2019-01-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zdziczenie (czytano: 1108 razy)
Wiejskie psy albo włóczą się po okolicy, albo są uwiązane na krótkim łańcuchu. No, są też takie, jak mój, czyli kanapowce. Mój akurat ma obecnie 2008 przebiegniętych wspólnie kilometrów. Zawsze na uprzęży. A to z uwagi na to, że gdy biegamy, to spotykamy dużo dzikiej zwierzyny, a ona może sprowokować psią pogoń, co z kolei może skutkować zagubieniem się mojego biegowego partnera lub czymś niedobrym dla dogonionej np. sarny.
Podczas obserwacji i rozmów na psiej grupie biegowej na FB spotykam się często z biegaczami, którzy puszczają swoje psy luzem, a zazwyczaj dzieje się to na łonie natury, bo przecież biegają. Oczywiście każda z tych osób jest przekonana o mądrości jego psa i sile odwoławczej właściciela. Takie przekonanie mają też zwykli turyści i inni posiadacze czworonogów.
Biegłem przedwczoraj z Norkiem zaplanowaną dyszkę. Koło wiejskiego osiedla usłyszałem głośne nawoływania. Po pewnym czasie zobaczyłem panią stojącą koło samochodu i wydzierającą się wniebogłosy. Gdy dobiegłem do niej, to ta spytała mnie czy nie widziałem pieska typu wilczur. Zaginął. Odpowiedziałem jej, że dzień wcześniej widziałem ogłoszenie na FB, które zawiadamiało o wałęsającym się po wsi psie, ale on był podobny do mojego czyli gończego węgierskiego. A dwa dni wcześniej widziałem innego psa we wsi oddalonej o kilka kilometrów. Piesek ten biegł z nami przez dwa kilometry. Jednak on też raczej nie był w typie wilczura. Miał obrożę. Pani stwierdziła, że to za daleko. Widać nie zna możliwości czworonogów. W tym czasie przebiegł obok nas pies, o którym mówiłem, że podobny jest do mojego. Też przemieścił się z centrum wsi na jej obrzeże, a to jest ponad 2,5 km.
Wieczorem poczytałem forum na FB, które rozwinęło się na temat spotkanego psiaka i jego prób złapania oraz sfinansowania schroniska.
Dzisiaj pobiegliśmy zaplanowaną dziewiątkę, ale musieliśmy zmienić trasę, bo robotnicy leśni ładowali na ścieżce pnie drzew. Miałem cichą nadzieję spotkać któregoś z psiaków i przyczynić się do pomocy.
Na ścieżce, która podbiega na zaporę zobaczyłem miejsce o wielkości przynajmniej kilku metrów kwadratowych, na którym rozrzucone był kępy sierści. Psia sierść? - pomyślałem. Raczej nie, bardziej sarny lub jelenia. Krwi nie było ale była połowa szczęki psa lub sarny, lub łani. Żadnych innych kości, flaków czy innych części ciała. Spojrzałem w dół ze skarpy i też niczego więcej nie zobaczyłem. Dziwne. Gdyby ktoś strzygł tam psa, to dlaczego w tak niewygodnym miejscu, gdyby jakiś zwierz został zagryziony, to dlaczego nie ma śladów krwi i większych części ciała, gdyby myśliwy upolował, to skąd ta ogryziona szczęka? Dziwne.
Wróciliśmy do domu, a w nim zabrałem się za czytanie wiadomości. Na regionalnym portalu informują, że we wsi, która jest bohaterem tych wspomnień, bezpańskie psy zagryzły samca kozicy górskiej. Przypadek?
Bezpańskie. Ciekawe ile z nich jest psami bezpańskimi. To pewnie te wspomniane przeze mnie zwierzęta, które puszczane są luzem, te które się zagubiły i te, które zostały kiedyś wyrzucone przez kochanych właścicieli.
Ludzie, psia wasza mać.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2019-01-30,17:53): Nie wyobrażam sobie stracić ukochanego psa z czysto ludzkiej lekkomyślnosci Hung (2019-01-30,19:04): Otóż to, Pawle. Nieraz jestem w opozycji do żony, która bardzo pilnuje nasze zwierzaki, ale coraz częściej uznaję, że ma rację. Wzięliśmy psa a wraz z nim odpowiedzialność.
|