2022-10-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Gdzie jesteś, moja Miłosci? (czytano: 1101 razy)
Gdzie jesteś, moja Miłości?
Bieg Św. Huberta w Tucholi jest jednym z tych, na którym muszę, bo bardzo chcę, być. To 15 km wcale nie łatwej trasy. 11km miejscami pofalowanych leśnych dróg i 4 km łatwiejszego asfaltu, za to kilkoma podbiegami. Bieg odbywa się jesienią, więc nastrojowym pięknym anturażu. Do tego meta znajduje się na hali sportowej. I wszystko pod jednym dachem - szatnie, łazienki, ceremonia zakończeniu biegu. A ceremonia ma oprawę najładniejszą z tych, jakie widziałem. Udział w niej biorą uczniowie tucholskiego Technikum Leśnego, więc są stoiska o tematyce leśnej, są żywe sokoły łowne, są myśliwskie hejnały dla zwycięzców. Są też zacni goście i nieoceniony prowadzący ceremonię, współorganizator Darek Sieciński. Atmosfera niemalże rodzinnego pikniku.
Tegoroczny bieg odbył się przy idealnej do biegania pogodzie - około 12 stopni i ledwo wyczuwalny wiatr. Niestety w noc poprzedzająca mocno padało i trasy leśne rozmiękły. Jedno się nie zmieniło - 15 km to 15 km.
Jechałem na ten bieg z obawami. Obawami, bo tak do końca nie wiem, w jakiej jestem formie. Dlaczego? O tym dalej. Plan miałem prosty - zmieścić się w 1:30. Mało ambitny, ale świadomy.
Początek biegu po czymś w rodzaju asfaltu. Pilnuję tempa w okolicach 5:50. Potrzebuje 5-6 km, żeby się rozgrzać. W lesie podbiegi i zbiegi. Trochę kałuż. Czasem droga rozjeżdżona z powodu prac leśnych. Do 10 km biegnę średnim tempem 5:55/km, więc tylko 50 sekund w zapasie. Zmęczenie narasta, więc zaczyna się coś, czego bardzo nie lubię - odcinki krótkiego spaceru. Kolejne kilometry pokonuję w taki sposób, by średni tempo z niego było w okolicach 6:00/km. Meta coraz bliżej, a ja coraz bardziej zmęczony. Na 1,5 km mocny zbieg, potem łagodniej, ale też z górki. Przestawiam zegarek na czas biegu. Kilometr a mi zostało niecałe 6 minut do czasu 1:30. Cierpię bardzo. Trochę biegu, trochę marszu. I sprawdzanie uciekających sekund. Do tego świadomość, że przed samą metą podbieg, w końcowym odcinku bardzo stromy. Ktoś biegnie z przeciwnej strony i woła do mnie zachęcająco “brawo, jeszcze tylko 300 metrów” To jeszcze 300?! Przekonany byłem, że około 200. Nie dam rady, zabraknie kilku, kilkunastu sekund. Po chwili orientuję się, że to jednak nie 300 m. Szukam w sobie oparów sił i chociaż ich nie znajduję, walczę.
Wpadam na metę. Czas 1:29:38.
Ten rok biegowy był i trudny i dziwny. Czas pandemii sprawił, że mniej trenowałem, a do tego dziwne to były treningi. Może to już PESEL, a może (i tu będzie woda na młyn antyszczepionkowców i odwetowców z Bonn ;) ) 3 dawki szczepienia anty-COVIDowego zakończone przejściem COVIDU trzeciej fali? Pierwsze szczepienie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, ale druga dawka osłabiła mnie na 2-3 m-ce. Biegałem, ale nie byłem w stanie przebiec więcej jak 2-3 km. Potem przyszła poprawa, ale dalej treningi krótkie i średniej długości. Nie było mnie stać na długie wybiegania.
Wczoraj, w czasie tej męczarni na trasie tucholskiego biegu, uświadomiłem sobie, że nie jest dla mnie problemem, że wolniej biegam. To przecież może być kwestia wieku. Trudno, tego się nie zmieni. Jednak nie dobrych wyników mi brakuje. Brakuje mi
radości biegania.
Bywało, że równie zmęczony kończyłem inne biegi, ale na mecie była satysfakcja. Zabrzmi dziwnie, ale nawet nieudany bieg za metą cieszył. Wczoraj, chociaż, wywalczyłem to co chciałem, to poza odrobina satysfakcji nie było nic więcej.
Jeszcze bardziej niż zadowolenia z biegania w zawodach, które czasem się pojawia, jak chociazby po ukończeniu bardzo ciężkiej Dychy pod Krokwią, brakuje mi długich, biegowych wycieczek.
Nie mogę tego nawet nazwać nawet przyjemnością. To coś więcej. To rodzaj Miłości. Do tego samotnego pokonywania kilometrów gdzieś po okolicznych wsiach czy lasach. Szczególnie wcześnie rano, kiedy wschodzi słońce i zdziwione ptaki śpiewają, widząc samotnego człowieka w lesie. To puste, asfaltowe drogi, na które wybiegnie tylko szczekający pies, bo gospodarz jeszcz śpi. To nie bieganie, to rodzaj medytacji, rodzaj podróży w przestrzeni zewnętrznej i wewnętrznej.
Chciałbym tak jeszcze pobiegać. W taki sposób pobyć ze sobą i światem.
Więc gdzie jesteś moja Miłości? Gdzie Cię szukać? Jak Cię szukać? Czy jeszcze Cię odnajdę?
Kilka dni temu na spotkaniu autorskim mojej córki podeszła do mnie pani. “Poznaje mnie pan?”. Widzę, że twarz znajoma, ale nie potrafię jej przypisać do sytuacji. Pani przypomina - “Byłam u pana na kontroli”. To pani z ZUS-u. Kontrolowała mojego klienta. Pani w czasie rozmowy ma jakąś niepewność na twarzy. “Coś panu powiem. W naszej firmie poszła plotka, że pan nie żyje. Że umarł pan w czasie biegu”. Szok! Ja nie żyję :) Przypuszczam, że pomylono mnie z biegaczem z naszego regionu, który faktycznie kilka m-cy temu umarł w trakcie treningu. Ale to nie byłem ja, bo jak mawiał M.Twain - wiadomość o mojej śmierci była przedwczesna.
Mawia się, że jeśli ktoś odżyje w taki sposób, to będzie żył długo. A jak żyć bez tej biegowej miłości? Będę jej szukał. Odnajdę ją. Nie ustanę w tym. Będę szukał, żeby znowu jej powiedzieć, że
miałem szczęście.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu andbo (2022-11-03,17:49): Jeszcze Ją odnajdziesz; czego z całego serca Ci życzę. evik18 (2022-11-06,22:10): Ja też szukam tego "czegoś" co dawało radość w bieganiu. Czasem żartuję, że zbieram okruszki formy na biegowych ścieżkach aspirka (2022-11-13,09:44): Nie wmawiaj sobie, że to PESEL, TA miłość nie zna takich ograniczeń, mam nadzieję, że szybko wróci radość i emocje, jakie towrzyszyły Ci do tej pory. Powodzenia!
|