2013-09-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Operacja Poznań, przystanek Piła (czytano: 1380 razy)
W tym roku zdecydowałem się na identyczny układ startowo-obozowy jak w roku ubiegłym. Jak już pisałem Monachium musiało pójść w odstawkę ze względów ekonomicznych, dlatego wybrałem za docelowy maraton w Poznaniu. Chcąc solidnie w spokoju popracować nad formą mam w planach półmiesięczny obóz w Szklarskiej Porębie. Zjazd z gór na 2 tygodnie przed startem sprawdził mi się ostatnim razem, poza tym jest to chyba optymalna przerwa. Jak przed każdym maratonem warto wiedzieć na czym się stoi i test w połówce jest najlepszym rozwiązaniem. Może trochę niefortunnie przypada on u mnie aż na 5tygodni przed startem głównym, ale w sytuacji szlifu formy w górach było to jedyne sensowne rozwiązanie. Tak więc wybór padł ponownie na Piłę.
Na wyjazd namówiłem klubowego kolegę Szakala Andrzeja i zameldowaliśmy się w wielkopolskim miasteczku dzień przed biegiem po godzinie 16. Odebraliśmy pokój w motelu niedaleko startu i przespacerowaliśmy się na obiad i po odebranie pakietów. Po powrocie na nocleg zaniepokoiły nas huczne przyśpiewki, a po chwili dotarło do nas że to … wesele. Po kilku epitetach podjechaliśmy do całodobowej apteki po stopery do uszu i noc minęła w miarę znośnie. I tak ważniejsze są wcześniejsze noce, to podczas nich trzeba zadbać o higienę snu, a ta ostatnia i tak rzadko kiedy jest w pełni przespana przy głębokim zdrowym śnie.
Kilka razy budziłem się w nocy, ale to z nadmiaru emocji, a nie hałasu i wreszcie przed siódmą wygrzebałem się z łózka. Dzień zacząłem od krótkiej gimnastyki przed motelem w rześkim jeszcze powietrzu, po czym wróciłem na 2 bułki z miodem, które tradycyjnie zapiłem kawą. Czas do wyjścia na bieg tradycyjnie dłużył się w nieskończoność i wreszcie 10.20 wybiegliśmy w stronę startu. Patelnia robiła się konkretna, było coraz cieplej i na domiar złego wiatr momentami był znaczący. Udało nam się wcisnąć 2metry za linię startu i punktualnie o 11 ruszyliśmy przed siebie. Temperatura w cieniu wzrosła do 25stC. Zakładałem przed biegiem, że tempo 3:36 powinno udać mi się utrzymać, co pozwoli na wynik 1:15:50-1:16:00. Uzgodniliśmy z trenerem minimalnie wolniejszy początek, jednak chyba ani on, ani ja niespecjalnie wierzyliśmy w szansę na zrealizowanie tych założeń. Otwarcie wyszło w 3:31 i dopiero później minimalnie zwolniłem. Czas na piątce 17:54 (6s zapasu), biegło się bardzo komfortowo. Na każdym z trzech punktów odżywczych brałem po 2małe łyki wody i resztę kubka wylewałem na głowę. Pobiegłem bez czapki, za to w okularach oraz pierwszy raz od dawna bez skarpet kompresyjnych na zawodach. Na dyszce zameldowałem się z czasem 35:47 (13s zapasu), a komfort biegu był jakby jeszcze większy. Już wtedy wiedziałem, że to jest mój dzień. Nie umiałem jednak znaleźć się w żadnej grupce, co chwila przeskakiwałem do przodu. Co wypatrzyłem kolejną ofiarę na horyzoncie, to zrównując się z nią i zwalniając do jej tempa, wydawało mi się ono za wolne i wypatrywałem kolejnego punktu przed sobą. Także z wiatrem przyszło mi walczyć głównie w samotności, słońce nieoczekiwanie nie wywierało na mnie żadnego wrażenia. To pewnie w jakiejś tam mierze zasługa wczasów na upalnej Korsyce. Piętnasty kilometr minąłem po 53:39 (21s zapasu), mięśniowo i oddechowo cały czas było bardzo komfortowo. Wreszcie koło 16km dojrzałem silną grupę 4 biegaczy, którą doszedłem po 2km. I trochę żałuję że nie ruszyłem od razu mocniej z Tomaszem Wiatrem z KB Maniac Poznań. Dopiero na 19km dotarło do mnie że jest szansa na połamanie 75minut. Sprężyłem poślady i szarpnąłem bardziej zdecydowanie. Ostatnie 1,1km poleciałem w tempie 3:15, przy czym to nie był specjalnie mocny finisz, wciąż czułem rezerwy, a bojąc się głupiego naderwania mięśni bałem się włączyć turbo. Dobiegłem więc nieco zachowawczo, tak by rozprawić się z barierą pełnej minuty na mecie. Zegarek zatrzymałem po 1:14:56 (śr tempo 3:33/km), co jest oczywiście nowym rekordem życiowym poprawionym aż o 2min40s. Dało mi to 23. miejsce Open (na blisko 2,5tys startujących), za 4 Kenijczykami i 2 Białorusinami. Warto nadmienić, że w ramach pilskiego półmaratonu były rozgrywane Mistrzostwa Polski, w których zwyciężył Marcin Błaziński, przed Pawłem Ochalem i Emilem Dobrowolskim. Oczywiście nie wszyscy startujący Polacy uczestniczą w Mistrzostwach, trzeba w tym celu posiadać licencję zawodniczą. Będąc 17. Polakiem na mecie, dałem się wyprzedzić tylko dziesiątce uczestników MP. Kolega Andrzej również poprawił swój najlepszy wynik i z czasem 1:17:52 zajął 32. miejsce.
Wynik z Piły mocno mnie podbudował, potrzebowałem takiego sukcesu. Mając w perspektywie obóz, wiem że nie porywam się z motyką na słońce i 2:35 w Poznaniu jest jak najbardziej w zasięgu.
---
foto: datasport.pl
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Blackdog (2013-09-10,11:52): Gratulacje!!! 2:35 powinno pęknąć jak nie lepiej. maly89 (2013-09-11,07:04): Ja na pewno tak miło Piły wspominać nie będę, ale Twój wynik naprawdę robi wrażenie! Powodzenia w Poznaniu!
Pozdrawiam
www.BiegaczZPolnocy.blogspot.com
|