2012-05-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak pięknie jest umierać czasem (czytano: 767 razy)
Cross Maraton przez Piekło do Nieba to moja ulubiona impreza i staram się brać udział w każdej jej edycji (w pierwszej nie startowałem bom jeszcze nie biegał ,a rok temu musiałem pauzować z uwagi na kontuzję)Na tegoroczny maraton jechałem bez specjalnych oczekiwań,po prostu chciałem ukończyć,a że biegam ostatnimi czasy sporadycznie i nie udało mi się zrobić w tym roku żadnego dłuższego wybiegania.Już początek dnia nie wróżył sukcesu,bo przez pół godziny nie mogłem znaleźć jedynych moich portek biegowych ,szczęśliwie udało się je zlokalizować. Wsiadłem na rower o wpół do siódmej i miałem do przejechania około 40km ,a jako że rowerzysta ze mnie bardziej terenowy niźli szosowy chciałem unikać asfaltu jeśli było to tylko możliwe .Po jakiś 5km pierwsza wtopa bo zabłądziłem dwa razy w lesie ,a że las nieduży był więc jakoś znalazłem właściwą drogę.W Końskich byłem chwilę po ósmej i chcąc uniknąć korków i asfaltu udałem się w stronę miejscowości Niebo .W Niebie cisza i spokój zresztą podobna sytuacja w Piekle .Gdzieś pod Piekłem spotykam pierwszych uczestników maratonu ,to Ci którzy wystartowali o godzinę wcześniej .W Sielpi jestem za kwadrans dziewiąta ,szybki odbiór numeru startowego i ekspresowa zmiana ubioru i o dziewiątej staję na linii startu .Już pierwsze kilometry pokazują ,że będzie ciężko ,biegnie mi się wyjątkowo trudno , mam drewniane nogi.Pierwsza 14km pętla wychodzi w godzinę i siedem minut , na 19 km mam już dość tego maratonu , jest coraz trudniej , nie mam siły aby biec dalej ,próbuje ratować się kostką cukru i ciastkiem serwowanym gdzieś między Piekłem a Niebem .Coraz częściej maszeruje ,a gdzieś na 24 km zdejmuję buty i próbuję biegu na boso wytrzymuję ledwo 0.5 km i zakładam buty , porzucam myśli o biegu i tylko idę i poważnie myślę o zejściu z trasy po drugim okrążeniu .Sympatyczny spiker zawodów komunikuje mi ,że biegnę na 3:40 ,więc jednak nie rezygnuję .Wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy ,a czarę goryczy przelewają momenty w których w odstępie kilku minut wyprzedzają mnie 4 dziewczyny .Próbuje kilka razy wrócić do biegu ,ale po kilku metrach rezygnuję z obawy ,że zaraz przyjdzie mi kopyrtnąć .Dopiero po kilku herbatnikach i czekoladzie odzyskuję energię , a może to wpływ tego ,że jestem na nawrocie w Niebie i teraz będzie tylko z górki a do mety tylko 7 km ? .Faktem jest że biegnę i wyprzedzam chyba 4 osoby .Na metę wbiegam po 4 godzinach i 15 minutach ,czyli o blisko 5 kwadransów wolniej niż 2 lata temu a satysfakcja z ukończenia o niebo większa niż wówczas .
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |