2012-09-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Iława - powrót z tarczą. Plan wykonany (czytano: 1344 razy)
Od czego tu zacząć kiedy serce tak bardzo się raduje. Wynik, który wywalczyłem w Iławie przeszedł moje deklaracje i najśmielsze oczekiwania. In plus. Tego dnia wszystko od początku po prostu mi sprzyjało. Miła atmosfera w domu i piękna pogoda jaką powitała nas Iława naładowała mnie pozytywną energią. Świadomość faktu poprawy formy przez ostatnie 10 dni poprawiała mi nastrój jeszcze bardziej. Jak dobrze, że od początku mojej przygody z bieganiem prowadzę dokładne notatki gdzie i jakie czasy kręcę. Po ostatnim treningu dokładnie wiedziałem w jakim stanie znajduje się moje ciało. Minimalnie słabsze od życiówki czasy na 12km i na 14km w poniedziałek i środę. Piątek bardzo powoli 7km. Niedziela start. Drugi raz na starcie w Iławie. Chwila wspomnień. Co pamiętam ? Wielką walkę, którą sobie bardzo cenię do dziś i to, że tamta trasa mnie sponiewierała. "złe rozwiązanie podpowie Ci prawidłowe" naucza mój ulubiony pisarz zatem już wiem czego nie powinienem robić a co zrobić muszę. Napojony, wyspany, odżywiony i wybiegany stoję na starcie i jak wszyscy czekam na przedłużający się start. Dzięki temu mogłem dłużej pogadać z moimi biegowymi przyjaciółmi Kamilą, Jarkiem no i Krzysiem, którzy ustawili się tak jak ja prawie na samym końcu. Krzyś prowadził Kamilę na złamanie dwóch godzin a przy okazji swój bieg traktując bardzo treningowo do maratonu w Wawie. Jarek czaił się na 1:50 a ja na 1:55 w najskrytszych marzeniach. Sławek mój kuzyn, którego rok temu namówiłem na debiut startowy poszedł do przodu jak zwykle nieświadom że za godzinę i 25 minut wprawi w osłupienie całą rodzinę zajmując 27 miejsce w open! Start. Kocham ten moment. Brak mi teraz jakiegoś komentarza. Wszyscy to lubią. Krzysiek z Kamilą wyskakują do przodu. Jarek gdzieś mi znikł. Trzymam się Krzyśka i chwilę potem mam wrażenie, że jest szybko. Biegam bez zdobyczy techniki i czuję nieźle prędkości. Wiem, że jest około 5:10 na km (wiem bo dostaję zadyszki na tym tempie)Mówię im, że ciut za szybko jest. Po chwili zegarki dają pierwsze pomiary - wszyscy zwalniają ale Krzyś z Kamilą tylko trochę. Zabieram się z nimi czując, że to prawie optymalne tempo dla mnie i na dobry wynik. Po dwóch trzech kilometrach tempo się stabilizuje. Chwilami nawet czekam na nich. Przed piątym km odczuwam ból brzucha - praktycznie pierwszy raz kiedy biegam. Mówię o tym Krzyśkowi. Z prawdziwą troską w głosie dopytuje co jadłem przed biegiem. Kilka bananów i rano płatki. Może za pełny wystartowałem. Dobiegamy do 5km i czuje jak ból odchodzi i że organizm przechodzi na metabolizm biegu jak to sobie nazwałem. Czuję się świetnie. Mimo dość szybkiego tempa. Oglądam się za siebie i czekam znowu na swoich. Postanawiam biec w swoim naturalnym tempie. Tak jak na ostatnim treningu na 14 km tylko minimalnie wolniej. Gdzieś tak na 5:10, 5:12/1km. Oddalam się od Krzyśka i Kamili. Nie zobaczę ich już do samej mety. Biegnę w tłumie ale tak naprawdę bez presji znanych mi osób zaczynam biec jakbym biegł samotnie. Wpadam w trans. Połykam metry i kilometry. Wyprzedzam wielu biegnących do tej pory przede mną. Nie robię tego z próżnej chęci wyprzedania tylko dzieje się to samo - jest konsekwencją prędkości z jaką biegnę.Przed 10 km otwieram żel i czekam na punkt z wodą. Wyczucie dystansu niezłe bo po chwili dobiegam do pitstopu. Dobiegam do zbiegów. Jarek na wspólnym treningu powiedział, że na zbiegach jestem okropny. Zwieszam ręce aby odpoczęły przedramiona i mocno przyspieszam. Czuję jak wypoczywam. bardzo szybko regeneruje mi się organizm. Wyprzedzam w tym czasie jakieś dwadzieścia osób. Dobiegam do grupki doświadczonych biegaczy. Biegną równo i ładną techniką świadomi własnej siły. Biegniemy razem. Cieszę się, że mogę z nimi biec jak równy z równym. wysuwam się na czoło grupy. Rozmawiają i żartują. Podziwiają czyjąś wytrzymałość. "kozak" ktoś komentuje :"kozak to by był kiedy by trzy razy i bez wyciągania" Wszyscy wybuchamy śmiechem. Podjeżdża fotograf i robi nam zdjęcie utrwalając niecodzienną atmosferę naszej rywalizacji. Wkrótce odrywam się i od tej grupki. Za nawrotem zaczyna się podbieg. Długi. Pozbawia mnie świeżości, która tak długo mi towarzyszyła. Na podbiegu rozmawiam z kimś o naszych biegach w Iławie i Ostródzie. Oznajmiam, że zostanę tu na podbiegu a potem dorównam do niego. Zajmuje mi to kilkanaście minut. W tym czasie mijam piętnasty kilometr. Od tej pory walczę aby nie zwolnić. Dobiegam do pary wyglądającej mi na małżeństwo. Mężczyzna prosi wolontariuszkę o wodę. Podaje ją kobiecie. Najwyraźniej poczuł moje spragnione spojrzenie na plecach bo odwrócił się do mnie by podzielić się ze mną. Podziękowałem mówiąc, że jeśli do nich dobiegnę to chętnie skorzystam. Poczekali na mnie bym mógł się napić. Zapytałem czy będzie jeszcze coś z górki. "Będzie, będzie. Dobrze wam idzie także biegnijcie tak dalej. Macie szanse złamać 1:50." Nie mogłem uwierzyć, że jest tak dobrze. Poprawka - może być tak dobrze jeśli nie zwolnię. Czekam jest mały zbieg. Trochę odpoczywam na zbiegu ale organizm już nie jest w stanie nabrać mocy. Dłużą się metry. Przypominam sobie, że łatwo nie może być do samego końca. trzeba stoczyć dobrą walkę. Z całych sił utrzymuję tempo. Mija mnie kilka osób ale widać, że mocnych. Zastanawiam się ile do mety. Liczę, że jakieś 3km . Powinno być blisko. Długi czas biegnę myśląc ile do końca i czy nie stracę wiele na tym odcinku. Dobiegamy jak się potem okazało w pobliże Małego Jezioraka. Pytam kibica ile do końca. Wiedza o dystansie do pokonania pozwoliłaby mi rozłożyć resztki sił.Pada odpowiedź 4 km. Ścina mnie to z nóg. Niemożliwe myślę sobie. Nie dam rady. Będę musiał zwolnić. Tak się zdołowałem tą odległością, że nogi zrobiły się z ołowiu. Co tu zrobić - nic trzeba zacisnąć zęby i robić swoje. Dobiegam do zakrętu. Sędzia w osobie młodej dziewczyny informuje mnie "mniej niż dwa kilometry" Co? Zdumiewam się drugi raz w ciągu kilku chwil. Jednak dobrze oceniałem odległość i wcale nie powinienem się załamywać. Nie stwierdzę, że wstąpiły we mnie nowe siły ale na pewno resztki, które mi pozostały strasznie chciały być wykorzystane do końca. Utrzymuję prędkość. Nikt mnie nie wyprzedza i ja nie ścigam się z nikim. Na tym etapie wyprzedzanie wydaje mi się trochę nie fer. Tyle pracy ktoś wkłada aby dobiec na określonym miejscu a tu ktoś inny wydziera mu to na ostatnich metrach. Trochę to niehumanitarne. Wymówki skonstatowałem i pomyślałem " nie masz Krzychu siły i czepiają się ciebie takie refleksje." Tymczasem widać już znajomi mi teren.Proszę Boga abym nie musiał biec prawą stroną jeziora. Okazuje się, że nie trzeba. Lecę lewą stroną i zbliżam się powoli do upragnionej mety. Długa prosta zostało może 100 metrów. Zaczynam przyspieszać. Zbliżam się do zawodnika przede mną. Systematycznie przyspieszam. Biegacz wyczuwa podstęp i przyspiesza. Przyspieszamy razem. Idzie teraz na ostro. Dajemy z siebie wszystko i naprawdę biegniemy bardzo szybko. Ja przyspieszam i kiedy wydaje mi się, że zwyciężę w tym pojedynku on także daje maxa i razem jesteśmy prawie na mecie. Zaskakujące dla mnie jest to, że kiedy jeden drugiego przetestował i kiedy został nam jeden dosłownie krok do maty obaj zwolniliśmy razem klepiąc w matę. Przez pierwszy ułamek sekundy czułem się przegranym w tym pojedynku ale kiedy zawodnik jeszcze w pędzie odwrócił się do mnie aby przybić mi piątkę to czułem tylko szacunek z jego strony i podziękowanie za dobrą walkę. Czasy mamy te same. On 199 ja 200. Wiedziałem, że jest dobrze ale, że aż tak zorientowałem się kiedy przypomniałem sobie o stoperze. Wyłączyłem go kilkadziesiąt sekund po przekroczeniu mety a zatrzymał się na 1:49 z hakiem. Byłem zachwycony. Gdzieś z oddali dobiegł mnie głos żony i córki. Jako pierwsza znalazła mnie córka ciesząc się że nagrała mnie jak dolatuje i ,że mama nie zdążyła zrobić zdjęcia bo kazałem przyjść na metę 1:55 min po starcie. "Tato ale ty szybko biegłeś"- mówiła z niekrytym uznaniem. Pomyślałem sobie "tylko przez chwilę" .Zadowolenie wzięło źródło z dobrze wykonanej pracy i ze świadomości, że tak jak w Toruniu pobiegłem na 100 % swoich możliwości. Aby tak mogło być wszystko musi sprzyjać. Filmu jeszcze nie widziałem - brak czasu. Różnica pomiędzy pierwszym a drugim półmaratonem w Iławie dla mnie jest ogromna. Przepaść. Dwa światy. Piekło i niebo. Plan wykonałem. Miało być 1:55:00 Jest 1:48:34.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora darianita (2012-10-04,20:55): Swietna relacja z biegu! Jednocześnie gratuluję życiówki , możesz być z siebie dumny. To po prostu był Twój dzień!
|