Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

wel37
Paweł
Sosnowiec
HARPAGAN SOSNOWIEC

Ostatnio zalogowany
2023-10-17,18:51
Przeczytano: 626/1749606 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Mój Cracovia Maraton 2015
Autor: Paweł Warwas
Data : 2015-04-21

Coraz bliżej tak wyczekiwanej przeze mnie imprezy, a ja w coraz większym stresie. Wszystko tak się jakoś układa nie najlepiej. Kilka dni do maratonu, a u mnie wciąż coś nowego się uaktywnia. Wybrałem się na stadion, żeby komfortowo pobiegać parę kilometrów w szybkim tempie, a tu po chwili biegania na wyższych obrotach coś nie tak, piszczel lewej nogi tak boli, że musiałem się zatrzymać.

Nie dało się zrealizować tego treningu bo po ponownej próbie szybszego biegu ból powrócił. Nie przeszkodziło mi to na szczęście w biegu na niższych obrotach. Dzień odpoczynku dłuższe wybieganie i wracam do domu z bólem śródstopia. Co się jeszcze wydarzy? (myślę sobie) klątwa jakaś czy co? No ale jak to mówią do trzech razy sztuka , bo na tydzień przed startem „ ni z gruchy ni z pietruchy” pojawił się ból w „krzyżu”kręgosłupa. Ja pier.... co się dzieje? Przecież nie może się tak wszystko zawalić po prawie sześciu miesiącach treningu podporządkowanego jednej głównej imprezie! Tak, były też inne imprezy ale to jest priorytet dla mnie na ten rok.



Nie, nie ma takiej opcji żeby się poddać. Trochę maści lekki masaż rączkami żonki i nie myślę o kontuzjach, bólu. Zakaz pesymistycznego myślenia !!! Dni mijają szybciutko, pogoda jaką sprawdzam na dzień maratonu nie nastraja do biegania, ma być chłodno i deszczowo. Może być ciężko zrealizować mój cel. Cóż jak pod górę to pod górę :0( Dzięki uprzejmości Bartosza i paru innych osób dostarczono mi pakiet startowy już w piątek, co dało komfort spokojnej jazdy w niedzielę na start maratonu. Organizacja w Krakowie na maratonie z roku na rok jest coraz lepsza (a jest to już mój trzeci Cracovia Maraton) więc w prawie komfortowych warunkach można się było na miejscu przebrać i zrobić co trzeba :0) Uff nareszcie w stroju „roboczym” lekka rozgrzewka, emocje sięgają zenitu.Adrenalina działa na całego, nie mogę sobie znaleźć miejsca.

Parę fotek z Agą i Dorotką, która była z nami jako debiutantka w maratonie (kibic) :0) tradycyjny kop w d... na szczęście od żonki, buziol i spadam do strefy startowej. 10,9,8... spiker odlicza 3,2,1 ...tak teraz wszystko ze mnie zeszło, zero stresu, teraz jest tylko koncentracja i do przodu.
Dwa pierwsze kilometry ciut za szybko, i co? Powraca koszmar ze stadionu znowu piszczel. Nie, nie teraz myślę! Troszkę zwalniam tempo, nie jest źle ból się nie nasila. Może za mocno zasznurowałem buty? Biegnąc staram się troszkę ponaciągać sznurowadła. Po paru kilometrach zapominam o bólu, bo znikną :0) uff...teraz już nic mnie nie rozprasza. Na szczęście nic nie straciłem z założonego na bieg planu a nawet byłem na lekkim plusie. Na Błoniach wreszcie spotykam Harpaganów - Isa i Irek biegną przeciwległą prostą pozdrawiamy się kiwnięciem ręki.



W Krakowie biegamy dwie pętle. Szczerze to ja nie lubię biegać pętli, ale jest tego jedyny dla mnie plus Kibice. Wszędzie jest ich pełno, krzyki, gwizdy,trąbki.Cały ten gwar niesie nas zawodników jak na skrzydłach, i oczywiście mój prywatny„paparazzi” Agnieszka która jest w swoim żywiole „ostrzeliwując” po kolei znajome, i nie tylko, twarze. Jest dobrze, utrzymuję dobre tempo, na każdym kilometrze powiększając zapas czasu. Żele energetyczne działają, chociaż miałem pewne obawy bo nie przetestowałem ich przed maratonem. W międzyczasie z zadumy wyrywa mnie Magda krzycząc - dawaj Paweł! A tuż za nią biegnie Dorotka z ekipą Duchów. Cisnę dalej oddech równy. Cieszy mnie to bo ostatnio miałem z tym lekki kłopot, ale jak to mówią maraton zaczyna się po 30 km i to fakt 32 km lekki kryzys spada tempo zaczynam lekko tracić założone sekundy.

Nie jest to jeszcze tragedia, bo staram się to cały czas kontrolować i niwelować, ale coraz trudniej mi wychodzi zwiększenie tempa. Zaczynam odczuwać zmęczenie w nogach. Już prawie 40km, kontrola zegarka jest ok powinienem się zmieścić w czasie (założyłem sobie życiówkę 3.40 ) ale nie mogę już zbyt wiele tracić. Nie, nie po to tu przyjechałem żeby odpuścić na ostatnich metrach! Ostatni kilometr krzyczę do siebie w duszy, dajesz ku..... jeszcze kawałek! Wyprzedzam porę osób, dostaję dodatkowego bodźca do walki z czasem. Kibice, kibice, Aga, Dorota ale mnie niesie! Jest! to już koniec! Meta! Udało się 3.39.40 :0) Ciary na całym ciele, załamuje mi się głos w rozmowie telefonicznej ze Szwagrem, moim drugim kibicem (to "przez niego" wszystko się stało). Miesiące wylanego potu i przemierzonych kilometrów dały efekt.



Dziękuję mojej żonce Agnieszce za wsparcie jakiego mi dostarcza w spełnianiu mojej pasji, bo bez niej to tylko siąść i płakać :0) Dzięki wielkie również mojemu biegowemu „towarzyszowi broni” Jarkowi, który przyczynił się do mojego sukcesu.Dalszy ciąg sezonu mogę już traktować „lajtowo” , a będzie się jeszcze działo :0)



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:59
marian
01:33
waldekstepien@wp.pl
23:40
rolkarz
23:12
Wojciech
23:01
MariuszS10
22:30
Januszz
22:25
wwanat46@gmail.com
22:23
marczy
22:11
VaderSWDN
22:01
Flaming
21:56
conditor
21:45
Rychu67
21:35
rybkaw
21:34
uro69
21:30
benek
21:23
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |