Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 638 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Maratob Berlin 2000
Autor: Mirosław Szraucner
Data : 2000-01-01

Na początku tego roku nigdy bym nie przypuszczał, że w tym roku zaliczę tyle (9) maratonów w tym dwa największe w Europie. Zacząłem od Paryża, a teraz kończę Berlinem.

Do Berlina jak i do Paryża namówił mnie brat i tego startu również nie żałuję, przygoda jedna z ładniejszych. Samo załatwianie startu było bardzo proste, wszystkim zajmował się p.Paskal i nam (tzn. mi i koledze Rafałowi) tylko wysłał plan całego wyjazdu. A więc planowo stawiamy się w Pile na dworcu, gdzie razem z innymi biegaczami w liczbie 48 oczekujemy wyjazdu autokaru do Berlina. Z Piły wyjeżdżamy o północy i o 7 rano jesteśmy na parkingu niedaleko hal gdzie odbywają się targi sportowe związane z maratonem i gdzie również jest biuro maratonu.

Od razu sięgam po telefon i kontaktuję się z bratem który przyjechał tam dzień wcześniej razem ze swoim klubem z Hamminkeln. Dowiaduję się od razu że rano o 9.30 jest start do biegu integracyjnego tzw. frusticklauf (bieg śniadaniowy).

Mimo barku mapy nasza decyzja jest jednoznaczna: idziemy na start przed pałac Charlottengurg. Zerkam na mapę od pilota naszej grupy i idziemy. Po kilkunastu minutach spotykamy parę Niemców również idących tam na start i dalej podążamy razem. Co jakiś czas ustalam z bratem nasze położenie ale gdy dochodzimy znalezienie się z nim wśród kilku tysięcy biegaczy nie jest łatwe, ale w końcu się znajdujemy. Od razu rzeczy pakujemy do pierwszego z brzegu autokaru, który notabene jest z Warszawy i umawiamy się że rzeczy odbierzemy na Stadionie Olimpijskim, gdzie jest meta tego biegu. I od razu na start. Rafał co chwilę wychyla głowę i zerka czy wszyscy tak wolno biegną czy może się pościgać, niestety swoją formę musi poskromić i biec razem z nami. Przed pierwszym szeregiem biegaczy biegną ludzie z obsługi trzymając się za ręce i nie pozwalają się ścigać. Wszyscy więc biegniemy przez 6 km razem, śpiewając, krzycząc, machając rękami itp. wygłupy były też naszym udziałem. na trasie spotykam paru znajomych, chwila rozmowy i dalej.

Na stadionie możemy podziwiać monumentalizm tej budowli, przebieramy się, myjemy i idziemy na wyżerkę jaką organizatorzy zafundowali biegaczom. Do picia mleko, do jedzenia super jabłka, banany i bardzo dobre batony energetyczne, których objedliśmy się do oporu-chociażby dlatego było warto iść na start parę kilometrów.

W drogę powrotną zabieramy się z grupą biegaczy od brata i z nimi metrem wracamy do biura zawodów, gdzie odbieramy chipy i numery startowe. Następnych kilka godzin to odwiedzanie stoisk handlowych, później pasta party gdzie objadamy się dzisiaj po raz drugi, jako Polacy wiemy jak się zakręcić aby otrzymać dwie porcje. O 16.00 powrót do autokaru i na nocleg. O 18.00 zasypiamy tak twardo, że budzą nas rano o 5.00 koledzy.

Od tego momentu następuje normalne przygotowanie do startu i o godz. 7.30 jesteśmy w pobliżu tego miejsca. Teraz przygotowuję Rafałowi rozpiskę czasową na trasę i wkuwam mu do głowy aby nie zaczął szybciej jak mu planuję.

Planowany wynik to 2:46:50, okazuje się to trafione lepiej jak w dziesiątkę.

O godz. 8 z minutami rozpoczyna się wspólna rozgrzewka prowadzona przez parę sportowców na podeście aby wszyscy mogli ich widzieć. Ta rozgrzewka to coś wspaniałego-super zabawa. Po półgodzinie ruchu już mocno rozgrzani ruszamy do swoich stref startowych. Ja z Rafałem z podobnymi życiówkami (3:02:05 i 3:04:58) stajemy w strefie trzeciej zaraz za bratem( 2:49:28), skąd do linii startu mamy około 50 metrów. 8.55 strzał startera i ruszamy. Plan Rafała to wynik poniżej 2:50 lub lepiej, jest na to przygotowany i jak początku nie zawali, to będzie miał super wynik, brata palny to złamał trzy godziny, moje to ukończył w granicach 3:16. Z tych trzech planów tylko Rafał realizuje swój. Na mecie potwierdza że tak zorganizowanego biegu ciężko będzie znaleźł w Polsce. Przede wszystkim liczba kibiców jest ogromna , większa jak w Paryżu i bardziej rozbawiona. Kibiców jest tylu i tak się interesują biegiem, że w chodzą na drogę i miejscami zawężają trasę co czyni ją podobną do kolarskich wspinaczek, gdzie kibice tworzą szpalery wśród których kolarze muszą się wspinać na wzniesienia. Tutaj jest podobnie. Co kilka kilometrów muzyka z głośników, orkiestry, tamburyny w rękach kibiców, kołatki, dzwonki itp. Miejscami szczególnie na 30km był taki hałas od kibiców, że człowiek głupieje, na zatrzymanie się nie ma szans, zawodnik przede mną staje i po chwili złapany za rękę przez jakąś dziewczynę biegnie z nią dalej razem. Co mnie najbardziej zaskoczyło to ilość punktów żywieniowych co 2,5km, przy takiej pogodzie może nie jest to konieczne ale bardzo ułatwia pokonanie trasy, można pił częściej i polewał się dla ochłody.

Na mecie dowiaduję się niektórych szczegółów z biegu Rafała i brata Edka.

Rafał ustanowił fenomenalną życiówkę 2:44:38 i tak jak mówiłem, tak zaczął. Powoli do półmetka, później trochę szybciej i równo do samej mety. Jak sam mi mówił, bał się przyspieszył abym na niego na mecie nie był zły jak by coś zawalił, ale biegł swobodnie do 17km i później starał się przyspieszać. Pierwsze 10km pokonał w 39:31, drugą dychę w 39:27, na półmetku miał 1:23:06, trzecia dycha w 38:41, czwarta w 38:25 z czego ostatnia piątka w 19:07. Druga połówka wyszła w 1:21:28. Ostatnie kilometry pokonywał po 3:48 i jak mówił nie mógł już szybciej był po prostu wyjechany i to wyjechany idealnie. Bratu natomiast nie udało się po raz drugi w tym roku złamać 3 godzin, tym razem zabrakło świeżości.

Bo chyba nie biega się jeszcze 35km na treningu tydzień przed startem. 3:04:17, też jest wynikiem bardzo dobrym jak na amatora. Mój czas to 3:23:38, wszystko szło dobrze do 17 km gdzie zacząłem niepotrzebnie przyspieszać, poźniej na 32km miałem już dość, a na 37 musiałem się zatrzymać. Nie czułem stóp, dostałem jakiegoś bezwładu, który mijał po zatrzymaniu się ale po chwili biegu już wracał. Jakoś się doturlałem do mety na 2809 miejscu. Rafał był 191 - super, wśród 27000 biegaczy. Na mecie oprócz ładnego medalu, dużo jedzenia, picia, ciepły prysznic, masaże i można wracać.

Idziemy jeszcze do McDonalda na trociniaka (tzw.hamburger) i odrdzewiacz (tzw.coca-cola). Jeszcze tylko kilka wspólnych pamiątkowych zdjęć i możemy wracać. W autokarze nie kończące się opowieści i analizy. Ja pozwoliłem sobie zebrać prawie wszystkie wyniki z naszego autokaru (oprócz dwóch) i za zgodą zawodników je publikuję.

Alfabetycznie aby najlepsi nie popadli w dumę, a słabsi aby się nie załamali.


Bisek Marek - KWK Bogdanka - 2:59:48

Data Kazimierz - Gdańsk - 3:26:54

Dąbrowski Sylwester - Gostynin - 2:37:57 (104 ogólnie, 4 w kat. wiek.)

Dominikowski Jerzy - Skierniewice - 3:09:08

Dutkiewicz Andrzej - Toruń - 3:41:06

Frasunek Andrzej - Gdynia - 3:25:14

Gil Barbara - MKS Kasztelan Sierpc - 5:10:00

Głos Mariusz - Szcawno Zdr. - 3:38:10

Gniła Rafał - WKB Meta Lubliniec - 2:44:38 (rek.życiowy)

Gręda Józef - Syców - 3:36:42

Gruszczyński Wojciech - Bełchatów - 3:21:11

Gwozdecki

Paweł - Skierniewice - 4:23:30

Iwanicki Władysław - Łęczna KWK Bogdanka - 2:54:00

Kaczmarek Damian - Kaczory - 2:54:43 (1 w kat.MJA-do 19 lat, niestety ta kategoria bez nagród)

Kanarek Zdzisław - Łobżenica - 4:06:15

Kujawiński Artur - Poznań - 3:54:29

Kulboczyński Jan - Kodeń - 2:40:06

Latoszek Tadeusz - Warszawa - 4:30:00

Litwa Tadeusz - Katowice - 4:22:53

Misztal Jerzy - Poznań - 4:10:00

Nykiel Eugeniusz - Prusice - 3:50:00

Otto Zdzisława - Warszawa - 4:29:00

Orman Tomasz - Szydłowice - 3:50:00

Oszajca Krystian - Skierniewice - 1:40:00 (rolkarz)

Pałasz Edmund - Rumia - 4:28:50

Parwanicki Wiktor - Słupsk - 4:02:38

Piech Dariusz - KWK Bogdanka - 3:01:15

Poksiński Tadeusz - Toruń - 4:51:12

Policht Ireneusz - KWK Bogdanka - 3:15:21 (najstarszy 1939 rok urodz.)

Sidorczuk Paweł - Warszawa - 3:22:10

Sikorski Stanisław - KWK Bogdanka - 3:34:00

Sjebert Przemysław - Poznań - 3:21:57

Staniszewski Zygmunt - Unirol Grajewo - 3:05:31

Stelmach Zbigniew - Łęczna KWK Bogdanka - 2:49:27

Szraucner Mirosław - WKB Meta Lubliniec - 3:23:38

Œlązak Andrzej - Piotrków Tryb. - 3:10:14 (rek.życiowy)

Tarczyński Grzegorz - Piast Wrocław - 3:29:14 (rek.życiowy)

Wrocławski Stanisław - KWK Bogdanka - 3:08:21

Wyka Jerzy - Piast Wrocław - 3:47:31

Zarzycki Robert - Kalisz Pom. - 3:21:03

Zeńczak Tomasz - Poznań - 3:30:18

Nie wszystkie czasy są podane dokładnie niektóre tylko orientacyjne z powodu braku wyników oficjalnych. Wszystkim zawodnikom serdecznie dziękuję za udostępnienie danych.


Do zobaczenia na trasie Biegu "O Nóż Komandosa" w Lublińcu 7.10.2000r.

Mirosław Szraucner



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
Tyberiusz
20:49
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |