|
08 lutego 2011, 09:08, 1625/77992 | p_bondaruk Paweł Bondaruk | |
| | Recenzja - Jeden dzień z życia triathlonisty
LINK 1: STRONA PAWŁA BONDARUKA
|
|
Polska literatura związana z triathlonem nie należy do najbardziej rozwiniętych. Mimo, że początki funkcjonowania tego sportu w naszym kraju sięgają lat ’80, do tej pory doczekaliśmy się zaledwie kilku tytułów bezpośrednio związanych z wyścigami łączącymi pływanie, kolarstwo i biegi. Powyższe jest konkretnym powodem dla którego książka Jeden Dzień z Życia Triathlonisty zachęciła mnie do natychmiastowej lektury, w tej samej chwili w której dostałem ją do ręki.
Książeczka (tak należało by ją określić – ma zaledwie 64 str.) wyposażona jest w wymowne ilustracje na okładce, które już na starcie przypominają czytelnikowi czym jest triathlon. Spis treści niezwykle przypadł mi do gustu. Zapadł mi kiedyś w pamięć slogan z pewnej amerykańskiej koszulki: Triathlon – swim, bike, run, eat, sleep, repeat, a organizacja książki bardzo to hasło przypomina. Pływanie, Rower, Bieg, to tytuły 3 pierwszych rozdziałów książki. Dalej jest odpoczynek, start życia i roztrenowanie.
Muszę powiedzieć, że według mnie książka wymaga korekty. I z pewnością nie będę w tym stwierdzeniu osamotniony. Nie urąga to jednak w żaden sposób jej wartości. Absolutnie! Prawdę mówiąc wątpię, żeby literacki nobel był celem przyświecającym autorowi przy jej pisaniu. Mimo wszystko kilka godzin spędzonych nad jej redakcją byłoby świetną inwestycją (jeżeli będzie drugie wydanie – poprawione i uaktualnione na pewno zakupię). Warto by także pamiętać o uzupełnieniu kilku brakujących dat.
Jeden Dzień z Życia Triathlonisty na pewno nie jest kolejną publikacją namiętnie słodzącą (w amerykańskim stylu) triathlonowemu lifestyle’owi. Gęsto padające ostre słowa dają wyraz emocjom autora. Emocjom, które każdy zawodnik musi znosić. Emocjom wyzwalanym przez upierdliwość basenowych portierek, fatalną pogodę czy brak czasu. Emocjom, z którymi każdy zawodnik musi sobie radzić. Stępniak pokazuje nam swoją receptę na znoszenie wszystkich przeciwności losu. Czasem trzeba sobie przeklnąć pod nosem (albo przelać agresję na papier) by z tymi przeciwnościami walczyć najskuteczniej.
Wielu trenerom poleciłbym tę książkę jako motywator dla niektórych, zwłaszcza młodszych zawodników. Kiedy zaczynałem trenować w malborskim klubie triathlonowym, opowieści trenera (Marcina Waniewskiego) i starszych kolegów były siłą wyciągającą mnie z ciepłego łóżka na poranny basen lub niedzielne wybieganie. Z czasem zmieniłem otoczenie i całą otoczka uległa rozpuszczeniu. Ta książka sprawiła, że znowu zrozumiałem o co w tym sporcie chodzi - o to żeby wejść do basenu i zrobić swoje (mimo chłodnej wody), złapać bike’a i swoje wykręcić (mimo złej aury) oraz o to by założyć buty i swoje wyklepać w lesie (mimo tego, że zimno i wieje). A nagrodą za wszystko jest radość z chwil spędzonych na wyścigach. Stępniak prezentuje w książce swój sposób na sukces. Typową polską mentalność (cyt. z książki: nie ma co rzeźbić i trenować po łebkach), której moim zdaniem zaczyna brakować niektórym młodym polskim zawodnikom i zawodniczkom.
Powyżej napisałem „poleciłbym” bo nie jestem pewien czy książka przez czternasto- czy piętnastolatka zostanie odebrana we właściwy sposób. Osobiście z mocnymi słowami nie mam żadnych problemów, a w gruncie rzeczy nawet lubię sobie przeklnąć na treningu. Problem w tym, że dla wielu młodych ludzi przekleństwa to bunt i kwestia mody – a nie o to tu chodzi. Jestem za to przekonany, że książka zostanie zrozumiana we właściwy sposób przez dojrzałych amatorów sportu.
W książce znaleźć można wszystkie bolączki polskiego triathlonisty. Sporo w niej narzekania. W mojej opinii taka jest już kolej rzeczy. Tutaj ciężko trenować solidnie jeden sport, a co dopiero taki triathlon gdzie sportów jest kilka. Mimo wszystko Stępniak pokazuje, że można. Ba, że można to my wiemy, za to Stępniak pokazuje nam z jakim wynikiem. Na opis swojego życiowego startu autor poświęca 5 rozdział. Każdy szanujący się triathlonista powinien zapoznać się z kulisami robienia jednego z najlepszych polskich wyników na dystansie Ironman’a. Więcej szczegółów nie przytaczam.
Muszę kończyć moją recenzję. Boję się, że każdy kolejny akapit przedstawia jakieś fakty, które lepiej poznać z książki, a nie z mojego opisu.
Mój „werdykt” – książka jest fenomenalna. Nie jakiś tani poradnik jak zostać mistrzem czy naciągana biografia prezydenta. Widać, że pisał to twardy triathlonista i pisał to dla triathlonistów (innym sportowcom nie zabraniam się z książką zapoznać – w gruncie rzeczy to nie robię nic innego tylko gorąco zalecam!).
Czyta się absolutnie jednym tchem. Polecam!
Informacje o zakupie książki:
Książkę można dostać przelewając 20zł na konto (przesyłka na koszt TS Tri-sport): 40 1240 1183 1111 0000 1276 5908 Towarzystwo Sportowe Tri-sport.
ul. Ireny Szydłowskiej 5
86-032 Niemcz
tel. 0-604583996
W tytule należy podać swoje dane. Równolegle polecam wysłać maila na adres tri-sport@tri-sport.pl.
Recenzja ukazała się na stronie internetowej:
www.bondaruk-triathlon.pl |
| | Autor: Rufi, 2011-02-08, 09:36 napisał/-a: Oczywiście że trza zakupić :-) | | | Autor: tygrisos, 2011-02-08, 12:01 napisał/-a: Skoro Rufi mufi, że brać, to trzeba brać :) | |
|
|
| |
|