2008-08-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| MTB Istebna - listy (czytano: 2456 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.cykloza.com/pliki/2008/08.09_istebna/08.09_istebna.html
Cześć Andrzeju
Czekam z niecierpliwością na krótką relację z Istebnej.
Po wynikach widzę, niektórzy jechali ponad 8 godzin, że było "piekło "
Marek
------------------------------------
Hi Marek
Trochę zaganiany jestem, stąd opóźnienie... ale widzę że się doczekac nie możesz :)
No więc prawdę mówiąc, nie odczułem tego jako piekło.
Dlaczego? Pewnie kilka przyczyn:
Na pewno adrenalina, po krótkim czasie przestałem odczuwać ten zimny deszcz (a nie wiem czy oglądałeś zdjęcia z Cyklozy - lało aż tworzyły się bąbelki).
Na pewno moja pokora. Wiedziałem, że nie mam się co szarpać o wysokie miejsce, dlatego w porównaniu do moich dotychczasowych wypraw rowerowych, jechałem tylko ciutkę mocniej i bez zwlekania. To pewnie również spowodowało, że starczyło mi klocków (z przodu mam tarczę, z tyłu V-ki). Zresztą gdy zaczęło mi brakować regulacji przy klamkach, zacząłem tym bardziej wjeżdzac w błoto by mnie spowalniało. Do tego hamulce które zwykle trzymasz palcem lub dwoma trzeba było cisnąc z całych sił wszystkimi palcami. Bałem się czy linki wytrzymają, bo byłaby bieda. A wielu wycofało się właśnie z tego powodu (Bartek pokazywał później swoje klocki spiłowane do metalu. Mijałem też twardziela, który nie chciał się poddać więc tylko podjeżdżał, bo w dół musiał schodzić lub zbiegać.
Dla nas jako okularników, największym problemem jest też oczywiście widzenie. Na szczęście daszek dość długo i skutecznie chronił szkła, jednak w najtrudniejszych momentach nic nie widziałem i zacząłem przecierać palcami - pomogło. Błoto i woda momentami sięgało osi. Parę razy nadziałem się na ukryty w wodzie dół albo głaz. Powiem Ci że po godzinie/dwóch zaczęło mi się to wszystko wręcz podobac. Ale trzeba przyznac - cały czas maksymalna koncentracja. Cały czas przyglądanie się i planowanie przejazdu. Pilnowanie strzałek i ostrzeżeń (przy trzech wykrzyknikach z daleka zsiadałem z roweru). Wg mnie trasa była dobrze oznakowana, nigdzie się nie zgubiłem (raz mnie cofnął obsługujący trasę, do prostopadłego skrętu, ale i tak go wypatrywałem bo było wcześniej ostrzeżenie). Podczas jednego z zejść wylądowałem na tyłku i plecach (błotnista łąka), a raz przez błotną koleinę wylądowałem w kolczastych krzakach (miałem problem z wstaniem bo leżałem głową w dól, rower na mnie, a bałem się kleknąć by się nie nadziać na któryś z tych kolców). To w zasadzie jedyna strata - pociekła krew z zadrapań. W końcówce przetarło się a nawet wyszło słońce. Odsłoniły się piękne widoki. Błoto zaczęło przesychac i pękac na gorących mięśniach.
Jednym słowem spodobało mi się...
Jak widać, człowiek może wiele wytrzymać.
A rano gdy jechaliśmy w narastającym deszczu na start, byliśmy przekonani, że zrezygnujemy. Dopiero widok innych szykujących się normalnie do startu zdecydował. Dojechałem w dobrej kondycji i z "godnością". W niedzielę i poniedziałek czułem trochę zmęczenia, ale w normie.
I to by było na tyle :)
Pewnie nie wszystko Ci tu opisałem (pytaj)
Pozdrawiam
Andrzej
Zdjęcie z serwisu Cykloza
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Marfackib (2008-08-14,07:03): Kurcze... miałem rację, po fotce widać było piekło.
Pozdrowionka i gratki z okazji debiutu MTB w tak piekielnych warunkach.
|