2023-04-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mój kolejny maraton w Krakowie (czytano: 960 razy)
Na maraton w Krakowie pojechałem nocnym pociągiem i byłem na dworcu w Krakowie przed 4 rano na 5 godzin przed startem. Gienio z Poznania przyjechał przed 6 rano. W Dębnie namówiłem Gnienia żeby robił w tym roku Koronę Maratonów Polskich, bo skoro przebiegł maraton w Dębnie, to też zrobi bez problemu maraton w Krakowie, Warszawie i swoim Poznaniu. Tylko 4 maratony wchodzą w skład KMP w tym roku, więc jest okazja zdobyć medal, w którym po raz pierwszy będą tylko 4 miasta – bo Wrocław po raz drugi z rzędu - zrezygnował z organizacji maratonu w swoim mieście. Razem poszliśmy do Biura zawodów, które dzisiaj było dostępne przez godzinę od 7 do 8. To kawałek drogi z dworca PKP. Czasu było wystarczająco dużo, aby przejść ulicą Floriańska i zobaczyć jeszcze przygotowania w rejonie startu maratonu po dwu stronach Sukiennic. Zestawy startowe odbieraliśmy w tym samym miejscu co rok wcześniej – na stadninie przy ul. Władysława Reymonta. W zestawie startowym oprócz numeru startowego było kilka drobiazgów: paczka makaronu, żel energetyczny, baton musli, orzeszki ziemne, bezpłatna próbka kremu barierowego oraz środek anti-transpirant stosowany przy poceniu się. Po odebraniu zestawu poszliśmy obejrzeć koszulki jakie w tym roku można było kupić dodatkowo. Nie zdecydowaliśmy się na zakup koszulek bo cena była stosunkowo duża, a sami mamy koszulek w nadmiarze z innych biegów. Tam w Biurze zawodów spotkaliśmy Ewę z Poznania. Ma bardzo dużo maratonów i biegów Urlta w swoim dorobku. Jest przykładem dla innych, że w wieku powyżej 70 lat można jeszcze biegać takie długie dystanse. Nie tak dawno zrobiła na zawodach 100 km.
Przed biegiem
Poszliśmy na start. Tam okazało się, że depozyty są w innym miejscu niż zazwyczaj. Dziś były na małym rynku za kościołem Mariackim. Na bieg wybrałem buty Nike, w których startowałem w Dębnie, spodenki biegowe krótkie oraz koszulkę z krótkimi rękawkami z 12 Maratonu w Krakowie z 2013 r. To był mój pierwszy maraton w Krakowie. Trzeba też było zabrać koniecznie czapkę z daszkiem. Założyłem też na szyję buff, by chronić się przed słońcem. Zabrałem też pas z niewielką torebką do której wrzuciłem dwa żele, power-bank i kabel do zegarka, na wypadek wyczerpania się baterii. Jest tam też miejsce na telefon. Zabrałem także półlitrową butelkę z wodą, bo wolę mieć cały czas z sobą wodę na wypadek kiedy będę ją potrzebował. Było wystarczająco dużo czasu, aby się przebrać, oddać rzeczy do depozytu, zaliczyć tojkę i można było ustawiać się w strefach startowych. Nie było worków na rzeczy oddawane do depozytu co nie często się zdarza na takich dużych zawodach. Sam depozyt został dość dobrze przygotowany w dużym namiocie, miejsca do oddania depozytów dobrze oznakowane. Bardzo młodzi wolontariusze oprócz odebrania depozytów życzyli biegaczom udanego biegu, co nie często się zdarza.
Przyszła pora stanąć do swoich stref startowych. Znaleźliśmy strefę startową Gienia i tam dołączył do nas Tadeusz z Siedlec, z którym rozmawiałem przed maratonem telefonicznie – że startuje. Spotkałem jeszcze biegacza z Hrubieszowa, z którym biegłem półmaraton z Nielisza do Zamościa. W tym roku też tam będzie startował, a ja planuję bieg na całym 100 kilometrowym dystansie jakie jest do pokonania w ciągu 4 dni Biegu Pamięci Dzieci Zamojszczyzny. Włączam dwa zegarki, by zdążyły złapać satelitę. Biegnę z dwoma zegarkami, bo kiedyś bateria padła i nie można było śledzić tempa biegu. Robimy jeszcze wspólnie zdjęcie, życząc sobie ukończenia biegu w założonym tempie.
Dochodzę do swojej strefy. Numery startowe mają różne barwy – zależne od strefy startowej. Ja byłem w grupie niebieskiej z czasem 3:45 – 4:00, zaś Gienio z Tadeuszem byli w grupie pomarańczowej z czasem 4:30 – 5:00. Robię kila zdjęć na tle bramy startowej oraz kościoła Mariackiego. Linia startowa jest blisko pomnika Mickiewicza, a ja stoję na zakręcie blisko kościoła Mariackiego. Przed startem okolicznościowe przemówienia i wszyscy czekają na hejnał z wieży Mariackiej z godz. 9:00. Hejnał jest słabo słyszalny – można było zrobić nagłośnienie.
Bieg
Odliczanie do startu i mamy start najszybszych zawodników z pierwszej fali. Ja startuję w drugiej. Nie spieszę się – tylko przesuwam się w kierunku startu w środku swojej grupy. Na linii startowej uruchamiam oba zegarki i biegnę z lewej strony, bo pierwszy zakręt jest w lewo w kierunku Wawelu. Początek trasy jest wyłożony wykładziną tak jak w niektórych biegach w Polsce. Ułatwia to bieganie po kostce brukowej. Duża grupa kibiców po obu stronach zabezpieczonej barierkami trasy, dopinguje wszystkim biegnącym maratończykom. Nie chcę biec szybko, bo wiem, że nie utrzymam tempa swojej grupy. Sprawdzam tempo w zegarku. Na początku jest tłoczno, więc nie przesuwam się do przodu lecz daje się wyprzedzać innym. Tak jest bezpieczniej, aby nie potknąć się o kogoś biegnącego przede mną. Przed Wawelem skręcam wraz z grupą w prawo. Tu jest zaznaczony pierwszy kilometr trasy. Patrzę na czas w zegarku – mam 5:42 – to stanowczo za szybko. Muszę nieco zwolnić. Spotykam wśród kibiców Staszka, który kibicuje mi w tym biegu podobnie jak przed rokiem. Nie ma czasu zrobić zdjęcia, utrzymuję stałe tempo. Tym razem pilnuję temp[a blisko 6 min./km. Przed 2 kilometrem widzę po prawej stronie trasy leżącego biegacza, któremu ktoś podnosi nogi do góry. Albo się przewrócił albo zasłabł. Czekają na pomoc. Dla mnie to ostrzeżenie, aby uważać na tym biegu i ukończyć bez niespodzianek. Dalej trasa prowadzi Aleją Adama Mickiewicza, by po nawrotce skręcić w Aleję 3 Maja. Tam mijam 4 kilometr trasy i widzę po prawej stronie stadion, gdzie przed 2 godzinami odbierałem zestaw startowy. Za chwilę gdzieś na 4,5 km. po lewej stronie trasy znajduje się głaz jaki postawiono dla uczczenia pobytu w tym miejscu papieża Jana Pawła II - naszego rodaka, który tu w swojej ostatniej pielgrzymce po Polsce odprawił mszę. Po lewej stronie trasy znajdują się Błonia Krakowskie, które maratończycy będą okrążać. Już widać biegaczy po drugiej stronie . Trzymam tempo i od czasu do czasu popijam wodę z butelki, a jak są punkty z wodą to korzystam z oferowanej wody czy czasem izotonika. Na pierwszych punktach przygotowano wodę z wodociągów. Jeden kubek mi nie wystarczy, bo potrzebuję też ochłodzić twarz. Nie wiem jak inni biegacze, ale mi się czasem trafił woda, która zawierała jakąś substancję, która powodowała, że nie nadawała się do picia. Taka wodę przeznaczałem na ochładzanie się. Zakręt w lewo i tu jest most na rzece Rudawce, która wpada dalej do Wisły. Za chwilę znowu trasa prowadzi przez kolejny most na tej rzece. Za każdym razem przy pokonywaniu mostów trzeba robić podbieg, gdzie nieco zwalniam, a zbiegając z mostu mogę nieco przyspieszyć. Tak jest na każdym moście. Trasa prowadzi teraz przy stadionie Cracovii im. Józefa Piłsudskiego i skręca w prawo w stronę mostu na Wiśle. Przed Mostem Dębnickim jest 8 km., tempo nadal utrzymuję na tym samym poziomie. Na tym moście roztacza się piękny widok na zakole Wisły tuż pod skarpą, na której wznosi się Wawel - siedziba królów Polski.
Za mostem zbiegam w dół tunelem pod ulicą Monte Cassino by potem biec nieco wolniej pod górę. Po drugiej stronie ulicy maratończycy biegną po nawrotce. Za chwilę i ja tam będę. Jest 10 kilometr. Czas prawie godzina, a więc tempo 6 min./km. Wiem już że tego tempa nie utrzymam. Po 10 kilometrze wyprzedza mnie grupa prowadzona na czas 4.00. Nawet nie próbuję utrzymywać tempa tej grupy, więc tylko obserwuję jak się oddala.
Robi się coraz bardziej gorąco. To dopiero godzina 10, a z każą minutą jest coraz cieplej. Na początku biegu było ok. 14 – 15 stopni ciepła, a teraz jest jeszcze cieplej. Punkty z wodą pojawiają się dość często, więc jest możliwość, aby napić się wody, schłodzić ciało czy zabrać z sobą wodę do butelki. Nie ma na punktach wody do chłodzenia, więc chłodzimy się wodą do picia. Trasa wraca naw Wisłę i prowadzi bulwarami po drugiej stronie Wawelu. Ten widok musi podobać się każdemu.
Kolejne zakole Wisły i 14 kilometr trasy, to 1/3 dystansu. Czas ok. 1:25 Jeszcze daje wyliczenie łącznego czasu ok. 4:17, ale wiem, że tego tempa w tej temperaturze nie utrzymam. Czuję lekkie dolegliwości mięśnia dwugłowego. Musze regulować prędkość biegu, aby ta dolegliwość nie powiększała się. Nie zależy mi na poprawienie czasu maratonu w tym roku, tylko ukończenie go poniżej 5 godzin bez kontuzji i w dobrej formie. Zaplanowałem powrót pociągiem o 15:29 więc musze pobiec poniżej 5 godzin, aby na spokojnie zdążyć na pociąg powrotny.
Na 18 kilometrze trasa wraca na lewą stronę Wisły przez most Ofiar Dąbia - przy którym jest elektrownia wodna Dąbie. Za mostem na drugiej nitce jezdni pojawiają się oznaczenia 37, a więc tędy wiedzie trasa powrotna. a po mojej stronie to dopiero 19 kilometr. Biegnę Aleją Pokoju, która prowadzi do Nowej Huty.
Na 20 kilometrze mam czas ok. 2:04 – a więc jest nieco wolniej niż początek biegu. Trasa zawraca i widzę biegnących za mną. Na półmetku mam czas 2:11, więc wiem już na pewno, że ciężko będzie utrzymać łączny czas 4:30. Biegnę dalej i widzę po drugiej stronie prowadzących na czas 4:30 i tam dostrzegam Gienia. Utrzymuje dobre tempo podobne do mojego.
Skręcam w prawo i po 22 kilometrem mijam po prawej stronie Tauron Arenę, gdzie startowałem dwukrotnie w półmaratonie jakiś czas temu. Przypominają mi się sytuacje z tych półmaratonów i z maratonów.
Pierwsi biegacze pojawiają się gdzieś na 34 kilometrze, a po mojej stronie jest dopiero 23 kilometr. Organizatorzy zadbali o to, aby inni biegacze, którzy wolniej biegają - poznali czołówkę biegaczy tego maratonu. Trasa dalej prowadzi Alejami Jana Pawła II i łatwo policzyć, że nawrotka będzie po ok. 6 kilometrach gdzieś w okolicach 28 kilometra. Robi się coraz cieplej. Nie ma chmur, które osłaniałyby słońce, więc temperatura odczuwalna dla mnie - to gdzieś w okolicach 30 stopni. Schładzam się na każdym punkcie długo, bo po ok. 1,5 – 2 kilometrów znowu czuję gorąco. Nie mogę się przegrzać.
Mijam park, budynki Politechniki Krakowskiej i kolejne kilometry trasy. Gdzieś w centrum Nowej Huty tuż za Placem Centralnym im. Ronalda Reagana jest 27 kilometr, a po drugiej stronie 30, a więc za 1,5 km będzie nawrotka. Decyduję się na najbliższym punkcie wziąć jeden żel. Mijam 28 kilometr, a dalej jest punkt. Zatrzymuję się, uzupełniam wodę do butelki, piję i się schładzam. Kiedy odchodzę dalej po izotonik, wolontariusz oblewa mnie wodą. Być może nie udało mu się trafić we właściwą osobę i woda trafiła też do mnie. Nie byłoby tu nic strasznego gdyby nie telefon, który miałem w nerce przypiętej do pasa. Zwróciłem uwagę dorosłym osobom, które czuwały nad wolontariuszami, aby nie oblewali maratończyków, gdyż mogą narobić szkód. Na szczęście mój telefon szybko osuszyłem i dalej działał. Dopiero teraz mogłem wyjąć żel i spokojnie go przyjąć. Straciłem na tym kilka minut, ale to była odpowiednia pora aby uzupełnić kalorie. W Dębnie zbyt późno – bo dopiero na 33 kilometrze uzupełniałem kalorie, więc teraz zrobiłem to we właściwej chwili. Wreszcie nawrotka. Przez kilka kilometrów mogę obserwować biegaczy którzy biegną za mną. Przy 30 kilometrze patrzę na zegarek – jest 3:12 godz., a więc nieźle. Po pewnym czasie dostrzegam Gienia. Biegnie i czasem przechodzi w marsz. Pozdrawiamy się . Jeszcze dalej dostrzegam Tadeusza z Siedlec. Mówi, że mi tempo spadło, co jest akurat prawdą. Pewnie Tadek nie złamie 5 godzin. Pod koniec biegu widzę Pawła Maja, którego wszyscy znają jako - Bosego biegacza. Paweł o dziwo biegnie w butach. Kiedy podbiegam bliżej widzę, że nie są to buty do biegania, więc pytam co zrobił ze swoimi butami? Zaśmiał się a inni biegacze odpowiedzieli za niego, że taki był wymógł regulaminu biegu aby nie biegać boso. Chyba taki zapis został wprowadzony specjalnie dla Pawła. Jeszcze dalej pod sam koniec widzę Ewę. Pozdrawiam się. Zdążyła mi powiedzieć że miała problemy zdrowotne na trasie.
Z każdą chwilą jest coraz bliżej mety. Mijam Janka, który zamiast biec idzie, a jeszcze wcześniej widziałem go dość daleko przede mną. Na 33 kilometrze biorę drugi żel. Tracę trochę czasu ale mogę już utrzymywać tempo ok. 6:30 na km. Znowu mijam Tauron Arenę. Na 37 km., dobiegam do Wisły. Już trasa nie prowadzi przez most, tylko wzdłuż Wisły po jej lewej stronie. Jeszcze 5 km. a moje tempo spada do prawie 7 min./km. Jest gorąco. Mijam wielu biegaczy, którzy idą – nie mają siły biec. Czasem podbiegają i znowu idą. Kiedy biegnąc swoim równym tempem ich mijam – czuję zadowolenie, że mogę ich jeszcze wyprzedzić. Pytam strażaków siedzących na trawie obok trasy jaka jest temperatura. Odpowiadają, że jest 25 stopni, a dla mnie temperatura odczuwalna to co najmniej 30 stopni.
Ostatnie kilometry nad Wisłą dłużą się. Liczę ile mi jeszcze zostało i wiem, że będzie czas powyżej 4:30. Nie będę się ścigał, tylko chcę spokojnie dobiec, ale bez niespodzianek. Wreszcie Wawel. To 41 kilometr, a więc zostało naprawdę niewiele. Ściągam czapkę, wycieram pot z czoła i biegnę równym tempem lekko pod górę ulicą Grodzką w stronę mety. Po lewej stronie słyszę głos znajomego biegacza poznanego w Dębnie. Poznaję go i pozdrawiam. Jeszcze ostatni zakręt w prawo. Przyspieszam i mijam kilku zawodników i wreszcie mijam metę. Zatrzymuję oba zegarki. Nie muszę już nigdzie biec. Zatrzymuję się przy barierkach dla uspokojenia oddechu.
Po biegu
Patrzę w górę i widzę Dorotę, która robi mi kilka zdjęć. Okazało się że w tym biegu biegł Wojtek – mąż Doroty, ale jeszcze nie dobiegł do mety. Patrzę na czas 4:35, a więc choć jest słabszy niż w Bratysławie czy Dębnie to w tych słonecznych warunkach jest dobrym czasem.
Pora iść dalej po medal. Robię sobie zdjęcia i dalej dostaję folię do okrycia się , wodę, izotonik i banany. Spotykam maratończyka Mariusza Giżyńskiego. To miłe spotkanie z tak wielkim sportowcem. Robimy sobie wspólnie zdjęcie.
Pora iść po depozyt, aby przebrać się z mokrych rzeczy. Przy depozytach chwalę wolontariuszy, którzy bardzo sprawnie i szybko dostarczają moje rzeczy. Uzupełniam mikroelementy, przebieram się w suche rzeczy i już jestem gotowy do drogi powrotnej. Dostrzegam Gienia i Piotra, z którymi dzielę się wrażeniami z biegu. Gienio dobiegł z Czasem 4:50 co w jego wieku jest bardzo dobrym czasem (sam chciałbym uzyskiwać taki czas w jego wieku). Wymieniamy miedzy sobą napoje i mogę już iść na dworzec PKP do pociągu. Na dworcu spotykam Janka i robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. Pytam dlaczego zwolnił pod koniec biegu. Wyjaśnił mi, że słońce i gorąco zabrało mu siły do biegu. Janek jedzie innym pociągiem wiec żegnamy się do następnego biegu.
Spokojnie zdążyłem na swój pociąg i mogłem na spokojnie sprawdzić swoje wyniki. Uzyskałem czas 4:35:42, co w mojej kategorii wiekowej M 60 to było 82 miejsce na 154 osoby. Byłem najstarszym rocznikiem w tej kategorii i sprawdziłem że byłem w swoim roczniku na 3 miejscu spośród 8 którzy ukończyli bieg. Moja nieprzespana noc i maraton przed tygodniem w Dębnie nie miały wpływu na wynik maratonu, lecz upał i drobne dolegliwości mięśnia dwugłowego. To był mój 6 maraton w Krakowie, a jednocześnie 110 M lub 117 M+U. Zobaczymy jaki maraton będzie następny i kiedy?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jann (2023-04-27,07:13): Andrzej Gratulacje! kolejny maraton w tym roku z dobrym czasem. Ja niestety drugi już raz tylko kibicuję.
|