Aby dojechać do Torunia, który dzieli od Lublińca około 340 km o przystępnej porze wyjeżdżamy już w piątkowe południe. Przejazd przez Łódź w godzinach piątkowego szczytu to jazda w porywach na drugim biegu, ale tylko w porywach.
Umówiliśmy się z Yacą i Miećką, którzy już wcześniej wyjechali, na popołudniową kawę na toruńskiej starówce ale na miejscu jesteśmy dopiero o zmroku. W dodatku dostaję od Jacka sms takiej treści: „Mikołajkowy prezent 4 pkt i 100 zł. „Prezent”, bo miało być 8 pkt i 400 zł.. K..a mać.. i nici z kawy..”
Spotykamy się pod biurem zawodów gdzie odbieramy pakiety startowe i przekazujemy drobne prezenty świąteczne zarówno te od klubu META jak i te od nas samych na rzecz dzieci z Domu Dziecka. Tak wzorem Teamu MaratonyPolskie.PL tylko w nieco mniejszym wymiarze. Nocleg mamy załatwiony w starym pruskim forcie leżącym na obrzeżach miasta. Fort IV – Yorck „Stefan Żółkiewski” wzniesionym w latach 1879 - 1884 jako standardowy jednowałowy fort artyleryjski.
W 1894 r. Fort IV otrzymał nazwę Yorck na cześć pruskiego feldmarszałka, Johanna Davida Yorcka von Wartenburga, którego działania przyczyniły się do pokonania Napoleona.
Co ciekawe, fekldmarszałek był Polakiem, który odrzucił polskojęzyczny człon swojego nazwiska Jark i ostatecznie zmienił je na pruskie Yorck. W 1920 r. Fort otrzymał obecną nazwę po hetmanie koronnym Stanisławie Żółkiewskim. To tyle co zapamiętałem z jego historii na podstawie przeczytanej ulotki i słów oprowadzającego nas przewodnika.
Od początku lat 90. ubiegłego wieku Fort IV jest udostępniony dla turystów. Jest jedynym odrestaurowanym i otwartym dla zwiedzających Fortem. Znajduje się tu restauracja i schronisko z miejscami do spania, a także wytyczona została trasa do zwiedzania. Będąc tutaj po raz pierwszy odnosi się wrażenie, że chodzi się po labiryncie. W przypadku Fortu IV nie można jednak mówić o chaosie architektonicznym. Fort ma budowę symetryczną, a korytarz główny jest osią dzielącą Fort na pół.
Rys.1 - Fort IV – Yorck „Stefan Żółkiewski”
Zakwaterowani jesteśmy na 16 osobowej sali wyposażonej w stare wojskowe, w większości piętrowe prycze. Możemy więc przez dwa dni posmakować fortowego życia, w którym na każdym kroku spotykamy się twarzą w twarz z historią.
Jako, że nasi emeryci raz przebrani w ciepłe kapcie nie dają się już wyciągnąć na nocne zwiedzanie miasta, postanawiamy z Kaśką dołączyć do czekających na nas pod pomnikiem Kopernika Yacy i Miećki.
Tylko jak się stąd dostać do centrum?. Gdy tak stoimy czekając na autobus, który za cholerę nie chce przyjechać, zatrzymuje się przejeżdżający samochód (nie pamiętam marki, ale taki wielkości kartonu po telewizorze) napakowany po brzegi pasażerami jak dobra kasza skwarkami.
Otwiera się okno i jakiś głos pyta „dokąd chcecie jechać?” Po otrzymaniu odpowiedzi z pojazdu wytacza się Radom i Admin stwierdzając, że pojedziemy wspólnie taksówką bo raz, że na czworo taniej, a dwa - wygodniej… Gdy tak stoimy i marzniemy teraz już w czwórkę (choć podobno w kupie cieplej) czekając na zamówioną taksówkę, przejeżdża obok nas ten cholerny autobus…
Znaleźć w Toruniu nocą wolne miejsce w atrakcyjnym pubie to wyczyn nie lada. Jako, że głodni jesteśmy jak wilcy, Yaca zaprowadza nas do miłej restauracji z dobrym jadłem mieszczącej się na ulicy Rabiańskiej pod nazwą Oberża. Lokal mieści się w pięknej, chyba XIX-wiecznej kamienicy, która niegdyś była spichlerzem na Starówce.
Rys.2 - Feel Like Heaven
Wchodzimy otwierając ciężkie i ciemne drzwi, po przekroczeniu których ukazuje nam się nawet przytulna sala i co najważniejsze – są wolne miejsca!. Jedzenia do wyboru, ale najważniejsze jest to, że napić się tu możemy wszystkich najlepszych trunków na bazie chmielu.
Zamawiamy wyborne porcje strawy i takież same wybornie smakujące piwo. Yaca pomimo wcześniejszych zarzekań staje na wysokości zadania i częstuję nas wyśmienitą kawą, po której nabieramy chęci do dalszych wędrówek.
Po zaspokojeniu potrzeb tych przyziemnych czas nadszedł na te duchowe, a więc zwiedzanie Toruńskiej starówki nocą. Najpierw jednak idziemy nad rzekę pokazać Kasi Wisłę. Ta jednak dostrzega tylko łódź o nazwie „Katarzynka” i już traktując ją jak swoją własność wchodzi do niej i chce płynąć na Mazowsze…Hm…pod prąd chce wiosłować? Nie lepiej do Gdańska?.
„Na Katarzynce”
Na rynku spotykamy niejakiego Mikołaja K. ale zalany chyba gość w trupka bo nie dość, że stoi ubrany w prześcieradło z jakąś grzechotką w ręce to jeszcze pokazuje nam palec... na szczęście wskazujący…
Mikołaj K
Nie mogąc się dogadać z gościem próbujemy z osłem, który stoi nieopodal. Osiołek jest odlany z metalu, ma prawie półtora metra wysokości i dwa metry długości. W XVII wieku stał ponoć na toruńskim rynku drewniany pręgierz w takim kształcie.
Na grzbiecie osła, obitym zaostrzoną blachą, sadzano krnąbrnych strażników. Już nie pamiętam za co ale ta sama dola spotkała Katarzynkę. Być może to krnąbrna kobieta była... Chociaż tak patrząc na zdjęcie to nie wygląda na taką, której krzywda się dzieje..
Z tą karą to chyba jakaś ściema była.. Co do pozostałych scen przedstawionych na zdjęciu pragnę poinformować, że w trakcie ich wykonywania nie ucierpiały żadne zwierzęta. Osioł przynajmniej nie protestował…
Rys.3 - Nagroda to czy kara?
Po drodze do pubu „Pod Aniołem” spotykamy Filusia czyli wiernego pieska profesora Filutka, który z melonikiem w pysku pilnuje pod latarnią parasola swego pana.
Legenda głosi, że złapanie psiaka za ogonek przynosi szczęście w miłości, a dotknięcie melonika - powodzenie na egzaminach. W pierwszej chwili chciałem zabrać parasol, ale ani drgnął.. W meloniku nie chodzę więc pozostał ogonek.. Co tam, szczęścia nigdy nie za wiele....
Rys.4 - Filuś
Wracamy wesołą taksówką z powrotem do fortów w czasie gdy światła już w sali są zgaszone.. To był bardzo udany wieczór..
Nazajutrz rano „wypoczęci” jedziemy na stadion MOSIR-u gdzie zostawiamy samochód oraz gdzie usytuowana jest meta biegu. Natomiast w okolice rynku staromiejskiego gdzie znajduje się start półmaratonu dostajemy się komunikacją miejską.
Rys.5 - Mikołaje z lublinieckiej METY
Do startu przybywa kolorowy, liczący prawie 1200 uczestników tłum świętych Mikołajów, a to za sprawą mikołajkowych czapeczek wydanych przed startem każdemu ze startujących. Są wśród nich także osoby w całych przebraniach, z brodami , laskami i.. workami (choć te dwa ostatnie wyrazy brzmią nieco dwuznacznie He He).
Przed startem półmaratonu św. Mikołajów
Pierwsze 2 kilometry trasy prowadzą ulicami Torunia, a następnie drogami leśnymi w okolicy Bielan i Barbarki. Trasa malownicza choć szkoda mi trochę, że tylu Mikołajów gania po krzakach zamiast stanowić wyjątkową atrakcję i promocję miasta podczas tego święta. Na mecie każdy dostaje wyjątkowy, oryginalny medal w postaci dzwonka Św. Mikołaja, który stanowi swoiste uzupełnienie do otrzymanej wcześniej czapki.
Mikołaj z dzwonkiem i …Laską ;)
Nie bardzo rozumiem zastosowania chipów, które mierzą tylko czas brutto ale widocznie miało to ułatwić szybkie otrzymanie wyników z biegu. Choć może nie do końca się to udało, gdyż dopiero po osobistej interwencji u Organizatora pojawiam się na liście wyników, na której pierwotnie mnie pominięto. Sprawą do poprawienia jest też samoobsługowy punkt z napojami, herbatą i kawą.
Po przejściu przez ten punkt kilkuset osób, stoły wyglądały tragicznie. Wszędzie porozrzucane kubki, rozsypany cukier, wysypana kawa.. Wreszcie szczęśliwy ze znalezienia w tym chaosie 2 torebek z herbatą i paru kostek cukru, zalewam je wreszcie „wrzątkiem” odstając swoje w kolejce do dystrybutorów zaopatrzonych w zimną i gorącą wodę.
Niestety woda z czerwonego kranu temperaturą od tego niebieskiego różni się tylko kolorem kurka więc herbata i cukier pozostają nadal niewzruszone. Dajemy sobie spokój i idziemy się przebrać. Rozwiązaniem powinny być na przyszłość termosy z gorącymi napojami i butelki z wodą, wydawane wraz z medalem na mecie.
Zakończenie połączone z losowaniem nagród odbyło się około godziny 15 na hali sportowej, po którym pożegnawszy się z tymi, którzy już wyjeżdżali do domów wracamy do fortu.
Na godzinę 19 przewidziano zwiedzanie Fortu IV, a później cześć artystyczną z okazji rocznicy powstania TEAMU MaratonyPolskie.PL (pozdrowienia!:)). Co tutaj jednak zrobić z prawie dwoma godzinami wolnego czasu?. Nie było jednak trudno zagospodarować ten czas spotykając się wspólnie w Sali nr 5 na wieczorku przedwstępnym...
Wieczorek „przedwstępny”
Fort zwiedzamy z przewodnikiem, którym jest Paweł Bukowski „Buki” także z Teamu. Prowadzi nas przez plątaninę korytarzy i tuneli, oświetlanych za pomocą zapalonych pochodni w towarzystwie nietoperzy, których podobno jest tutaj 303 ( taki mały nocny dywizjon „batmanów”) dostarczając nam niezapomnianych wrażeń.
Oprócz poznania dziejów militariów, mamy okazję zobaczyć infrastrukturę wojskową, 55-tonowe pancerne stanowisko obserwacyjne artylerii i obrotową kopułę obserwacyjną działającą do dziś co zostało udowodnione na „żywej” materii. Ten zabytek techniki wojennej, jednej z największych swego czasu twierdz warownych we wschodniej Europie wciąż wzbudza wiele emocji.
Podczas zwiedzania Fortu
Po zakończeniu zwiedzania czas przyszedł na spotkanie integracyjne. Miejsce spotkania usytuowane było w jednej ze starych prochowni położonych symetrycznie po obu stronach holu głównego. Pomieszczenie posiadało charakterystyczne łukowate sklepienie, będące punktem szczególnie malowniczym. Architektura sali nadała wnętrzu formę wydłużonego prostokąta stanowiąc doskonałe miejsce na zabawę dla nawet 100 osób. Będąc jednym z zaproszonych gości na biesiadzie, czuję się w gronie Teamowiczów jak w rodzinie (w zgodnej rodzinie).
Jak w rodzinie…
O tym jak się bawiono opowiada w swoim artykule pt. „Czym szczególnym wsławił się Półmaraton w Toruniu?” Gabriela Kucharska czyli „mamusiajakubaijasia”. Dodam tylko tyle, iż rano mówiłem niskim barytonem , a pierwsze o czym pomyślałem po przebudzeniu było „dlaczego mnie tak łeb nap… i czemu te myszy tak głośno tupią? .. Oddam konia i Królestwo za kawę!...
Toruńska przygoda była jedną z tych, w których innego wymiaru nabiera sam udział w imprezie sportowej. Nie była to tylko rywalizacja ale przede wszystkim zabawa, spotkanie z przyjaciółmi, z którymi część z nas znała się już wcześniej oraz tymi znanymi jedynie z portalu MaratonyPolskie.PL.
Zresztą zostać jednym z przeszło tysięcznej rzeszy Mikołajów rządzących w tych dniach Toruniem było niezapomnianą frajdą…
Pozdrowienia dla Admina i wszystkich poznanych członków TEAMU za możliwość wspólnej zabawy i integracji środowisk biegowych ;)
Zdjęcie grupowe Teamu i zaproszonych gości
W artykule wykorzystano zdjęcia autorstwa:
Sebastian Szpak
Michał Walczewski
Marian Machoń
Jacek Stanisławczyk
Dariusz Duda
Katarzyna Żurek
Dla zainteresowanych:
Pod tym linkiem znajduje się Pieśń plemienna w wykonaniu Ojca Dyrektora MP pt. „Murzynek Bambo”
LINK: http://www.wrzuta.pl/film/vciapIc2Xz/20081206_005
|