2013-06-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ...porażka czy sukces, czyli...147Ultra... (czytano: 1274 razy)
...bardzo długo zbierałem się do dokonania tego wpisu...musiałem po prostu nabrać trochę dystansu do tego startu...przełknąć gorycz porażki ( wszak po raz pierwszy nie dotarłem do mety )...wyleczyć kontuzję stawu skokowego i...najnormalniej w świecie - przemyśleć sobie kilka spraw związanych z tą batalią...
...jakiś czas temu podjąłem szaleńczą decyzję, żeby...wystartować w 147Ultra na trasie Szczecin - Kołobrzeg...
...moja rodzina była przeciwko ( w sumie to ich nawet trochę rozumiem, mając na uwadze moje zdrowie ) )...moja pani diabetolog chciała mi dać skierowanie do psychiatry ;)...czyli pełne "poparcie" z każdej strony...
...jednak pomimo tego podjąłem decyzję, że...spróbuję...
...w drodze na dworzec kolejowy dopadły mnie jednak wątpliwości, ale...wytłumaczyłem sobie szybciutko, że...to nastąpiła kumulacja stresu przedstartowego ;)))...
...podróż do Szczecina minęła bardzo szybko i w miłym towarzystwie doświadczonego ultrasa Olka z Poznania..."wyróżnialiśmy" się w tłumie kolejowych pasażerów, więc...pomimo tego, że się wcześniej nie znaliśmy, to...szybko się wzajemnie "namierzyliśmy" :)...
...czas do startu także minął wręcz błyskawicznie...ja oczywiście "chłonąłem" wszelkie rady i podpowiedzi ze strony "starych wyjadaczy", dla których dystans 147 km, nie był od dawna żadną nowością...
...przed samym startem jeszcze obowiązkowa wizyta w toalecie i...do boju :)...
...od samego początku ruszyłem swoim spokojnym tempem, wszak...cel miałem jeden - ukończyć...pierwszy odcinek, z Placu Orła Białego w Szczecinie do Sowna, to była spora dawka asfaltu...jedynie kilka kilometrów było do przemierzenia leśnymi ścieżkami...do pierwszego punktu kontrolnego w Sownie ( 30 km ) dotarłem wspólnie z Marcelem z Piły...czułem się wręcz rewelacyjnie i byłem tym faktem mocno zaskoczony...pozytywnie oczywiście :)...zrobiłem sobie krótką przerwę...sprawdziłem poziom cukru, "doładowałem węgla do lokomotywy", założyłem czołówkę ( nastała noc ) i...już samotnie wyruszyłem na dalsze pokonywanie kilometrów...
...do kolejnego celu, czyli punktu kontrolnego w Maszewie, było zaledwie 17 km...jak się później okazało, było to najdłuższe 17 kilosków w moim życiu...na całym odcinku jedynie około 4 km asfaltu a reszta to pola, łąki i lasy...pełno dziur, korzeni i innych zdradliwych niespodzianek, które czaiły się w nocnych ciemnościach...praktycznie chwilkę po tym, jak skończył się "twardy grunt", pierwszy raz wpadłem w dziurę i poczułem ból w prawym stawie skokowym :(...to był jednak dopiero początek, ponieważ za nim dotarłem do Maszewa, to jeszcze kilkukrotnie i solidnie oberwało się mojemu "kulasowi"...jakoś jednak dotarłem do maszewskiego punktu kontrolnego ( 47 km )...noga w stawie bolała, ale...w sumie, to już bolało mnie wszystko, więc...poziom cukru...węgiel i...w drogę...kolejny punkt kontrolny czekał na mnie w Nowogardzie...
...to kolejny odcinek pokonywany głównie w ciemnościach...kolejny, gdzie asfaltu było, jak na lekarstwo...gdyby nie fakt, że każda nierówność sprawiała ból, to bym się nawet z tego cieszył...
...można powiedzieć, że od Maszewa, kolejne kilometry pokonywałem już tylko głową...marzenie o dotarciu do mety w Kołobrzegu, pozwalało na chwilę zapomnieć o kontuzji...hmmm...zacząłem nawet gadać sam do siebie ;)))...
...w połowie odcinka do Nowogardu zaczęło świtać i...wreszcie można było nacieszyć oczy widokami a...uszy porannym śpiewem ptaków...
...a co tam, że boli...jest super :)...
...w końcu dotarłem do punktu kontrolnego w Nowogardzie ( 69,3 km )...tutaj także nie zagościłem zbyt długo ;)...tradycyjnie sprawdziłem poziom cukru we krwi, uzupełniłem węglowodany i...walczyłem dalej, chociaż...pojawiły się pierwsze obawy...hmmm...dla mojej prawej stopy zaczynało się robić ciasno w bucie :(((...
...droga do Płot okazała się później, moim ostatnim odcinkiem w tej imprezie :(...z kilometra na kilometr było już tylko gorzej...ostatnich 5 - 6 kilometrów, to nawet zbytnio nie pamiętam :(...praktycznie nie mogłem już stawać na prawą nogę, ale...do punktu kontrolnego w Płotach ( 91 km ) jakoś dotarłem...
...wtedy jeszcze nie dopuszczałem do siebie myśli, żeby zrezygnować...postanowiłem zdjąć buty i pomoczyć nogi w zimnej wodzie...jak pomyślałem, tak zrobiłem i...hmmm...po ściągnięciu buta z prawej stopy...noga w kostce "eksplodowała" :(((...nie dość, że moim oczom ukazała się wielka bania, która uniemożliwiała ponowne założenie buta, to...jeszcze ten buraczkowy kolor :(((...
...wtedy było już wszystko jasne...
...to koniec...
...do osiągnięcia mety zabrakło mi 56 kilometrów :(((...
...hmmm...
...byłem strasznie rozgoryczony faktem, że...nie dałem rady, że...poległem, że...poniosłem porażkę...
...jednak z każdym dniem, zaczynałem zmieniać postrzeganie tego startu...
...przecież pokonałem aż 91 km i do tego w dobrej kondycji...pokonała mnie kontuzja a nie dystans, czy trudy trasy...to chyba jednak jest sukces...może niepełny, ale jednak sukces...
...już teraz postanowiłem, że w przyszłym roku wyrównam rachunki z 147Ultra...nie ma innej opcji...
...a niebawem...
...dokręce te brakujące 56 km z Płot do Kołobrzegu :)...
...a tak w ogóle, to...impreza wręcz fantastyczna...perfekcyjnie zorganizowana i...zdecydowanie warta polecenia...
foto: punkt kontrolny w Nowogardzie
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2013-06-21,15:01): Wojcieszku, gratulacje. To nie Ty padłeś tylko malutki fragment Twojego organizmu odmòwił wspòłpracy. Podziwiam, zazdroszcs a w przyszłym roku postaram się dołączyć. kudlaty_71 (2013-06-21,21:59): ...hmmm...Iszko :)...ja oczywiście bardzo liczę na Twoje "dołączenie" :)))... Marysieńka (2013-06-21,22:13): Wojtku....chylę czoła :) shadoke (2013-06-21,22:40): A jak dzisiaj ma się Twoja noga? Wybaczyła Ci? Teraz z doświadczeniem będzie o niebo mocniejszy:) kudlaty_71 (2013-06-22,06:23): ...hmmm...Marysiu :)... kudlaty_71 (2013-06-22,06:27): ...Iwonko...zająłem się moją nogą bardzo intensywnie i...już po tygodniu przemaszerowałem sobie spokojnie 5 kilosków, potem 8 a teraz...już prawie wszystko w normie, choć czasami jeszcze o sobie przypomina ;)...hmmm...a czy wybaczyła???...to się dopiero okaże, ale...mam nadzieję, że nie jest zbyt pamiętliwa ;)))... tdrapella (2013-06-24,14:30): Wojtku, kazdy pokonywany przez Ciebie kilometr trasy,treningu to zwyciestwo! Pokaz mi kogokolwiek z podobnymi problemami zdrowotnymi do twoich ktory dokonuje takich rzeczy. Chyle czola i trzymam kciuki za wszystkie nastepne starty kudlaty_71 (2013-06-25,10:05): ...Tomku...jest sporo "słodziaków" uprawiających sport...są nawet tacy, którzy robią to na najwyższym poziomie światowym...hmmm...wprawdzie nie mają takich powikłań cukrzycowych, jak w moim przypadku, jednak dla nich wielki szacunek... kudlaty_71 (2013-06-26,09:48): ...hmmm...jeśli o mnie chodzi, to...kolega Kwasiżur ma zaproszenie na przyszłoroczną edycję...na zachętę dodam, że...na mecie czeka chmielowy izotonik ;)))... kudlaty_71 (2013-06-26,22:28): ...hmmm...w ostatnim stwierdzeniu proszę o usunięcie "być może" i...tego się trzymaj ;)))...pozdrawiam...
|