemy przebiec z zamkniętymi oczami, której każdy metr w myślach czujemy stopami.
Dyskusje na temat tego kto i jak planuje swój start, jaki dokładny będzie przebieg trasy rozgorzały już na początku sezonu. Masę wątpliwości, sugestii, planów.
Dużo dużo czasu i myśl przewodnia „żeby tylko się dobrze przygotować i zabłysnąć”.
Zima. Początek lutego … kurcze jak zimno temperatura spada -15st. Wracamy z Leśnej rzęsy mam „na sztywno”. Nie da się biegać, nie ma sensu. W planach pierwsze starty. Wiązowna. Nic to bieżnia. Trzeba się ratować. Na siłowni świeży temat … HM Jakubowy … pytanie w szatni … szykujesz się ? … hmmm niby nikt się nie szykuje … wszyscy pytają.
Cieplej, wreszcie cieplej -5st … w zasadzie lato. Lecimy na Leśną … tempo trzeba robić. Lipa … lód ślisko … masakra. Dajemy na bieżnię.
HM Wiązowna … „wmordewind”. No jest … pierwszy start zaliczony. Po biegu piknik, a w zasadzie jego namiastka. Chłopaki mówią … u NAS po biegu to jest atmosfera, a tu ? Szybko spakowane „zabawki”, medal na szyji … wracamy.
Zima jeszcze szarpie. Powoli „wchodzimy do lasu”. Oj oj ciężko. „No chłopaki las to jest to” … nogi nabrały pokory.
OK … sezon z grubsza zaplanowany. Był dobry początek. Plany rozpisane.
Lecimy HM Warszawski. Uff wielki świat. Most Poniatowskiego … ależ to wygląda. Ahh żeby tak
u NAS. Atmosfera … rewelacja … trasa … rewelacja … Już prawie wiem jak powinien wyglądać NASZ idealny bieg. Ale brakuje naszego małego Afterparty na Rynku ... niedosyt.
Ależ zielono, ależ pięknie, Leśna fe … las, ganiamy tylko po lesie, będzie siła. Forma idzie. Trzeba „zaliczyć coś” szybkiego.
10km Gdynia. Trasa pusta. Atmosfera w skali 1-10 … 1. Szybkość jest … już wiem NASZ bieg będzie szybki. Trasa łatwa … tylko gdzie ? U NAS „pagórki”.
Chłopaki mówią … HM Hajnówka ależ tam jest atmosfera … bieg przez puszczę … celownik nastawiony … jedziemy.
Nooo organizatorzy mnie zaskoczyli … witają … żubrzyk maskotka … fajny pomysł. Krzysiek opowiada jak tu się finiszuje, jak witają, jak nagradzają … już czuję powiew sławy. Wiem u NAS też tak będzie.
Poranek ciepło … kurcze za ciepło. Lecimy … wpadamy w puszczę. Las niby taki jak nasz … ale gdzie tam … NASZ ładniejszy, ciekawszy. Kibiców od 2km do 19km brak. Legenda jakoś prysła. Jest spotkanie w amfiteatrze, wręczanie nagród … prawie jak u NAS … Mam następny element u NAS będzie chłodniej.
10km Pasłęk. Czyli zestaw 1+4 … bieganie „w kółko”. Nie tak nie chcę … NASZA trasa będzie ciekawa.
Maraton Mazury. Czyli BBL na wyjeździe.
Strefa VIP w zasięgu. Heee … dziewczyny gwiazdorzą. Fajnie … u NAS też będzie fajnie.
Wakacje. Teraz będzie więcej czasu na bieganie. Trening jeden dziennie … a może dwa. Do Jakubowego 3 miesiące … cały rok zaprocentuje …
Leśna … już mnie trochę nudzi, las … może coś nowego … na stadionie tłok. Wymówki.
15km Lubiewo. Kurcze ale dziura … a jednak pomysł na promocję jest. Formy brak. Nic nie wyczaruję. A może zacząć szukać przyjemności w biegu ?
Szklarska Poręba … mekka biegaczy. Tak to tu są te słynne trasy. Biegaczy … brak. Może to nie tu ?
Hmm … a u nas trasy żyją … „cześć” … „co dzisiaj robisz” … „lecę z Tobą” … „a widziałeś jak na dychę pocisnął”.
Tłukę głową w ścianę … formy brak. Spirala wydarzeń się rozkręca. Kontuzja.
Wiem jakie elementy potrzebne są do dania idealnego … HM Jakubowy … przepis już prawie jest … tylko brak istotnego składnika.
10km Lubawa. W zeszłym roku było tu fajnie. W tym pewnie też … jedziemy.
Już wiem … HM Jakubowy trzeba „odpuścić”. Opłaty dawno zrobione … „przecież nic nie muszę” … „porobię za zająca” … „trening poprzestawiam i zadziała” … „tłukę" rower.
Na 6km mam już 6,8km … jak to jest oznaczone ? Co za lipa, kto dał atest ? Mój „zawodnik” się zupełnie zniechęcił. Wyszło 10,5km. Przyprawa do dania: Wiem ! NASZA trasa będzie dokładnie pomierzona. Ale nie będzie miała atestu … wątpliwości.
Właśnie trasa … jaka będzie trasa … „czy trafią” ? Opis jest, mapka jest. Sprawdzam … „żeby było blisko”. „Zawodnik” chce mieć życiówkę na HM … to musi być HM. Uff jest OK … dobrze wymierzone.
Salomon Run. Jest źle. W ogóle nie mogę biec. Zdjęcia porobię. Kurcze ale atmosfera. Ale walczą … a ja stoję … ależ mi się chce biec. NASZ bieg za pasem.
15 wrzesień. Sobota BBL. Kto biegnie ? I na ile ? To może lecimy razem ? OK tylko nie za mocno
na początku. „Dobra ale na 19km opowiem Wam dowcip o spluwaczce” … Grupa Jest.
„Zawodnik” ma wątpliwości … ja też … większe niż przy starcie „na swoje konto”. Spać nie mogę. Żołądek … awaria. Rano jeszcze sprawdzam trasę rowerem … czy na pewno leci tak jak było opisane. Pomiędzy 18km a metą trasa „skraca” się o 200m. Czyli będzie krócej … no trudno. Ważne że nie więcej. Meta niżej niż w zeszłym roku. „Dane” zebrane.
Start 12:30. Trzeba się zbierać … awaria … czym ja się tak przejmuję … Jakie tempo ustalić ?
„Nic najwyżej skoczę na Leśnej w krzaki … Potem ich dogonię”. Biorę „startówki” … „jak zdechnę to może mi te kosmiczne buty pomogą …” przecież dla nich ten bieg naprawdę ważny … nie mogę spaprać.
Godzinę przed jesteśmy. Kolorowo. Ludzi mnóstwo. Znajomi, znajomi, znajomi. „Moja Grupa” jest. Rozgrzewka nad jeziorkiem. Zagadałem się. Przecież miałem się porozciągać. Szybko przebieżki. Na start ! Ustawić się w połowie stawki.
Tempo ustalone. Lecimy na 1:56h tj. 5:30min/km.
Danie główne gotowe. Pachnie i wygląda przepięknie.
Ruszamy. Żeby tylko tempo utrzymać na początku. „Grupę” niesie. Założenie jest: „W dobrej kondycji dotrzeć na Leśną”. Pierwszy podbieg, skręcamy, znowu podbieg jesteśmy obok „Fety” … nadrobione 15sek. Może trochę za szybko ale „psychologia tłumu” robi swoje. W dół … „odpoczywajcie na zbiegach od samego początku”. Nawrót przy „Aquasferze”.
Kibiców cała masa, znajomi, znajomych, zdjęcia … ale fajnie !!!
Temperatura super. Poranny wiatr ustał. „Grupa” sama pcha się do przodu. Trzeba ich stopować.
Kółeczko. Uff nie było „dubla”. Pierwsze picie. Podgoniłem trochę do przodu, złapałem wodę, podałem. Muszę robić przebieżki pomimo że to 1/3 trasy czuję że takie tempo mnie „zaspawuje”.
Grupka zdecydowanie nabrała rozmiarów. Jest koło 10-15 osób. Tempo im pasuje.
„Dobra słuchajcie teraz jest około 2km cały czas w dół”. Odpoczynek i nadrobienie cennych sekund przed Artyleryjską i Leśną … „tam będzie pod górkę”. Zerkam na „virtuala” … 2 minuty zapasu. Za mocno. Ale grupa wygląda dobrze więc wątpliwości ustają.
Koło „Inki” łapię 2 butelki z piciem i izotonikiem. Rozdzielam. Piją chętnie.
Artyleryjska … zbliża się połowa trasy. Pomiary zaczynają mi się coraz mocniej „rozjeżdżać”. Moje kilometry „trąbią” wcześniej. „Nic to będzie gdzieś 21.300, zapas trzeba mieć i tyle.
„Za zakrętem będzie picie”. Nic z tego. A ja aż tyle wody w butelkach dla Nich nie mam.
„Grupa” wyraźnie poczuła podbieg. Leśna i „poprawka” następny podbieg. Ale było już 2:32 zapasu, więc można trochę ten kilometr „odpuścić”. Na górce mamy już tylko 2:15 na plus.
„Teraz 4km w dół, trzeba odpoczywać, trasę znacie jak własną kieszeń”. „Grupa” ma jakoś problem do powrotu do tempa jakie było przed podbiegiem. Przyśpieszam … czują i mówią „za szybko”. Widać zmęczenie. Wiem że zaraz będę musiał nad nimi „popracować” i czymś głowy zająć.
Liczymy miejsca tych co już zawrócili. Pierwszy leci Darek … rzucam … masz 200-300m zapasu, Paweł, Marcin. O ! Jest Tomek … „jesteś siódmy”. Krzysiek i Robert „dziesiąty, jedenasty”. Leci Wiola jest pierwsza … no ale ona to wie … więc: „dajesz Wiola, dajesz”. „Heniu finisz !” … kiedyś mnie za to „zastrzeli”.
Mamy 14km, woda się kończy … widzę porozrzucane kubki, więc „wodopój” przy Oczyszczalni jest. Na zbiegu przyśpieszam uzupełniam butelkę. Chłopakowi z wodą strasznie trzęsą się ręce. Rzuca że dalej są gąbki. Czekam. Tłok straszny. Izotonika jest jeszcze ¼. „Moi” dobiegają. Gąbek nie zdążyliśmy złapać. Trudno. Teraz 4km delikatnie pod górkę. Jak to przejdą to są już „w domu”.
Zaczynają się „schody”. „Grupa” się rozpada. Mój „zawodnik” powtarza, że za szybko. Zapas około 2:50min. Pilnuję tempa. 15 i 16km wracam do 5:30min/km. Odpocznie. Gadam o czym „wlezie”. „Cuda wianki”. Zostajemy we dwójkę. Wodą mogę „szastać”.
Źle „zawodnik” wygląda źle … spartoliłem … po co ? po co ? Tak biegnę, czemu szukam zapasu ?
Odliczam: zostały 2km podbiegu i 2 finiszu. „Na końcu Leśnej jesteśmy już prawie na miecie”.
Nowa zabawa. Wyprzedzamy. Na 16,5km siedzą dziewczyny z „folią życia” … rzucam „po ile” … dziewczyny mówią „po trzy pięćdziesiąt” … No ! „zawodnik” się zaśmiał … tempo już się delikatnie poprawia. Może przetrwa ?
18,5km dziewczyny siedzą na skarpie i kibicują … ha koleżanki ! „Zawodnik” rozkręcił się „na całego”
Na 19km odpalam dowcip o spluwaczce … nikt nie słucha …
Zbieg. Widzę z daleka „wodopój” pod wiaduktem więc wylewam resztę wody na głowę „zawodnika”. Biorę kubek z wodą i próbuję chlusnąć mu na twarz … nie trafiam. Trudno. Mam jeszcze izotonik. „Zawodnik” nie chce już pić … mnie szkoda wyrzucić … dopijam.
Został niecały kilometr. Zawodnik „ugotowany” ale noga mu się wyraźnie „kręci”. Podbieg … „odhaczamy” następne pozycje … żeby nie wbiec pod Wysoka Bramę za kimś … bo ciasno.
„Ciśnij za mną jest zapas 3:40” … no już wierzy … widzę sportową złość … prędkość naprawdę fajna. Nawrót … finisz … i … popełniam „sportowe samobójstwo” … puszczam żonę pierwszą …
Uff jest 1:51:59 netto średnia 5:18min/km ... pomiar dystansu „w punkt” 21097m … zapomniałem że rano oglądając trasę po 18km trasa była o 200m krótsza …
Mi smakowało … a Wam ?
PS.
Jest wtorek i znowu jestem głodny … biegania … chłopaki będą w lesie o 17-tej
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Master Piernik (2012-09-19,22:55): Co to za dowcip o spluwaczce ? :) antek1530 (2012-09-25,20:43): bardzo dobry bieg!!!!!! fidel (2012-09-26,07:43): Czytając ten opis dochodzę do wniosku, że ja tam biegłem. Tak naprawdę to wiem co straciłem :(
|