2019-03-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton Marzanny 2019 (czytano: 580 razy)
Biegać, nie biegać? Oto jest pytanie. Co zrobić gdy, pomimo wielu wybieganych kilometrów nie wiesz co dalej z tym fantem zrobić? Brak widocznego progresu, który dawał by nadzieję na coś więcej niż tylko nabijanie kilometrów, powoli odbiera radość z biegania. Coś trzeba z tym zrobić, a nie ma lepszego sposobu niż sprawdzenie się w ferworze zawodów, zwłaszcza, że w planach wiosennych zaklepany Orlen Maraton. Prawie „rzutem na taśmę” zapisuję się na półmaraton Marzanny w Krakowie. Trzy tygodnie przed Orlenem będzie w sam raz na sprawdzenie formy. W Marzannie biorę udział drugi raz, fajny bieg chociaż z pogodą tam nigdy nie wiadomo (wtedy nawet pruszył śnieg przed startem). Na szczęście w tym roku słoneczko było moim sprzymierzeńcem :0). Biegi w Krakowie zawsze są dobrze przygotowane - Start/Meta na Krakowskich Błoniach. Po tradycyjnym kopie w d.. i buziaku od mojego „menago” Agi, :0) ustawiam się w swojej strefie startowej na 2h chociaż z tęsknotą patrzę w przód na strefę, która w „poprzednim życiu” była moja. Pierwszy raz spotykam się z dzieleniem startu na strefy startowe, trochę się to przeciąga zanim ruszam, ale przynajmniej nie ma bardzo dużego tłoku (fajne rozwiązanie). Niestety zawsze trafią się jacyś „zapychacze”, którzy nie wiadomo poco ustawiają się w nie swoich strefach i blokują tłum, hym.... szkoda gadać. Biegnie się spokojnie i o dziwo w tempie jakiego nie widziałem od roku. Nawet ten start z dalszej strefy nie jest taki zły, bo mam satysfakcję z tego, że co rusz to wyprzedzam kolejnych biegaczy. Na wałach stawka już mocno rozciągnięta, biegnę wciąż w fajnym, jak na mnie, tempie co daje mi dodatkową motywację do walki o jakiś „fajny” czas. Słońce grzeje coraz mocniej, ale przy wałach biegnie się fajnie dzięki lekkiemu wiaterkowi znad Wisły. Obiegamy Wawel i dalej wzdłuż starych uliczek Krakowskich (tutaj można się zdziwić, bo nagle robi się chłodno, czar starego miasta) dobiegamy znowu do wałów, z których już tylko parę km do mety na Błoniach. Jak ja nie lubię tych finiszów na Błoniach, ta długa prosta, którą trzeba przebiec w tą i z powrotem ciągnie się w nieskończoność, a do tego z drugiej strony widzisz już metę. Ostatnia prosta jest dobrze, w dobrym nastroju bez „spiny” wbiegam na metę zadowolony z dobrze wykonanej pracy, bo osiągam czas poniżej 2h a dokładnie 1.54 - to na dzisiaj dla mnie dobry prognostyk przed maratonem i najlepszy czas w „nowym życiu”:0)
Paweł
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |