2013-10-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Poznań (czytano: 1712 razy)
W styczniu tego roku wróciłem do biegania a Maraton Poznański miał pokazać mi na co mnie stać po 50-tce. Trenowałem wyjątkowo systematycznie, zwiększając objętość treningów od 25 km w styczniu do 100 km tygodniowo w BPS przed maratonem. Przez pierwsze pół roku moje treningi kompletnie nie napawały optymizmem, wolne tempo, duże tętno, po prostu masakra. Pewien przełom nastąpił w lipcu, bieganie zaczęło mnie ponownie cieszyć, wprowadziłem wtedy do treningu akcenty oraz długie wybiegania. Czułem jak forma z tygodnia na tydzień rośnie. Pod koniec sierpnia sprawdzianem był maraton Leszno, który chciałem pobiec w pierwszym zakresie w czasie 4:10:00 i miał być to „luzik” Niestety nie udało się, na ostatnich 10 km straciłem 4 minuty i był to bieg w drugim zakresie, na pewno nie mogę o nim powiedzieć „luzik”. Planowałem po cichu w Poznaniu wybiegać 3:45, jednak kończąc maraton w Lesznie stwierdziłem, że pewnie 4 godziny złamać będzie trudno. Zrobiłem tydzień przerwy i rozpocząłem BPS w objętości 100 km tygodniowo 2 akcenty, 3 biegi wolne, plus wycieczka biegowa 35 km. Nastąpił kolejny przełom, zaplanowane akcenty wykonywałem w 100%, a forma z tygodnia na tydzień rosła. Szansa na 3:45 wróciła przynajmniej teoretycznie.
Maraton Poznański rozpocząłem z grupą na 3:45, tętno oczywiście dużo wyższe niż na treningach przy tym samym tempie. Dd tygodnia „przeżywałem” ten maraton jak pierwszoklasista, który za tydzień pójdzie do szkoły. Pierwsze 10 km biegło się mi się fatalnie, duży tłok, grupa mi ciągle uciekała, traciłem siły aby ich gonić po trawnikach ... itp.
a ciągłe spoglądanie na zbyt wysoki puls nie napawało optymizmem. Po 12 kilometrach postanowiłem wyprzedzić baloniki i biec przed nim, było tam zdecydowanie luźniej. Puściły wtedy nerwy, tętno troszkę spadło i biegłem w miarę swobodnie. Na 30 kilometrze czuję się znakomicie, zaczynam odliczać do tyłu 12, 11, 10, ... Na 36 kilometrze czuję już narastające zmęczenie, tętno bardzo rośnie i nieznacznie tracę tempo, dogania mnie grupa z balonikami. Biegnę z nimi około 2 km, na 40-tym kilometrze nie daje już rady utrzymać tempa na 3:45, zmęczenie sięga zenitu, grupa mi odchodzi, ale zadaję sobie sprawę, że do mety zostało tylko 12 minut więc się nie poddaję i biegnę ostatkiem sił. Wpadam na metę z czasem netto 3:45:44. Jestem z siebie bardzo zadowolony, powiem nawet ; dumny. Był to mój najlepszy maraton od 5 lat, no i czwarty raz pobiegłem poniżej 3:46 :-))
Przeglądając dzienniczki treningowe z 2007 roku z przygotowań do Maratonu Poznańskiego
stwierdziłem, że trenowałem wtedy bardzo podobnie, akcenty wykonywałem w takim samym tempie jak teraz, kilometraż też był podobny. 6 lat temu także nie złamałem 3:45, wtedy zabrakło 22 sekund teraz 44.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2013-10-16,11:28): Piękny bieg! Gratuluję. I to naprawdę pierwszy maraton od pięciu lat?? Fajnie, że znowu Ci się chciało. No i szkoda, że w tym tłoku nie udało mi się Ciebie wypatrzyć. Może następnym razem. :) Marfackib (2013-10-16,11:41): Iza ... to nie jest pierwszy maraton od pięciu lat, to mój najlepszy maraton od pięciu lat :-))) DamianSz (2013-10-16,16:51): Gratki Leszku. Właśnie to lubie w bieganiu. Długi okres przygotowań, planowanie, czytanie, słuchanie rad, sprawdziany.Potem emocje na starcie, walka na trasie i radosć na mecie jak się powiedzie. A jak nie to też za bardzo nie rozpaczam, bo przecież są jeszcze kolejne maratony przede mną a samo przygotowywanie się do nich też mi sprawia frajdę. DamianSz (2013-10-16,16:52): Gratki Marku oczywiście a nie Leszku ,-) Woland (2013-10-18,17:00): Gratuluję! To co, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś poprowadzisz mnie na życiówkę :)
|