2013-10-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Lubin (czytano: 1520 razy)
Parę minut przed dziesiątą wszystko wyglądało pięknie. Padało, powietrze muskało twarz przyjemnym chłodem. Lubię biegać w deszczu, mam świetne wspomnienia z mojego pierwszego maratonu jak i półmaratonu. Nie wiem tylko dlaczego mojego entuzjazmu nie dzielili towarzysze podróży:). Ze spotkanych znajomych tylko Benek był równie ucieszony jak ja.
Niestety, lecąc banałami: "nic co piękne nie trwa wiecznie". Deszcz przestał padać, zrobiło się ciepło, a w dodatku wyszło nielubiane przeze mnie słońce. Rozgrzałem się, czekałem obok bramy z napisem "start". Jakie było moje zdziwienie, kiedy spiker ogłosił, że start jest po przeciwległej stronie stadionu... Jakaś nowa moda zapanowała wśród organizatorów, uczestnicy otaczani się barierkami, jedynym miejscem, gdzie można się ustawić to albo przód, albo sam tył... Nawet przy dobrych chęciach uczestników, ciężko byłoby się ustawić odpowiednio. Nie jestem na tyle bezczelny, żeby pchać się do pierwszych rzędów, nie jestem też na tyle wolny, żeby stać z tyłu... żwawo zatem przeskoczyłem barierkę gdzieś w 1/3 stawki. To był błąd...
Pierwszy kilometr był ciężki, straciłem mnóstwo siły na wyprzedzanie. Po paru kilometrach lekko mnie zatkało, potem złapałem równy rytm, cały czas wyprzedzałem ludzi, jakie to przyjemne uczucie:). Wydawało mi się, że nie mam zupełnie sił na końcu, a mimo wszystko udało mi się na samej bieżni nadrobić parę pozycji. Czas 42:11 netto. 208 miejsce w stawce 1377 ludzi, całkiem przyzwoicie, byłbym 13 "oczek" wyżej gdyby liczył się czas netto. 42 minut złamać się nie udało, spróbuję w niedzielę w Ostrowie, tam powinno być mniej ludzi (całe szczęście). Do życiówki coraz bliżej:)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |