|
| Przeczytano: 628/2371017 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Maraton Nr 2 – Marzenia są po to by je spełniać | Autor: Arkadiusz Gołębiewsk | Data : 2015-05-29 | 17.05.2015 r. – to data, której już pewnie nie zapomnę. To dzień, w którym już po raz drugi wystartowałem w maratonie. Miał to być maraton pełen niespodzianek. Miał dać mi odpowiedź na pytanie, czy dam radę pobiec go szybciej niż za pierwszym razem, trenując w tym sezonie tylko i wyłącznie pod „szybką” dychę.
Rekord na 10 km zrobiłem w imprezie 10km Run Toruń i pobiegłem tam dokładnie w zamierzonym czasie mając dwie sekundy nadróbki. Tak więc widać, że biegacz może też być dobrym matematykiem i nie tylko, ale wracając do maratonu to naprawdę w tym sezonie zrobiłem dwa długie wybiegania z czego jedno około dwóch miesięcy przed maratonem, a drugie trzy tygodnie przed maratonem. To drugie wybieganie było już mocniejsze, było to raczej BNP (dla nie wtajemniczonych to bieg z narastającą prędkością). Każde kolejne 10km pokonywałem szybciej, ostatnia wyszła ze średnią 4:46min/km.
Dwie poprzednie troche ponad 5min/km. Mój trening w tym sezonie podporządkowany był treningom szybkościowym. Robiłem mnóstwo treningów, w których były szybkie odcinki. Odcinki zaczynały się od 200m, a kończyły na 3km. Na tych dystansach biegałem szybko, czasami nawet bardzo szybko. Kilometraż tygodniowy wahał się w granicach 45-50km tygodniowo, a więc w treningu pod maraton, na pewno za mały. Nastawiałem się głównie na szybkość, robiłem sporo siły w dni, w które nie biegałem. Po drodze zgubiłem 10kg i tak to się zaczęło.
Sam wyjazd na maraton był dla mnie świętem. Wziąłem dwa dni wolnego z pracy, był to piątek przed i poniedziałek zaraz po maratonie. Wyjechaliśmy razem z żonką i Kubusiem w piątek 15.05.2015 r. o godz. 8 rano. W Gdańsku byliśmy już dwie godziny później, gdzie zameldowaliśmy się u naszej Cioci. Ciocia mieszka na ul. Długiej, czyli na bardzo znanej ulicy, w samym centrum miasta na starówce, blisko słynnego „neptuna”. Bardzo chcemy jej podziękować, zwłaszcza za sobotę, kiedy to zrobiła troche kilometrów, żebym mógł odebrać pakiet startowy. Tak mijały dni, aż w końcu nastał czas maratonu.
Wstałem bardzo wcześnie bo o 5.45 rano. O godzinie szóstej żonka przygotowała pyszną jajecznicę i powoli zbliżał się czas wyjścia na autobus, który podwiózł mnie na miejsce startu tj. na Amber Expo. O tym jak biegł został zorganizowany nie będę pisał, bo to osobna historia, kto był ten wie jak było cudnie. Skupie się na moim biegu...
Rozgrzewka-jak zawsze bardzo emocjonująca, bo za chwile miałem wystartować w swoim kolejnym maratonie, to w końcu nie lada wyczyn przebiec taki dystans. Poniżej zdjęcie z rozgrzewki.
Nadszedł czas startu, najpierw ruszyli wózkarze, chwilę za nimi 1857 biegaczy. Jeden widok wzruszył mnie na starcie, a dokładniej widok pana starszego około 10lat ode mnie z wózkiem inwalidzkim, na którym siedział prawdopodobnie jego syn, albo ktoś mu bliski. Chłopak miał gdzies około 15lat może więcej. Był to smutny, a zarazem piękny widok. Jaką musi być pasją dla tego pana lub osoby towarzyszącej bieganie, coś wspaniałego!!! Minąłem go dopiero na 28km.
Poniżej zdjęcie tych zawodników:
W końcu ruszyłem, odpaliłem garmina i się zaczeło. Pierwsze 10km to historia, poszło jak z bata strzelił, nawet ich nie pamiętam. Zapamietałem tylko przebiegnięcie przez Centrum Solidarności, gdzie mój zegarek trochę zwariował, oczywiście pamiętałem że czekali tam na mnie moi bliscy, własnie na ul. Długiej, pamiętam również oczywiście samą starówkę.
Odcinek od 10km do 20km do Ergo Areny to już walka z wiatrem, mimo to trzymałem się zakładanego tempa tj. w okolicach 5:05min/km
Kiedy zawinęliśmy z Ergo Areny na Wrzesz było z wiatrem i tam uczepiłem się jakiegoś zawodnika, który biegł na ten sam czas co ja, przynajmniej tak twierdził. Na tym odcinku zamiast nadrabiać, zacząłem tracić, traciłem bo biegłem z zawodnikiem, który biegł jednak wolniej niż ja planowałem. Znowu nawijka i znowu wiatr, ale ja wtedy ruszyłem i zacząłem biec swoim rytmem. Dobiegliśmy do morza, tam kibicowało nam sporo kibiców.
Zaczęło się najgorsze. Na 30km pierwszy raz poczułem ból nóg, dlatego przeszedłem do marszu, gdzie wstrząsnąłem sobie nogi widać to dokładnie po międzyczasach. Bieg do 35km jakoś przetrwałem, a tam czekał na mnie spory podbieg na wiadukt przy PGE Arenie.
Na 36km szło jeszcze w miarę gładko, niestety na 37km była agrafka, a więc zmiana kierunku biegu, tym samym bieg pod wiatr i wtedy się zaczął dla mnie prawdziwy maraton. Walka z wiatrem z sobą i z bolącymi nogami, zacząłem zwalniać, też widać to po międzyczasach, kiedy przetrwałem najgorsze już przyspieszałem, ale cierpiałem z powodu bólu nóg, poniżej widać to najlepiej
Po wybiegnięciu z PGE Areny znów jakby fala uderzeniowa we mnie walnęła, wiatr wydawał się być jeszcze silniejszy.
Zaczął się ostatni kilometr biegu, a tu wiadomo doping niesie. Lokalizacja mety była przepiękna. Wpadałem do Amber Expo niesiony dopingiem kibiców zgromadzonych w środku. Nie da się tego opisać, wpadałem na metę jak zwycięzca całego biegu. Byłem przeszczęśliwy, spojrzałem na zegarek i czas powalił mnie na nogi 3:36:41. Ja facet, który waży 87kg, który kilka lat temu był wrakiem człowieka, przebiegł kolejny raz Maraton. Kolejny maraton za mną, kolejna bariera pokonana.
Moje kolejne marzenie się spełniło, jestem MARATOŃCZYKIEM |
| | Autor: bialy115, 2015-05-29, 11:00 napisał/-a: Wiem o czym piszesz,przeszedłem podobną drogę.125 kg."żywej wagi",papierosy,piwo-to kiedyś ja- trup na chodzących nogach.To dzięki bieganiu i wielu życzliwym i mądrym ludziom wyszedłem z tego czarciego kręgu.To z takich jak Ty brałem przykład i składam Tobie i innym kolegom wielki szacunek.Życzę kolejnych życiówek i do zobaczenia na biegowej trasie. | | | Autor: bolo96, 2015-05-29, 14:10 napisał/-a: Dzięki stary, miałem podobnie w przeszłości. Teraz żyje w innym świecie, tak a propos życiówkę pobiłem o ponad 20minut czego nie napisałem w artykule. Kiedyś była ze mną tragedia, teraz z dnia na dzień jest coraz lepiej. Treningi przynoszą zamierzone efekty, czuje się o niebo lepiej i fizycznie i psychicznie. Wszystko idzie zrobić, trzeba tylko chcieć i mieć trochę czasu,a na efekty nie trzeba długo czekać.
Pozdrawiam | |
|
| |
|