2009-10-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Huldra (czytano: 2298 razy)
Huldra
Do czego to prowadzi słaba znajomość języków – nie wyłapuje człowiek całego kontekstu wypowiedzi. Językowe zwroty stylistyczne pełne są niuansów wzbogacających przekazywaną treść o dodatkowe znaczenia. Nie uratuje sytuacji późniejsze sięgnięcie do słowników idiomów, frazeologicznego czy wyrazów bliskoznacznych. Coś już uleciało, przekaz dotarł – ale w formie najprostszej, a szkoda bo ważna jest właśnie „ta chwila”, ważne aby zrozumieć właśnie teraz.
Na biegu w Ystad, jak to zawsze przed startem, kręciła się grupka ludzi. Większość z nich dobrze się znała. Widać to było po wzajemnych pozdrowieniach i zachowaniach. Siłą rzeczy, jako człowiek „z za morza”, byłem skazany na większą samotność, więc grzecznie stałem i obserwowałem. Kontakt z innymi biegaczami następował jedynie w zakresie pytań i udzielanych wyjaśnień dotyczących technicznej strony biegu. Za jednym wyjątkiem.
Wśród grupki osób towarzyszących – rodziny, przyjaciół i znajomych, kręciła się postawna blondynka. Taka typowa „szwedka”, rozłożysta w biodrach, o sympatycznej, ale ciężkiej, nieco „końskiej” twarzy, z rozpuszczonymi włosami sięgającymi za łopatki. Siłą rzeczy człowiek wodził za nią wzrokiem. Znała większość ze zgromadzonych i również oni znali ją. Zachowywała się swobodnie, widać było, że dobrze się czuje w tym otoczeniu. Przemieszczała się od jednej stojącej grupki do drugiej, witając się z zawodnikami. Obściskiwała i obcałowywała mężczyzn, większą asertywność wykazując wobec nielicznych zawodniczek. Było to naturalne i piękne, jako żywo kogoś mi przypominała. Nagle coś w tej mojej obserwacji zazgrzytało. Jej zbliżanie się powodowało grymas niechęci i wewnętrzne napięcie u stojących obok biegaczy ich towarzyszek, czuło się, że najchętniej, gdyby mogły to uniknęły by z nią kontaktu. Również ci biegacze byli w co najmniej niezręcznej sytuacji, niby witali się radośnie i wylewnie, ale starali się jak mogli unikać w trakcie powitania zbyt biskiego kontaktu fizycznego i trzymać blondynkę na dystans. Lepiej mieli się „samotnicy”. Ci to sobie używali na niej. Serdecznie obściskiwali i obcałowywali, życzliwie oklepywali po tyłku obmacując pośladki, mocno, radośnie tulili ją do swoich piersi wcierając się przy okazji w jej. Blondynka zachwycona okazywanymi dowodami głębokiej sympatii szczerzyła zęby w uśmiechu, popiskiwała radośnie podszczypywana i oklepywana, pojękiwała z zachwytem ugniatana w ramionach, szczebiotała zachwycona rozglądając się dookoła, czy wszyscy dokładnie widzą okazywane jej względy. Wszyscy oczywiście widzieli. Część osób (wolna męska część) wyraźnie czekała, aż przemieszczając się z powitaniami od grupki do grupki dotrze w końcu do nich, część wykonywała taktyczne uniki przyłączając się do grupek/osób z którymi już się witała i do których na pewno przez jakiś czas nie powróci. Widać było po rzucanych spojrzeniach i wykonywanych gestach, że przynajmniej część rozmów toczy się o niej. Grymas na twarzy kobiet w trakcie wypowiedzi świadczył, iż raczej nie były one jej przychylne. Mężczyźni znowu, sądząc po uśmiechach, byli jej bardziej życzliwi. Wymieniane na ucho uwagi, błogie miny i dwukrotnie wykonane jednoznaczne gesty ręką i biodrami oznaczające kopulację, jasno mówiły o treści rozmów. Gdy blondynka dotarła ze swoimi powitaniami do organizatora, obok niego już czuwała żona z dzieciakiem, więc od niego uzyskała jedynie życzliwe acz wielce oficjalne poklepanie po ramieniu. Wyglądało, że zaszczytu tulenia z całego towarzystwa nie dostąpią jedynie ja i starsza para głośno rozmawiająca po niemiecku. Do niemców wyraźnie nie miała chęci się zbliżać, natomiast moja obojętność, brak jakiejkolwiek reakcji na rzucane spojrzenia i zachęcające uśmiechy zaczął ją po chwili wyraźnie denerwować. Kręcąc się po placu dotarła znowu do organizatora i szczebiocząc coś ogólnikowo zapytała jego widocznie w końcu wprost o niemców i o mnie gdyż on przerwał pakowanie rzeczy na punkty przepakowe, wyprostował się, rozejrzał i wskazując po kolei na niemiecką parę i na mnie odpowiadał jej. Przy moim opisie na jej twarzy odmalowało się zdziwienie i zaciekawienie (zaintrygowanie?).
Nie było już jednak możliwości się zapoznać, nadciągała godzina startu. Gdy jednak organizator podszedł do mnie pytając o moje rzeczy na punkty przepakowe, ja czując się usprawiedliwiony w swojej ciekawości, gdyż o mnie już wypytano, zapytałem go kim jest ta blondyna. Facet uśmiechnął się, rozejrzał i z miną sugerującą męską zażyłość odpowiedział krótko: „Huldra”. Zrobiłem przysłowiową „rybkę” widok której wywołał u niego potok słów, niestety z jego płynnego angielskiego wyłapywałem pojedyncze zwroty: „troll”, „woman”, „sex”, „love machine”, „boys”, „bad love”, „big problem” i podobne. Moje dopytywania spowodowały, że starając się wzbogacić opis zaczął używać słów całkowicie mi nie znanych. W pewnej chwili zamilkł bezradny wobec mojej niewiedzy językowej. Dopytałem go i zrozumiałem jedynie, że to nie chodzi o „trolls wife”, a bardziej o „troll - woman”, chociaż nie za bardzo widziałem tu istotnej różnicy.
Nadszedł start, przerwaliśmy rozmowę i zapomniałem o trollach, blondynkach i złej miłości. 160 kilometrów biegu nie poszło mi najlepiej. Dziwna i nagła kontuzja podudzia sprawiła, że po 120-tym kilometrze kuśtykając po plaży poważnie zastanawiałem się, czy zmieszczę się w limicie czasowym. Ostatecznie ostatnie 20 km przebiegłem na ketonalu i bieg skończyłem w limicie, jednak myśli związane z biegiem i z kontuzją wyparły głęboko w podświadomość „Huldrę”.
Jak to jednak bywa z trollami – były, są i będą. Moja osobista była „przyjaciółka” wypłynęła na powierzchnię i jak przystoi trollowi napsuła mi krwi. I wtedy podświadomość na zasadzie skojarzeń wypchnęła z powrotem do świadomości to określenie – „Huldra”. Dosłownie człowieka oświeciło – blondyna ze Szwecji to przecież w zachowaniu wypisz/wymaluj Madzia Raczyńska. Poszukałem, zaintrygowany, co miał Stephan na myśli opisując tak bogato, że aż niezrozumiale szwedzką blondynę z Ystad. No i proszę, u nas też są takie znane.
Huldra (norw. hulder) - postać z norweskich wierzeń ludowych, żeński odpowiednik trolla, a Troll – to zwykle wielkie, tępe, powolne, brutalne stworzenie. Huldry - w przeciwieństwie do trolli - były jednak pięknymi dziewczętami i na pozór niczym nie różniły się od zwykłych ludzi. Przedstawiane były w opowieściach jako piękne, młode kobiety. Opisy wspominają o ich długich włosach, które przykrywały plecy. Huldry zamieszkiwały przede wszystkim leśne ostępy, gdzie wabiły mężczyzn w jednym celu – odbycia z nimi stosunku. Jeżeli wybranek zaspokajał ją, Huldra odwdzięczała mu się obdarowując czymś, jeżeli nie to zabijała lub sprowadzała do Krainy Cieni. Oprócz kochanków nagradzani byli również ci, którzy jej w jakiś sposób pomagali, krzywdziła natomiast jak mogła tych którzy ośmielili się jej sprzeciwić. Jej jednostronne zainteresowanie mężczyznami powodowało, że niezmiernie trudno było piękną Huldrę wziąć za żonę. Ale takie sytuacje miały miejsce w opowieściach. Jednak po błogosławieństwie kapłana znikał w kościele cały nadludzki urok Huldry. Opowieści podają różne dzieje takich związków z Huldrą, przeważnie już mniej kolorowe, gdyż jej natura i przyzwyczajenia z dotychczasowego życia biorą zawsze górę.
Staro skandynawski przekaz nie stracił jak widać nic na swojej aktualności, opis dokładnie pasuje do Madzi i jej zachowań. Trolle żyją wśród nas. Jak również wredne, złośliwe, żeńskie odpowiedniki trolla – Huldry.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora kluseczka (2009-10-20,20:33): oj, Alek pojechałeś ostro po bandzie, ty łobuzie:):):) Ev (2009-10-24,00:55): fajnie by było jeszcze jakby to "piękno" pasowało ;)
|