To miało być wielkie sportowe wydarzenie. VI Europejski Festiwal Lekkoatletyczny rozegrany na noszącym od 3 lat imię Zdzisława Krzyszkowiaka stadionie Zawiszy w Bydgoszczy miał w założeniu dorównać sukcesów mityngów Żywca w Poznaniu. Czyli przy wypełnionym po brzegi stadionie popisom zagranicznych gwiazd towarzyszyć miały udane wystepy rodzimych gwiazd uzyskujących minima na mistrzostwa Europy w Göteborgu i mlodzieży rozprawiajacej się przynajmniej z rekordami życiowymi.
Mimo dużego nagłośnienia i paru znanych światowych nazwisk publiczności było niewiele. Tłoczno było tylko przy sektorze przy skoczni tyczkarek. A z dużej chmury spadl skromny deszczyk. Ludzi przyszło mniej, jakby przewidując, że nie wszystkie gwiazdy wypala. Przede wszystkim zabrakło dwóch tyczkarskich 6-metrowców: Afrykanera Okkera Britsa i Niemca Tima Lobingera, utytułowanego niemieckiego dyskobola Larsa Riedla oraz naszej Lidki Chojeckiej.
Czerwiński goni Chmarę, Małachowski Juzyszyna, a Ziółkowski dobił do 80 metrów.
Jakby na przekór tym vacatom, właśnie te trzy konkurencje przysporzyły sporo emocji i dobrych wyników. Przemysław Czerwiński po raz drugi w tym sezonie pokonał 5,70 m. umacniając swoją pozycję w światowej dziesiątce tego roku, a do poradzenia sobie z 5,80 m w trzeciej próbie zabrakło bardzo, bardzo niewiele. To byłby trzeci wynik tego sezonu i awans do krajowej elity wszechczasów. Na razie rekord Mirosława Chmary z 1988 roku (5,90) trzyma się mocno. W dysku drugi dyskobol świata, wicemistrz olimpijski Zoltan Kovago (66,62) wygrał z naszym Piotrem Małachowskim (64,21), który poprawiał się z kolejki na kolejkę i chyba już wkrótce odbierze wrocławianinowi Dariuszowi Juzyszynowi jego rekord sprzed 21 lat (65,98). A może dopiero w Göteborgu. Wydarzeniem zawodów było na pewno zwycięstwo Szymona Ziółkowskiego, który nie tylko zbliżył się na 15 centymetrów do zaczarowanej dla niego od 5 lat granicy 80 metrów, ale także po zaciętej walce pokonał swoich pogromców z helsińskich mistrzostw świata, gdzie zdobywając brązowy medal przegrał właśnie z Białorusinami; wicemistrzem świata Wadimem Dewjatowskim (79,81) i mistrzem świata Ivanem Tikhonem (76,88). W Bydgoszczy za Ziłokowskim był także ósmy na światowej liście tego roku Wegier Krisztjan Pars (78,77), który tym rzutem przesunął się na 5. miejsce. Renesans formy potwierdził Ziółkowski kilka dni później pokonując w Rehlingen 80 metrów rzutem na 81,36 m. To był 22. konkurs pana Szymona z pokonaniem 80 metrów, ale pierwszy od 15 września 2001 roku, kiedy zrobil to poprzednio w Jokohamie (81,82)
Dziewczyny lubią... biegać?
Na 1.500 metrów kobiet polski akcent to Agnieszka Fulbiszewska z AZS-AWF Wrocław w roli „zająca”. Nie po to tutaj przyjechała, ale Bogusław Mamiński kierownik konkurencji wytrzymałościowych nie lubi, jak mu się odmawia, a przekonywać potrafi. Agnieszka poprowadziła bieg na tyle szybko, że Olga Jegorowa (Rosja) uzyskała 5. wynik tego rok (4.03,86), a Ukrainka Tatiana Gołowczenko 9. (4.05,01). Szkoda, że z okazji na uzyskanie dobrego wynik i wskaźnika PZLA na Göteborg (4.08,00) nie chciała skorzystać Anna Jakubczak, która szybko zrezygnowała z biegu za Agnieszką oraz zabużankami i zanotowała tylko 4.10,82. Rekordy biły za to młode zawodniczki: 21-letnia Renata Pliś z Maratonu Świnoujście (4.12,74 o ponad 5 sekund, a kilka dni później w Rehlingen na 800 m – 2.03,11), 22-letnia Sylwia Ejdys z Bogatyni i AZS-AWF Wrocław (4.15,34 o prawie 7 sekund), 19-letnia Agnieszka Miernik z AZS-AWF Wrocław (4.20,76 o ponad 2 sekundy), 21-letnia Katarzyna Kowalska z Vectry Włocławek (4.23,88 o prawie 3 sekundy) i 19-letnia Monika Głuchowska z Siedlec Iganie Nowe (4.24,31 o prawie 2 sekundy).
Na niskich płotkach panowie daleko za paniami.
Wysoką formę na początek sezonu pokazały nasze płotkarki na 400 m ppł. Cała trójka uzyskała najlepsze tegoroczne rezultaty lepsze od wskaźnika PZLA na Göteborg (56,20) bijąc 5. na ubiegłorocznych MŚ Andreę Blackett z Barbadosu (5. – 57,76) i Rosjankę Marinę Szijan (4. – 57,14, a w ub. roku 55,04). Wygrała Anna Jesień z AZS-AWF Warszawa (55,29) przed Martą Chrust-Rożej (56,15) i Małgorzatą Pskit (56,18), obie z AZS-AWF Wrocław. Na 400 m. ppł panów pod nieobecność Marka Plawgi przeciętni rywale zagraniczni zdeklasowali rodaków. O zwycięstwo walczyła czwórka gości (wygrali Brytyjczycy Rhys Wiliams – 49,82 przed Davisem Greenem – 49,91 oraz Włochem Giannim Carabellim – 50,06 i Jamajczykiem Kemelem Thompsonem – 50,46), a Polaków kilkanaście metrów z tyłu przyprowadził do mety Jakub Adamczyk z Warszawianki (51,87).
W sprintach i biegach coś ruszyło.
Trochę optymizmu przyniosły męskie sprinty i biegi. Na 200 metrów Marcin Jędrusiński (20,95) potwierdzający powrót do Śląska Wrocław wygrał z szybszymi i wyżej notowanymi Murzynami z Wielkiej Brytanii Chrisem Lambertem (21,30) i Zimbabwe z Brianem Dzingaiem (21,34) najwięcej problemów mając z Niemcem Tillem Helmke (21,12). 400 metrów cała piątka kadrowiczów przebiegła poniżej 47 sekund mieszcząc się w 0,47 s (Marciniszyn 46,46; Kędzia 46,56; Klimczak 46,59; Wieruszewski 46,69 i Rsysiuekiewicz 46,93), a niedaleko za nimi obiecujący 17-latek z Zawiszy Bydgoszcz Marcin Kłaczański pobił rekord życiowy o prawie sekundę (47,44; a było 48,23). Kilka dni później w Rehlingen Daniel Dąbrowski (AZS Łódź) pobiegł 45,99.
Czapi i Popławski doganiają stracony czas, a młodzież się uczy.
Na 800 metrów Kenijczyk Joseph Mutua mający w dorobku czas 1.43,33 (2002 r.) przeegzaminował polską czołówkę dość pewnie z nią wygrywając (1.47,22). Biegnącemu długo na końcu stawki, dochodzącemu do formy po kontuzji Pawłowi Czapiewskiemu zabrakło kilkunastu metrów dystansu, aby ten bieg wygrać. Uzyskał najlepszy tegoroczny rezultat (1.48,48), ale ustąpił pierwszeństwa dwóm rodakom, także z rekordami tego sezonu: Grzegorzowi Krzoskowi (1.47,83, ale 5 czerwca poprawił się w Rehlingen na 1.47,61) i popularnemu „Jarkowi” czyli naturalizowanemu Etipoczykowi Yaredowi Shegumo (1.48,03). Bardziej ucieszył wynik 19-letniego zwycięzcy wcześniej rozegranego biegu „B”. Marcin Lewandowski z Ósemki Polic pobił rekord życiowym czasem 1.48,81 aż o 1,18 s lepszym od wskaźnika PZLA na mistrzostwa świata juniorów w Pekinie zbliżając się wreszcie do juniorskiego rekordu Polski Wojciecha Kałdowskiego sprzed 11 lat (1.47,67).
Wrocławskie akcenty tej serii to Łukasz Jóźwiak z AZS-AWF Wrocław jako zając i szóste miejsce z rekordem życiowym ubiegłorocznego juniora Adriana Danilewicza z WLKS Wrocław (1.50,97). Na 3 km z przeszkodami dwaj Kenijczycy z rekordami lepszymi od rekordu Polski wygrali niezagrożenie; Wesley Kiprotich (8.21,28 a przed 2 laty 8.05,68) wyprzedził na finiszu Richarda Matelonga (8.21,91; a w 2004 r. – 8.05,96). Trzeci Kenijczyk mający życiówkę lepszą od rekordu Malinowskiego Julius Nyamu (8.07,59 w 2001 r.) uległ z czasem 8.30,35 najlepszym naszym zawodnikom. Wracający do formy po kontuzji kolana, która zabrała mu całe zimowe przygotowania mistrz świata juniorów z 2001 roku 23-letni
Radosław Popławski (8.26.30) z Astry Nowa Sól uległ na finiszu rówieśnikowi z Orkana Wielkopolskiego Tomaszowi Szymkowiakowi (8.26,22). W pojedynku ubiegłorocznych drużynowych mistrzów świata juniorów Tomasz Murzyn z Elite Cafe Wawel Kraków zgubił na ostatnim kilometrze Mateusza Demczyszaka (9.01,67) ze Śląsk Wrocław i pobił rekord życiowy wynikiem 8.47,03. Z tych chłopaków coś jeszcze będzie.
Babska tyczka przed trybuną, ale w cieniu.
Mniej emocji niż się spodziewano dostarczył skok o tyczce kobiet. Najwięcej się dzialo, gdy przez prawie godzinę nasze mistrzynie rozdawały przed konkursem autografy. Konkurs pewnie wygrała Monika Pyrek (MKL Szczecin) 4,50 m, która po pokonaniu tej wysokości opuściła 4,60 m. czekając na to jak sobie poradzi Anna Rogowska (SKLA Sopot), która nie skakała na 4,50 m. Mająca lekkie perypetie zdrowotne z nogami Rogowska nie dała rady i musiała się zadowolić drugi miejscem z rezultatem 4,40 m. Tyle samo skoczyła w trzeciej próbie 23-letnia Iwona Piwowarska (AZS-AWF Warszawa). Czwarta z wyrównamym rekordem życiowym była 24-letnia Róża Kasprzak z AZS-AWFiS Gdańsk (4,30). Życiówkę pobiła piąta w konkursie 23-letnia Marta Plewa (4,20 m) z Ośrodka Skoku o Tyczce Gdańsk. Było już zimno, trochę ciemno i chyba zabrakło Pyrkównie motywacji do lepszych skoków na 4,65 m.
Wspomnienia nie zawsze są miłe.
Dobrze płatne konkurencje memorialowe (1.000 euro za 1. miejsce, 600 za drugie i 400 za trzecie) poprzedził bieg memoriałowy pamięci zmarłej w marcu br. Teresy Ciepłej. Smutne, że pod nieobecność Aurelii Trywiańskiej i Justyny Oleksy, Joannie Kocielnik do zwycięstwa na 100 m. ppł wystarczył wynik 13,61, który łatwo uzyskałaby już ponad 40 temu Ciepła, gdyby wcześniej przedłużono krótkie kobiece płotki z 80 metrów. Aż się nie chce wierzyć, że pod koniec lat 80-tych rezulat poniżej 13 sekund nie dawał medalu na mistrzostwach Polski, bo tak szybko biegało pięć naszych płotkarek. Na 110 m. ppł mimo przetrzymania przez telewizję rozebranych płotkarzy kilka minut przed blokami startowymi zaowocowalo falstartem Tomasz Ścigaczewskiego. Mimo wygrania drugiego startu uległ dośc wyraźnie łotewskiemu wicemistrzowi Europy z 2002 r., czwartemu na tegorocznych HMŚ Stanisławowi Olijarsowi (13,61 do 13,78). Obaj zawodnicy ścigają się od wieku juniorskiego czyli od ponad 10 lat, ale – jak zauważyli złośliwi obserwatorzy – wtedy obaj biegali szybciej.
Aleksander Waleriańczyk co prawda przedzielił medalistów tegorocznych HMŚ mniejszą liczba prób na pokonanej 2,20 m wyprzedzając „brązowego” w Moskwie Szweda Linusa Thörnblada, a ulegagając „srebrnemu” Rosjaninowi Andriejowi Tereszinowi (2,23), ale poziom daleki od tego, co pamiętamy z czasów Partyki, Trzepizura czy Wszoły. Po 2,20 skoczyli Sylwester Bednarek (RKS Łódź), Grzegorz Sposób (MKS Start Lublin), Wojciech Theiner (Pogoń Ruda Śląska) i Robert Wolski (MKLA Łęczyca), ale tyle to wynosił rekord Czernika sprzed 40 lat. Również wspomnienia o pchnięciach Komara czy Sarula musiały pocieszać widzów po czwartym miejscu Tomasza Majewskiego w kuli z rezultatem 19,48 m. Pod nieobecność zapowiadanego mistrza olimpijskiegoz Aten Ukraińca Jurija Biłonoga wygrali z naszym kulomiotem mający lepsze od niego życiówki Amerykanin Jamie Beyer (19,92, a w ub. roku 21,13) przed Finem Connym Karlssonem (19,82, a w 2001 r. 20,78 m.) i Słowakiem Mikulasem Konopką (19,62, a w 2001 r. 20,66 m). Za panem Tomkiem był za to Fin Ville Tisanoja (19,30 a przed 4 laty 21,09).
O nominacje do Pekinu...
... walczyły także juniorskie sztafety 4 x 100 metrów. Pierwszej męskiej drużyni już na drugiej zmianie ubył po złej zmianie jedyny rywal; druga drużyna. W samotnym biegu Karol Kleina, Jacek Roszko, Maciej Samborski i Jakub Lewandowicz uzyskali 40,02 lepiej o 0,18 s od wskaźnika PZLA. Pannom poszło gorzej Pierwsza juniorska sztafeta uzyskała wynik 45,68 o 0,43 s gorszy od oczekiwań PZLA.
Telewizyjny falstart.
Tak niestety trzeba określić sposób realizacji i prezentacji pierwszej dużej krajowej imprezy przez TVP. Wspominałem już o sprowokowanym przez realizatorów falstarcie Ścigaczewskiego. Jeszcze większego psikusa sprawiły „telewizory” Niemcowi Danny Eckerowi w skoku o tyczce. Tak długo przetrzymywali go na rozbiegu, że w efekcie musial atakować 5,40 m pod wiatr i oczywiście strącił. Po co tyle ustawianek, skoro nie było transmisji na żywo, a retransmisja była dopiero przed północą? Zabrakło w niej w dodaku dwóch najciekawszych biegów; na 1.500 m pań i 3 km z przeszkodami panów. Choć Robert Korzeniowski dowodzi sportem na Woronicza – to telewizja i tak pracuje po staremu.
Maciej Głowacki