2021-09-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 44 BIEG LECHITÓW I MISTRZOSTWA POLSKI LEKARZY PÓŁMARATON GNIEZNIO 19.09.2021 R. (czytano: 1448 razy)
Nieoczekiwanie znowu jadę do Gniezna po raz ósmy na najstarszy polski półmaraton.
Mistrzostwa Polski Lekarzy po chwilowym rozwodzie w 2019 r., kiedy odbyły się w Ustce, z powrotem
u Lechitów. Chyba nie do końca wiedziano czy bieg się odbędzie, stąd zapisy dopiero na początku sierpnia. W zeszłym roku pandemia stanęła na przeszkodzie i odbył się tylko bieg wirtualny.
Zaraz po zapisach wysyłam maila do Gnieźnianina Leszka z zapytaniem co z naszą rywalizacją
( aktualnie 4:2 dla mnie, mimo, że generalnie biegam wolniej ) – przysłał, że jest znowu peacemakerem na 1:40 i ma w plecy ( w dniu biegu okazało się, że jest chory i nie biegnie).
Przyjeżdżam tym razem sam i na liście startowej też prawie żadnych znajomych.
Jak zwykle biegnę z zamiarem pokonania magicznej 1:30.
Pogoda sprzyjająca ok. 14 st. pochmurno. Postanowiłem po raz pierwszy pobiec z peacemakerami.
Powiedzieli, że będą biec równo każdy kilometr. Start jak zwykle z Lednicy. Nie byłem tu 3 lata – ekspozycja w muzeum przeszła mały lifting.
Mimo pandemii i w miarę solidnych treningów nie do końca jestem pewny swojej formy. Kolega, z którym trenuje doradzał doping technologiczny, ale wyraziłem obawę braku akceptacji takiej postawy, ze względu na niesamodzielność mojego wysiłku.
Spora liczba biegaczy ustawiła się na 1:30 i na trasie początkowo trochę ciasno. Tempo 4:15. Radzę sobie dobrze, ale przez cały bieg wschodni wiatr z przodu przeszkadzał mimo, że próbowałem chować się za innych biegaczy. Na 5,11,16 i 19 kilometrze wodopój, z którego skrzętnie korzystałem ( tym razem 0,5 l butelki- duży plus, kubeczki niewygodne).
Nikt nie gada, raz zamieniłem kilka zdań z sąsiadującym biegaczem Damianem. Do 15 km trzymam się prowadzących, potem zaczynam lekko odstawać. Już wcześniej straciliśmy część grupy.
Na 17 km wyprzedzam również odstającego biegacza Michała, za chwilę dogania mnie i aż do mety biegniemy razem wspierając się nawzajem. Biegniemy ok. 50 – 70 m za naszymi peacemakerami.
3 km przed końcem zostają osamotnieni – wszyscy, których prowadzili rozpoczęli wcześnie finisz ( skuteczny). My z Michałem przyspieszamy nieco i kilometr przed metą rozpoczynamy finisz starając się dogonić prowadzących. Niestety nieskutecznie – Michał wpada na metę 2 s przede mną. Mój czas 1:30:11 – życiówka poprawiona o 40 s. Z perspektywy oceniam, że bieganie z peacemakerami ma same plusy – nie muszę kontrolować czasu i tak jak na ostatnim moim półmaratonie w Szczecinie biegłem wolniej od 15 km jak i tu , ale widząc przed sobą cały czas prowadzących motywowałem siebie skutecznie do utrzymania właściwego tempa. Dodatkowo Michał ( M40 ) zapewniający mi towarzystwo w końcówce, pomógł mi w złamaniu życiówki - wielkie dzięki ( wypatrzyłem go na następnym biegu w Bukówcu Górnym).
Na mecie nawet nie byłem szczególnie zmasakrowany. Medal z połówką Drzwi Gnieźnieńskich bardzo stylowy, czego nie można powiedzieć o pucharach ( standardowe blaszaki) – ostatnimi czasy były one ceramiczne i na duży plus biły konkurencję. Mam nadzieję, że to tylko jednorazowo przez pandemię.
Parę metrów drugi medal od lekarzy. Za metą idę wygrawerować swoją życiówkę na medalu. Sześć laserowych maszyn sprawnie ogarnia inskrypcje. Widzę niewyraźną minę faceta zajmującego moim medalem – niepokoiło go moje długie nazwisko, ale maszyna dała radę i wyszło na styk (wygrawerowano ku mojemu zdumieniu zarówno imię, nazwisko jak i czas).
Do jedzenia kiełbaska, chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem plus napoje. Prysznic w hali będącej biurem zawodów. Jak zwykle w pakiecie była super koszulka z długim rękawem.
W open byłem 76 i zająłem 6 m-ce w M-50, ale w doktorach 2x podium. W ogólnej klasyfikacji 5 m-ce – nagrodzeni widoczni na zdjęciu i pierwszy w M 50.
Bieg jak zwykle profesjonalnie zorganizowany – nie ma czego się przyczepić ( proszę powrócić do tych zajefajnych pucharów będących waszym znakiem rozpoznawczym - mam ich 3 w kolekcji- 1 robi za wazon, 2 za osłony dla doniczek – budzą powszechny zachwyt i zazdrość – cenię je najbardziej).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2021-09-22,08:35): Arku, super, gratuluję ! Ja już myślałem, że w M-50 nie można niczego poprawić, a tu proszę :) Biegłem w tym Biegu Lechitów chyba trzy razy i mam również bardzo miłe wspomnienia. Mniemam, że w Poznaniu będziesz jeszcze raz atakował złamanie 1:30 ? :) szczupak50 (2021-09-22,14:29): Zawsze biegnę na 1:30 - mój niespełniony sen.
|