2015-10-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 2 PZU Cracovia Półmaraton Królewski - relacja (czytano: 1203 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://maltanskibiegacz.blogspot.com/2015/10/2-pzu-cracovia-pomaraton-krolewski.html
Lata świetlne minęły od mojego ostatniego wpisu. Niestety w tym czasie nie działo się u mnie nic ciekawego pod względem sportowym. Przez 2 tygodnie dzielnie chodziłem na zapisaną elektrostymulację nerwu strzałkowego (w końcu się doczekałem, Vivat NFZ!...), dlatego też chciałem do minimum ograniczyć treningi, by rehabilitacja była bardziej skuteczna. Tak na dobrą sprawę, do biegania wróciłem tydzień temu. 7 dniowa przerwa w uprawianiu sportu poskutkowała wielkimi zakwasami i bólem… tyłka, ale musiałem się szybko poskładać do kupy, ponieważ na horyzoncie widać już było imprezę, na którą zapisałem się nieco przez przypadek, bowiem zabrakło miejsc na V Samsung Półmaraton w Szamotułach. Mowa o 2 PZU Cracovia Półmaratonie Królewskim.
Pierwotnie bieg miał się odbyć w niedzielę 25 października, jednak po wyznaczeniu na ten dzień wyborów powszechnych do sejmu i senatu, organizator postanowił zmienić datę na sobotę 24. Waz z Żoną ruszyłem więc na dworzec PKP w piątkowych godzinach popołudniowych. Przyjazd do byłej stolicy Polski zajął nam ładnych kilka godzin i ostatecznie zameldowaliśmy się w hotelu w nocy z 23/24 października. Fakt ten raczej wykluczał możliwość wyspania się. Zwiększył raczej jeszcze bardziej zmęczenie, które zawsze towarzyszy wielogodzinnej jeździe pociągami.
W sobotę budzik zadzwonił zdecydowanie za szybko. Niecałe 7 godzin snu spowodowało, że długo nie mogłem dojść do siebie. Szybki prysznic i śniadanie nieco postawiły mnie na nogi i pozwoliły bardziej optymistycznie myśleć o czekającym mnie starcie. Organizator ustalił, iż zawodnicy mogą w dniu startu odbierać pakiety startowe do godziny 9:30. Przeważnie na tak dużych imprezach staram się odbierać go dzień przed, jednak w tym przypadku było to niemożliwe. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem ogromne tłumy w biurze zawodów. Dosłownie setki zawodników ustawiało się w gigantyczne kolejki, czekając cierpliwie na swoją dotarcie do lady. Odbiór startowego zajął mi jakieś 40 minut, co uznać mogę za rekord. Cała baza zawodów (biura, start, meta, szatnie, natryski etc.) umieszczone były na Tauron Arenie, co uznać należy za dobry wybór, gdyż odciążało to śródmieście, a zawodnikom dawało duży komfort, gdyż warunki lokalowe były wręcz wymarzone.
Warunki do biegania były idealne: 10 stopni na plusie, zero wiatru, średnia wilgotność. Miodzio. Dobrze przygotowani biegacze mogli w tym dniu pokusić się o nowe życiówki. Sam czułem się tego dnia wyjątkowo dobrze, dlatego też postanowiłem ustawić się w strefie, przeznaczonej dla zawodników, którzy planowali przebiec dystans półmaratonu w przedziale czasowym 1:20-1:29. Tak szybko nie biegałem od maja tego roku, więc można śmiało powiedzieć, że sam rzuciłem sobie spore wyzwanie.
Rozgrzewkę zacząłem standardowo na 30 minut przed startem, na tyle blisko mety, by móc szybciutko wskoczyć w swoją strefę w ostatniej chwili. Niestety organizatorzy spłatali mi małego psikusa, ponieważ ta „ostatnia chwila przeciągnęła” się chyba do 11:05. Czekano na wszystkich spóźnialskich biegaczy, którzy nie zameldowali się na starcie. Hmmm… jak na tak poważną imprezę, decyzja moim zdaniem trochę dziwna, zwarzywszy, że 99% osób już stało rozgrzanych w lukach startowych, czekając na wystrzał startera.
Około 11:05 doczekaliśmy się w końcu na upragniony start. Od pierwszych metrów biegło mi się bardzo dobrze. Nawet nie poczułem tempa, które wynosiło 4:16/km. Gdzieś z tyłu głowy miałem w pamięci swój poprzedni start, który odbył się w Gnieźnie miesiąc temu, oraz to jaką cenę zapłaciłem za szarżowanie na początku biegu. Zastanawiałem się, czy tym razem historia się powtórzy, bowiem nie trenowałem przez ten okres jakoś szczególnie. Jednak mijały kilometry a ja nadal czułem się znakomicie. Tempo biegu systematycznie rosło, dochodząc do 4:03 na 7 kilometrze. Postanowiłem trochę przystopować, bowiem bałem się, że za chwilę odetnie mi prąd. Postanowiłem nie schodzić więcej poniżej 4:10. Gdyby udało mi się utrzymać takie tempo, byłby to świetny wynik. Nie mogłem jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Przede mną była jeszcze ponad połowa dystansu do pokonania. Na 10 kilometrze wciągnąłem jak zwykle żel energetyczny, który dodał mi nieco sił i pozwolił biec w założonym tempie przez kolejne kilometry. Nogi dały o sobie znać dopiero na 19 kilometrze, co właściwie nie miało znaczenia. Wycisnąłem z siebie ile mogłem i na 21 kilometrze zanotowałem czas 3:57/km. Wbiegłem na linię mety z czasem 1:28:13 (!) i nie mogłem uwierzyć temu, co pokazuje mi gps.
Po biegu nie byłem jakoś mocno zmęczony. Szybko poszedłem odebrać swoje rzeczy z depozytu, rzuciłem je w szatni i wszedłem pod prysznic. Po spłukaniu z siebie zmęczenia, porządnie się rozciągnąłem i ruszyłem na poszukiwanie Żony, która czekała gdzieś wewnątrz Tauron Areny, która od chwili wbiegnięcia pierwszego zawodnika pogrążyła się w ciemnościach.
Po odebraniu gratulacji, udaliśmy się na wycieczkę po słonecznym Krakowie, bowiem tuż po zakończeniu przeze mnie biegu, nad byłą stolicą Polski, rozwiały się chmury i wyszło piękne, jesienne słońce. Przy okazji polecam każdemu wizytę w Krakowskiej Manufakturze Czekolady, w której zamówiliśmy sobie pyszną topioną czekoladę, oraz zrobiliśmy zakupy. Szczególnie upodobaliśmy sobie czekoladowe smoczki.
Podsumowując, 2 PZU Cracovia Półmaraton Królewski był imprezą udaną. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Piękna baza zawodów na Tauron Arenie, dobra praca biura zawodów (mimo gigantycznych tłumów), przyjemna, szybka i dobrze oznaczona trasa, oraz świetnie pomyślany finisz na płycie areny, były elementami, które sprawiły, że na pewno wrócę do Krakowa na półmaraton. Czego mi zabrakło do pełni szczęścia? Przede wszystkim kibiców na trasie. Były miejsca, gdzie było ich nieco więcej, lecz w ogólnym rozrachunku wypadli dość blado. Drugą kwestią do poprawy jest medal, który moim zdaniem wypada dość… blado(?) Zresztą sami oceńcie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2015-10-30,22:33): 1:28 też kiedyś chciałem mieć taki czas :) Za tydzień w Kościanie marzę o 1:38 :) Gratuluję Tobie pięknego wyniku! DzikMaltański (2015-11-01,07:30): Jeszcze wszystko przed Tobą!;) Ja w Kościanie chcę pobiec powyżej 1:30. W Krakowie to było szaleństwo. Dzięki i pozdrawiam;)
|