2012-09-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Już dobrze... (czytano: 1564 razy)
W końcu pomału, jak lód na wiosnę, odpuszcza mi kontuzja, nareszcie mogę szybko biegać. Jeszcze nie na pełnym komforcie, ale już całkiem swobodnie, lekko.
Jako tako zaleczona pachwina pozwoliła mi przebiec wrocławski maraton, wprawdzie przez braki treningowe ostatnich 4 tygodni przed startem nie udało się osiągnąć pełni formy, ale wynik 3h 06m w tej sytuacji satysfakcjonuje mnie całkowicie. Biegłem "niesymetrycznie", z przykurczami w pachwinie prawej nogi, ale wytrzymałem, dałem radę całemu dystansowi. Jednak kontuzje mają to do siebie, że bieganie z nimi powoduje powoduje zmianę "stylu" biegu, braki w poprawnej technice nadrabiałem obciążając inne części aparatu ruchu. Spowodowało to ból kolana w tygodniu pomaratańskim i konieczność biegania z bandażem, który stabilizuje mi kolano. Ale da się, jest całkiem dobrze. Pachwina nie boli, oczywiście ćwiczę dużo, zwłaszcza przed treningiem, później obowiązkowo się rozciągam. W końcu to doceniłem - do tej pory wystarczało mi pobiec i wszystko...
W tym tygodniu wróciła mi już dawna dyspozycja treningowa. We wtorek bez najmniejszego problemu przebiegłem 12 km w średnim tempie 3:52/km, nie czując zmęczenia. Biegłem swobodnie, lekko, plan był pobiec w miarę mocno, ale nie za mocno, na granicy komfortu fizycznego i psychicznego. Ostatni km zrobiłem z 6 mocnymi przebieżkami. Było świetnie, jak dawniej - szkoda że ta dyspozycja wróciła dopiero teraz...
Wczoraj z kolei skusiłem się na danielsowski bieg progowy, 6x1 km z przerwą 1 minuta. Zakładałem spokojne tempo z tabel (VDOT ok. 57 po ostatnich słabszych występach), w granicach 3:50-3:45/km - dawniej to było naprawdę spokojne tempo na tego typu trening. A tymczasem pierwszy odcinek pobiegłem na luzie po 3:30/km, na drugim postanowiłem jednak zmniejszyć tempo - wyszło 3:36/km, ale nie czułem zmęczenia, nie czułem nawet, bym wyszedł poza komfort biegu. Więc kolejne 2 odcinki po 3:30, a ostatnie zeszły na 3:28-3:29/km. Po każdej minutowej przerwie w lekkim biegu bez problemu ruszałem na kolejny odcinek. Szybkość powraca, to dobrze - za 3 tygodnie Lubin - atestowana "dyszka" - jeśli wyjście z kontuzji będzie nadal tak sprawnie przebiegało, postaram się przesunąć życiówkę na 33:xx.
Na razie redukuję ilość startów - myślę że to ułatwi regenerację, skupiam się na robieniu "bazy", czyli sporo spokojnego biegania (do którego też się pomału przyzwyczajam) oraz próbuję wyrobić nawyk rozciągania kiedy tylko się da.
W tym roku pobiegnę jeszcze tylko Lubin, oraz po okresie roztrenowania Trzebnicę (ale to już początek nowego sezonu). W międzyczasie jesienny test Coopera, ale zastanawiam się nad zamknięciem sezonu startem w połówce w Kościanie. Płasko, może 1:17 by się nabiegało... Potem sobie odpocznę od biegania - dosłownie - miesiąc nie będę biegał.
Bo jest dobrze. W końcu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |