Tam trzeba biegać. Tak powiedział Jurek Bednarz. Śpimy w szkole nr 24 w Gdańsku. Dziękujemy za wszystko. Na sali przyjemnie, ciepło , maratońsko. Spotkać można było tych z którymi ścigaliśmy się nie tak niedawno –lecz już w tamtym roku. Jest Andrzej z Hajnówki i Stasio z Wołomina, dwoje Andrzejów z okolic Łomży. Zanim tutaj trafiliśmy, odwiedziliśmy mieszkanie Przemka. Jurek Bednarz wytrawny kierowca trafił jak zawodowiec. Poruszenie. Basia Gil zostaje na noc my z numerami do szkoły. Zmiana pogody, z plus 16 zrobiło się minus 1.Brzeżno, tam najlepiej szły dolary. Coś mi to przypomina z moich lat na morzu. Ośrodek dla wakacyjnych zakochanych. Dzisiaj sami emeryci byli naszymi kibicami. Start przesunięto w czasie ,wręczano jubilatowi puchary, upominki ,składano życzenia. Ruszyliśmy. Henio Witt ma małą tragedię –zapomniał butów-biegnie 6 km w wojskowych. Człapanie i odgłos wiadomy. Dzięki Henio, znowu można było słuchać morza. Przedtem ustaliliśmy z Heniem, że sztorm jest 7 do 8 . Wiatr do 9-ciu. No nie wspominam, że był śnieg, grad, słońce. To co każdy słyszał to był Bałtyk. Tego nie można kupić, trzeba to poczuć. Brzeźno, nie wiedziałem, że tak blisko morza jest aleja do biegania. Przemka na ten setny namówił Tadzio Spychalski. Napisz , że to prawda-opowiada Przemek. Siedem razy sześć to czterdzieści dwa ale gdzie te sto dziewięćdziesiąt pięć ?. No właśnie sam się nadziałem jak kończyłem, dopiero brama była metą. Rodzina, przyjaciele i znajomi. Na pełny maraton zdecydowało się 31 osób. Pozostałe 20 przebiegło różny dystans. Oj ciekawe panie biegały w sztafecie. Kibice. Przypadkowi. Trudno o innych w naszych maratońskich męczarniach . Zakonnica z psem, zakochani, pani z dwojaczkami, małżeństwa i panowie opalający się na słonecznym wybiegu, którym wmówiłem ,że powinni być szczęśliwi, nie są umaczani w aferach nas czekających, popatrzyli z zaciekawieniem, co ci biegacze wygadują. Ciepła zupa, kawa i herbata. Serdeczny , równy ,podział wdzięczności dla każdego biegacza były nagrodą za udział. Medal. Po to przyjechaliśmy. Nie wie Przemek, że dla niektórych odkrył inny ciekawy kawałek polskiego morza. Inna strona medalu – ci, co mieli najbliżej zawiedli – ci, co dalej nie. To cała nasza głupia zaściankowa mentalność. Lecz my nie po to biegaliśmy by im coś udowadniać- BIEGALIŚMY DLA PRZEMKA i siebie. Wygrali: Andrzej Cechman 2:53:31 i Grażyna Witt 3:47:07.Nie było słychać maratończyków –wyciszył nas Bałtyk. |