Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 644 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


II Półmaraton Młociński
Autor: Janek Goleń
Data : 2004-01-03

W niedzielę 28 grudnia 2003 r. w Parku Leśnym Młociny w Warszawie już po raz drugi w tym roku rozegrano półmaraton. Poprzedni miał miejsce latem. Organizatorami obu imprez byli uczestnicy SBBP, czyli Sobotniego Bielańskiego Biegu Porannego. Jak sama nazwa wskazuje SBBP odbywa się co tydzień od kilkunastu miesięcy, miało już miejsce prawie 70 spotkań biegowych, w których uczestniczy jak dotąd od kilku do 24 biegaczy (rekord frekwencji padł pierwszego dnia ostatnich świąt).

Spotykają się każdej soboty (czasami także w inne dni tygodnia) o 8.00 przy szlabanie broniącym dostępu samochodom do Lasku Bielańskiego od strony ulicy Podleśnej. Biegają po tymże lasku i po Parku Leśnym Młociny, dostosowując tempo, dystans i formę biegu do możliwości i potrzeb poszczególnych uczestników. Zazwyczaj jest to spotkanie treningowo-towarzyskie, na początku robione jest wspólne zdjęcie, które można obejrzeć w internecie pod adresem www.sbbp.pl. Jednak z czasem pojawiła się potrzeba urozmaicenia, wzbogacenia biegu o sportową rywalizację. Tak narodził się półmaraton młociński.

Pierwszy półmaraton rozegrano latem i miał on raczej kameralną formułę. Wzięło w nim udział około 40 biegaczy. Nie uczestniczyłem w nim więc trudno mi coś bardziej konkretnego powiedzieć. W drugim maratonie uczestniczyło już ponad 100 osób. Rozegrano go na Wielkiej Pętli Młocińskiej o długości około 3500 m, którą biegacze pokonywali sześciokrotnie. Start i meta usytuowane były w tym samym miejscu na leśnym parkingu, tam też była baza zawodów (zapisy w wiatce, piknik pod chmurką po biegu, ognisko) i punkt odświeżania z wodą serwowaną w trakcie biegu.

Zjawiłem się na miejscu około 9.00 podwieziony razem z Grześkiem Powałką przez Pawła Kostrzębskiego (Kociembę), jednego z orgów półmaratonu. Zobaczyłem Fredzia (Adama Kleina) rozstawiającego solidnych rozmiarów grill. Był też PAwel (Paweł Zach) i prezes SBBP Joycat (Zuzanna Chodyra-Piast). Pierwszymi zapisującymi się do biegu są weterani: Tadeusz Andrzejewski i Zygmunt Grzelak. Uiszczają po 5 zł wpisowego. Okazało się, że zapisy znacznie sprawniej idą kiedy prowadzi ją nie jedna osoba lecz dwie lub trzy, więc dołączyłem do ekipy przyjmującej zgłoszenia, tym bardziej że przy wiacie szybko utworzył się sznurek zgłaszających się uczestników. Po dwóch kwadransach palce grabiały mi z zimna, mimo pożyczonych od Małgosi Krochmal rękawiczek. Inni zapisujący, m.in. Joycat i Kociemba, też marzli, więc się zmienialiśmy. Z powodu sporej liczby chętnych, większej niż zakładali orgowie, start opóźniono o 10 minut.

Pogoda zupełnie nie przypomina końca grudnia. Temperatura kilka stopni powyżej zera, sucho, ani grama śniegu, trochę wieje. Jest telewizja z TVP3 (była migawka wieczorem w „ Telewizyjnym Kurierze Warszawskim”). Ruszamy. Niemal cała pętla poprowadzona jest w leśnym terenie po miękkiej nawierzchni, właściwie nie ma ostrzejszych zakrętów. W połowie pierwszego okrążenia dopędzam Starego Niedźwiedzia (Andrzeja Starzyńskiego). Kończę pierwszą pętlę z czasem poniżej 16 minut, stanowczo za szybko. Widzę obok sędziów Fredzia podającego wodę biegaczom. Wyprzedzają mnie biegnące ramię w ramię Ola i Ala Adamskie, które wygrały wśród pań. Drugie okrążenie robię w podobnym tempie co pierwsze. Po pomnożeniu dotychczasowego czasu przez trzy wynika, że biegnę w tempie na życiówkę. Rozsądek mówi, że nie pozwala na to ani pora roku ani przygotowanie treningowe. No i oczywiście spuchłem.

Dopędza mnie chyba pięcioosobowa grupa ze Starym Niedźwiedziem i Marianem Nowickim, przez kilka minut biegnę z nimi, potem odpadam. Jakiegoś strasznego kryzysu nie przeżywam, ale dość wyraźnie musiałem zwolnić. Chyba przyczyniło się do tego zbyt ciepłe odzienie. Pozdrawiam mijanych crossowców: biegnącego tym razem samotnie Janka Michalika i Zygmunta Grzelaka. Tuż przed finiszem dubluję odzianego w żółty strój i czerwoną czapkę z pomponem prezesa mojego klubu Wojtka Michalika. Za to po chwili wyprzedza mnie Marek Jasiński, przegrywam z nim końcówkę. Docieram do mety z w sumie nie najgorszym jak na mnie czasem 1:41.

No i w nagrodę uczestniczymy w pikniku: jest kiełbaska z grilla (ewentualnie szaszłyk wegetariański), ciepła herbata i wspaniałe grzane wino, doskonale smakujące po biegu. Widzę dobiegających Kociembę i Grześka, mogę się więc dostać do samochodu, w którym mam suche rzeczy na zmianę. Następuje wręcznie dyplomów zwycięzcom wśród panów, bo dwie pierwsze panie niestety szybko się ulotniły. Pudło zastąpiły parkowe stoły i ławeczki.

Skład pierwszej kobiecej trójki:

1. Adamska Alicja, 1:34:01
2. Adamska Ola, 1:34:02
3. Jasińska Teresa, 1:51:02

I męskiej:

1. Błachnio Dariusz, DC System, 1:16:01
2. Starzyński Wojciech, KB Droga, 1:22:22
3. Zach Paweł, SBBP Warszawa, 1:22:23

Wszyscy z którymi rozmawiam są zadowoleni z udziału w imprezie. Nie był to typowy półmaraton, raczej biegowe spotkanie pozbawione sponsoringu i kosztownych świadczeń. Ale wszyscy wiedzieli czego się można spodziewać dzięki zawczasu opublikowanemu w internecie regulaminowi. Z pewnością nie był to ostatni młociński półmaraton.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
fit_ania
16:49
VaderSWDN
16:47
Pawel63
16:35
Borrro
15:42
Piotr DaBro
15:38
Raffaello conti
15:35
kostekmar
15:24
gpnowak
15:22
perdek
15:21
biegacz54
14:59
BemolMD
14:56
bzemlak
14:29
orfeusz1
14:20
mateusz
14:09
Mikesz
14:06
benek88
13:57
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |