2011-09-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 7 Dolin (i gór) (czytano: 1100 razy)
Lekcja pokory, czy może jednak nie... Sam nie wiem. Z jednej strony, zmęczyła mnie okrutne ta setka po Beskidzie Sądeckim i przez 20 km (w okolicach 70 km) napierałem na granicy skurczu mięśnia, przez co tempo siadło strasznie, postoje na punktach się wydłużyły, auto-masaże itd... Coś tam się wypłukało z organizmu. Nawadniałem się, izotonikowałem, ale i tak... Z drugiej strony, przy tak marnym przygotowaniu, treningach raz w tygodniu (siła wyższa), bez długich wybiegań (poza MGS), to pokonanie tej trasy poniżej 16 godzin jest wynikiem, który może rozzuchwalić: o, gdybym się przygotowywał, to by dopiero było, ho, ho. Takie myśli trzeba z głowy czym prędzej wyplenić.
Trzeba po prostu się wziąć za siebie, siły wyższe z wyższej półki przenieść na niższą, w końcu każdy jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem. I trenować, trenować. Gdybanie zostawić zawodowym gdybaczom, bo biegaczom - nie przystoi.
A wracając do setki - pogoda na zamówienie, przyjęcie na mecie - owacyjne, nogi same niosły. Zresztą na ostatnich 12 km, od bacówki przez Runek do Krynicy, jakaś tajemnicza moc przyszła, skurcz odpuścił i biegło się...! Na zbiegu do Piwnicznej przemiła staruszka częstowała wodą i zsiadłym mlekiem. Byłem tak zasłodzony, że wypiłem całą szklankę, wbrew przestrogom innych biegaczy. Staruszka (a mądrość ludowa przez nią przemawiała!) rzekła, że zsiadłe nie zaszkodzi, co innego świeże od krowy. I rzeczywiście, poczułem się świetnie i bez konsekwencji.
Po raz kolejny doceniłem kije. Ale uwaga - albo się trenuje z kijami, albo się trenuje... pływanie. Bez tego ręce mogą wysiąść i większa szkoda niż pożytek. Ja, z racji treningów pływackich, z kijami nie mam problemów, nawet z tymi cięższymi (czytaj: najtańszymi). Przy podejściach, przy dobrej technice, dodają mocy.
Za rok - Rzeźnik w wersji hardcore (poprzednio, w 2009, było "tylko" 80 km. Zmieściliśmy się w 12 godzin, ale nogi na wieść o hardcore obróciły się na pięcie...). I Maraton Karkonoski. A w 2013 - jakieś ekstremum za granicą. Marzą mi się Alpy...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |