2016-06-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kolejne zadziwienie (czytano: 708 razy)
Im więcej biegam, tym więcej się dziwię.
Sobota, Bieg im Piotra Nurowskiego w Konstancinie, 10km, temperatura 33C.
Zapijałem się "od wczoraj", przy śniadaniu, i tuż przed startem. Wodą, wodą z minerałami, wodą. Oblałem się wodą dla schłodzenia.
Ruszyliśmy. W garści pół butelki jakiegoś izotonika, schłodzonego przez noc. Pierwsze 2 km bezproblemowe. Kurtyna wodna, potem kolejna. Jest moc. Dziewczyny obok rozmawiają ze sobą, rzucają "tempo 4.40" . Super. Trasa w cieniu, więc gorąco nie jest aż tak koszmarnie uciążliwe.
Piąty kilometr, wodopój. Wyrzucam resztę izotonika, jest za słodki. Piję parę łyków wody, oblewam się.
Szósty kilometr. Pufffff. Zwalniam. I znów zwalniam. I jeszcze bardziej. Co jest??
Oddech równy, bezproblemowy, kolki nie mam ... a nogi nie niosą.
Reszta to walka o każdy krok.
Pierwsze 5 km zrobione poniżej 25 minut, zgodnie z planem i możliwościami. Druga piątka to 30 minut koszmarnych męczarni.
Dlaczego?
Roboczo sobie to tłumaczę przegrzaniem mięśni w nogach.
Na mecie wyglądałem podobno tak koszmarnie, czerwony i zapuchnięty, że Małżonka chciała mnie do karetki wlec.
Jednak niedobór wody? Czy przegrzanie? Czy co to mogło być?
I jak temu zapobiec przy kolejnej upalnej okoliczności biegowej?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |