2013-07-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Opowiem ci Mamo ... (czytano: 4549 razy)
... eeeh
Znudzony już trochę i zniechęcony bieganiem (chyba zresztą na własne życzenie) a jednak chcąc ciągle pozostać aktywnym i w poszukiwaniu „tego czegoś” co mnie kręci jesienią 2012r. przemknęła mi przez siwy łeb myśl o triathlonie …
Wow … fajna myśl.
Ale że trochę planów treningów biegowych liznąłem szybko sobie uświadomiłem ile roboty jest przede mną. Żeby czuć mobilizację i twardo postawić cel postanowiłem znaleźć - określić dystans, miejsce i zapłacić wpisowe (co pazerność robi z człowieka … ale jednak kopa daje).
Wiedziałem jedno nie popełnię błędu porywania się na zbyt długi dystans (a tak zrobiłem rozpoczynając przygodę z bieganiem od maratonu), chcę kończyć w dobrym stylu (co na to klasyk ?).
Niby dłuższe dystanse w poszczególnych dyscyplinach zaliczone, ale na raz … jak to będzie … wielka zagadka.
Nic to celuję w coś klasycznego ¼ IM. Mrągowo. Czas wydaje się odległy (30.06.2013r.) i jak wykażę się systematycznością obciachu nie będzie …
Co ja wiem o triathlonie … nic. Cykam się. Planów realizować żadnych nie będę, za cienki jestem. Pierwszy raz polecę wg własnego pomysłu …
Do rzeczy - jest listopad. Przegląd. Co ja umiem ? Hmmm … Trochę truchtać, rowerem też się pobujam, żabką się nie utopię (eee chyba coś przestawiałem).
Jak tu zacząć, jak zaplanować ?
Myśl taka … biegam co biegałem i wplatam resztę. Z 5 treningów na tydzień robię 8-10 jednostek (ciekawe czy wytrzymam).
Zabieram się za pływanie. He ale ja przecież praktycznie od 2 lat nie pływam … kuku w kręgosłup sobie Jędruś zrobił i bał się ręką machać. No nic ale że dysk C5-C6 nówka sztuka to trzeba delikatnie zacząć wchodzić w temat.
Na początek po 30 min. Żabka … no masz - tu mnie kolano boli … trzeba było łąkotek nie zerwać (przestałem się cieszyć że mam kat. D). No to kraul … ręka po treningach drętwieje, szyja piecze. Mieszam raz to raz to. Kawałek po kawałku. Co tydzień granicę przesuwam. Idzie lepiej. No ale żeby przepłynąć przyzwoicie 975m nie da się pływać 2 razy w tygodniu po 30min. W styczniu przechodzę na 60min. Na razie niczego specjalnego nie robię. Staram się pływać jak najdłużej bez przerw.
Podglądam treningi pływackie syna. Wiem muszę zacząć bawić się interwałami czy jak by to nie nazywać. Rozgrzewka. Jakieś tam odcinki na określonej przerwie. Plan ? Bez planu. Co dzisiaj mam chęć zrobić to robię. Żeby tylko w głowie była „moc”. A propos … siła … łapki, płetwy. Próbuję nawrotów … nie to nie dla mnie za dużo wody „zasysam”.
Rower. Zimą ? No taki twardy nie jestem. Dobra coś jednak trzeba robić. Trenażer i wieczory spędzone na kręceniu. Bezpośrednio po basenie. Nuda.
Powoli zaczynam uświadamiać jak drogi jest to sport …
Podstawowe braki … rower, pianka. Na MTB chyba głupio będę wyglądać … nie ważne jeśli nie będę tracił to i taczką polecę.
Biegam … zima … czemu jest tak zimno, czego się uwzięło i bez przerwy pada ? Ul. Leśną diabli wzięli. Nie ma gdzie biegać … I jeszcze się przeziębiłem. Kaszel dusi i męczy.
Luty. Jadę zrealizować swój dodatkowy bodziec treningowy. Obóz treningowy. W życiu nawet na koloniach nie byłem … Jak będzie ? Początek fatalny … od tygodnia żrę co popadnie żeby zbić temperaturę, przestać się dusić i kaszleć … pech. Zapłacone nie ma mowy … płuca wypluję ale pojadę.
I cóż. Miejsca, ani nazwy organizatora nie wymienię …
Teren „urozmaicony”.
Co mi dał obóz ? Wiedzę o tym że nie muszę bać się paru treningów na dzień, że moje granice są duuuużo dalej niż mi się wydawało.
Reszta ?
Oj co to miało wspólnego z obozem treningowym ? Gdzie zróżnicowanie treningów ? 2-3 dni wystarczyło mi żeby dojść do wniosku że jak będę orał na każdym treningu tylko siłę biegową to będzie z tego kontuzja na pół roku. Ostre słowa ? Tak.
Pod koniec obozu zaczynam zdrowieć.
Lekki odpoczynek, wracam do swojego „planu” … oj a jednak ostatniego dnia przeciążyłem kolano na płotkach.
Więcej pływam, więcej kręcę na trenażerze. Jakoś przejdzie.
Po drodze przecierki na startach biegowych. Nie jest dobrze. Dwójki bolą mnie niemiłosiernie. Nie chce przejść. Ale wyraźnie czuję że poszczególne „dyscypliny” pomagają mi w leczeniu kontuzji z innej „dyscypliny” … mieszam.
Braki sprzętowe nadrabiam. Pianka jest … a syn komentuje: Tato pianka super … tylko żebyś dobrze płynął bo głupio będziesz wyglądał na końcu – oj poszło mi w nogi. No właśnie trzeba jak najszybciej zejść z basenu i dawać na jezioro. No marne szanse … marzec szybciej na biegówkach po jeziorze pobiegam.
Następny na tapetę idzie rower. Ile zyskam na szosówce ? Trudno mi przewidzieć, w życiu nawet na takim rowerze nie siedziałem. Koszty … oj bolą. Zachować rozsądek. Rower po meeega perturbacjach dociera po majówce. Mam 8-9 tygodni na zapoznanie się. Początki nie są oszałamiające trzeba się tego nauczyć, jak pojeżdżę pewnie będzie lepiej. No ale te parę km/h na plus jest.
Połowa maja pierwsza próba z pianką … cóż to była porażka. Jezioro Dorotowskie. To sobie wymyśliłem miejsce na debiut. No ale pomny słów syna chciałem schować się gdzieś gdzie mnie nikt nie zobaczy co by obciachu nie było … Dobrze zrobiłem … tzn. że się schowałem … Przesmyk – duża fala i ledwo jeden marniutki kilometr przepłynięty w tempie 2:15/100m i to w płetwach. Co ja robiłem zimą ? Przecież ja jestem w czarnej d… !!! Tak !!! Rozpaczliwa żabka mnie uratuje. Eeee … mija parę dni. Jezioro Krzywe. Z rana co by wiochy nie było … Nooo lepiej, 4x400m zrobione, z tempem lepiej, kręcę się około 1:45min/100m … bez „wspomagaczy” – czytaj łapek i płetw. Jakoś przeżyję. Do lekkiej fali się przyzwyczajam. Ale czasu mało.
No tak start tuż tuż - trzeba „liznąć” regulamin, pomyśleć o zmianach no i najważniejsze … „zwiedzić trasę”. Fajnie się składa bo niedaleko w połowie czerwca jest „dyszka” w Gałkowie. Delikatny krosik. Myśl: pojadę z klubem autokarem, zabiorę szosówkę. Bieg zrobię na 80%, potem pojadę do Mrągowa szosą i do domciu wrócę, wyjdzie w sumie 10km+100km.
Kros zaliczony. A teraz obejrzeć miejsce zawodów. Nooo … Czos w tej części wygląda niegroźnie. Bieg po ścieżce wokół jeziora. Nic nadzwyczajnego. Trasa rowerowa … u … u … uuu. Żart ? Ależ nawierzchnia. Początek bruk … no ale to wiedziałem. Jakoś przeżyję. Dalej wylot na Zyndaki. He na „dzień dobry” podjazd 2km. Nawierzchnia coraz gorsza. Nie no po czymś takim ? Niemożliwe. To może jednak MTB wezmę, opony szosowe założę. Powrót.
Zostają 2 tygodnie. I co tu powinien zawodnik robić te kilkanaście dni przed startem ? A skąd ja mam to wiedzieć w życiu się w to nie bawiłem. Uparcie planów do triathlonu unikałem.
Ale trasa rowerowa trudna, no to MTB w lesie dłuższe robię. Ostatnie dni zwalniam, krótkie szybkie przejazdy na szosie, jakieś tam 400-setki na stadionie, setki na powtórzeniach na jeziorze.
Ma to sens ? Nie wiem.
Pakiet dzień wcześniej ze Stashko odebraliśmy. Strefa już zmontowana. Oglądamy szczegóły. Powrót, trzeba się wyspać.
Rano jesteśmy.½IM poleciała. Teraz my. Rozgrzewka. Do wody. ZONK !!! A gdzie bojki znacznikowe ?
Jak to gdzie - wichura i urwało. Śmigają po Czosie … jasny gwint i tak mega stres a tu jeszcze pół godziny w mokrej piance czekanie – T3 ?.
Już chcę ruszyć. Ludzi pełno … ależ będzie ciasno. Wybrałem najpopularniejszy dystans. Nic muszę jakąś taktykę wymyśleć.
Start …
Idę „po zewnętrznej” nadrobię 50-80m no ale to lepsze niż w łeb dostać i rwać tempo. Nie udało się po 100m cios. Zassałem wodę … nie wiem ile ale miałem wrażenie że trochę z jeziora ubyło …
Gdzie jest molo ? Topię się !!! Ktoś mnie za nogę „smera”. Kop. Nie będę się szczypał. Uspakajam się. Lecę „łukiem”. Nawrót … co tak wali ? A ulewa. Docieram do końca, ostatnie 100m ostrzej, było z czego. Wyskakuję bieg do T1. Jestem 72/200 startujących. W strefie wszystko już mokre.
Na początek bruk. Bruk jak bruk tylko te potoki wody. Boję się jechać jak diabli. Tracę pozycje jedna za drugą. Wypad z miasta. Podjazd i tu miłe zaskoczenie. Nadrabiam … pach, pach , pach. No ale po płaskim i na zakrętach bieda !!! Zero techniki, za mała kadencja. Drugie kółko. W mieście krzyczą: „Nie składać się !!!” … hamulce nie istnieją. Wywrotki. Leje non stop. Ale sobie debiut wymyśliłem. A rower miał być moją mocną stroną … żeby się to jak najszybciej skończyło. Zaczynam się budzić … cisnę … pach, pach , pach … w T2 jestem już 51. Średnia na dystansie 45km – 32km/h nie wiem z czego ?
No ale to wiedza zdobyta dopiero po zawodach. Garmin przez 2,5h się nie zdołał zalogować. Oszalał w tych warunkach (mam na zapisie że byłem w Nigerii ... w sumie fajnie ). Miałem z niego tylko stoper.
T2. Zmarzłem. 14st. i deszcz. Butów nie mogę zawiązać. Krzyczę sam na siebie.
Bieg. Stopy też zamarzły. Jak na szpilkach. No ale tu niska temperatura to plus. Powoli powoli jest lepiej. Gdzie Marcin ? Może mnie nie zdubluje ? Nie udało się. Hmmm … ale zapitala !!!
Nie wiem jaką mam średnią, nie wiem jakie tętno, lecę na czuja. Ciągle kogoś mijam. Różne dystanse biegną na raz. Który jestem ? Nie wiem.
Euforia !!! Już wiem dotrę !!!
Uff jeszcze tylko jedno kółko. But się rozwiązał … a było w sznurówki zainwestować !!! Jeszcze jeden i jeszcze jeden … o ktoś mnie wyprzedza … Nie !!! Nie daruję !!! Odgrywam się.
Meta !!! Co ? Już ? Eeee … Jeszcze jeszcze jeszcze !!!
No i na co i po co zostawiłem tą energię. Ale co tam ... dotarłem (40). Niedosyt i dobrze, bardzo dobrze … 2h 30min 55sek
… pustka
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2013-07-16,08:23): czytałem, jakbym sam tam brał udział :) Może dlatego, że za niecałe trzy tygodnie w Poznaniu też mam debiut :) Napięcie i stres rośnie :( doogi (2013-07-16,18:44): wczoraj akurat trafiłem na Twoją fotkę z tych zawodów a dziś trafiam na Twój wpis z przypadku :) to chyba znak że trzeba też wziąć w tym udział! Gratuluję wyniku i faktycznie szkoda że nie dało się jeszcze lepiej tego rozegrać, ale tak to jest jak się zaczyna i nie wie jak to jest, następny triathlon i zyskasz tym doświadczeniem i już Cię nikt nie będzie mijał na trasie!, tego Tobie życzę.
pozdrawiam techgraph (2013-07-16,22:15): Dznx ... w Mikołajkach 21.07 polecę 1/8 ... niestety późno się zdecydowałem na start (a jego warunkiem było jakie takie ukończenie Mrągowa) więc koszty wpisowego poszły na 1/4 mocno w górę ... a 1/8 jest po prostu tańsza ... tym razem zaryzykuję ... obym się nie pomylił ...
|