2011-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Po schodach pokręconych niezmiernie (czytano: 1229 razy)
Nie zdarza się to często, stracić kontakt z rzeczywistością podczas biegu. A tu mi się zdarzyło. Poszarzało, pociemniało, ręce wystrzeliły w kierunku sznurowych poręczy, które kołysaniem jeszcze bardziej wytrąciły mnie z rytmu. Ale do przodu, do przodu, trzymając się ściany, ta się przynajmniej nie rusza. Chyba? Nogi sobie nie dam uciąć. Zresztą nie czuję nogi. Czuję grawitację i ona mi wyznacza kierunek - napierać w odwrotnym kierunku, z którego to coś mnie ciągnie w dół, jak jakiś potwór z szafy. Z pominięciem zwyczajowej komunikacji mózg - mięśnie, jakoś inaczej, bezwiednie, do góry, schodek po schodku.
Ufff... To wszystko trwało sekundę, dwie. A cały bieg - prawie półtorej minuty. 1:25. Nie pamiętam końcówki tego czasu, a powinienem, końcówka była najważniejsza. Moje 3 miejsce na podium w kategorii wiekowej okazało się zwycięstwem o 0,06 sek.
Jakaż kolosalna różnica w doznaniach biegowych w porównaniu z tym, co wydarzyło się potem - Maraton Gór Stołowych, a następnie Bieg 7 Dolin. Ale o tym kiedy indziej.
Bieg po schodach na wieżę kościoła w Bielawie odwiedziłem drugi raz, drugi raz na podium, z tym że poprzednio w kategorii wiekowej byłem pierwszy. Konkurencja nie śpi, a czas miałem lepszy niż przed rokiem o CAŁE 3 sekundy. Zawody świetnie zorganizowane, emocjonujące, jak na slalomie gigancie. Przyjadę za rok.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |