Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 444 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Opowiem Wam moją historię.
Autor: Gąbek Zielony
Data : 2002-04-26

Wyprodukowali mnie w jakimś zakładzie. Od chwili powstania nie liczyłem na wielki atrakcje w moim krótkim życiu. Bo co może spotkać gąbka /u nas są również płcie- gąbka i gąbek alias Jacek i Agatka- szczegóły anatomiczne ominę/. Gdybym chociaż był gąbką wiadomo życie dam to co innego, a ja skromny gąbek wielkości dłoni, umundurowany w celofanowy uniform karnie oczekiwałem momentu gdy opuszczę zatęchły magazyn zakładowy i najlepiej jak spocznę na półce hypermarletu! Marzenie. Pewnego dnia zrobiło się gwarno i całą kupą zabrano nas „na pakę” jakiegoś samochodu. Po wysypaniu nas w sali załadowano mnie razem z hm jaką piękną Różową Gąbką do torby reklamowej. Ciekawi naszego losu w bezpośrednim otoczeniu zaznajomiliśmy się z bidonem /snob, wiadomo isoSTAR/, opaską elastyczną /pozerka udaje Voltaren a wywodzi się z Pabianic/, całą rodziną plastrów na różne dolegliwości, koszulka i spodenki /równi kompani, dziś wisieli na sznurku obok mnie a byli na wycieczce w lesie/ oraz przemądrzałej prasy zagranicznej; od tych ostatnich zasięgnęliśmy informacji o ewentualnej naszej przyszłości.
Na stronach towarzyszących nam gazet zobaczyłem pobojowisko moich współplemieńców poniewierających się pod nogami uczestników jakiś zmagań. Groza jaka mnie opanowała udzieliła się również mojej współtowarzyszce Gąbce Różowej. Po pewnym czasie cała nasza paczka /a właściwie reklamówka/ została wręczona jakiemuś obcemu, który jedynie zerknął do środka i wcisnął nas do swojej torby. Pełni złych przeczuć próbowaliśmy się zorientować gdzie jesteśmy i co nas czeka. Wśród wielu rzeczy jakie znajdowały się w torbie SPORTOWEJ znalazła się również książka pt. „Harry Potter”. Czy ktoś kto czyta przygody Harrego Pottera może być złym człowiekiem? Chyba nie i nam trafił się los nienajgorszy.
Człowiek ten nie bez problemów trafił do darmowego noclegu który, jak się wyraził, jak na warunki maratońskie był luksusowy. Zostawił nas w pokoju, a sam jak mówił poszedł się przejść i zrobić zakupy na kolacje. Niestety albo stety trafił w tym czasie również na Pasta Party. Po powrocie nie mógł się nachwalić. Jak to ocenił „Najlepsze kluchy z sosem jakie jadł w zbiorowym żywieniu”!!! Ci co nie jedli niech żałują /czyli my gąbki również/. Na tym Party spotkał znajomych z którymi wiele się nagadał i powymieniał doświadczeniami i planami na przyszłość. Po powrocie wziął mnie i wykąpaliśmy się!
Potem udaliśmy się na odpoczynek, ale mnie nie wiedzieć czemu przed snem mocno moczył i miętosił a potem położył na kaloryferze abym wyschnął. Wcześnie rano ponownie wstał i kręcił się co chwila a na koniec poszliśmy się znów kąpać, ale tym razem kąpiel przyjemna nie była, bo wariat na początku używał ciepłej wody a potem już tylko zimnej i to jakiej /brrrrrrr/. Ubrał się w strój sportowy na to dres, mnie wpakował na wierzch torby i wyszliśmy na tramwaj. Jak dotarliśmy do celu krzątało się tam wiele innych gąbek i gąbków z swoimi ludźmi. Wszystkie były początkowo przerażone tym, że nas poćwiartują i powrzucają do misek z zimną wodą a potem ludzie nas będą brać, miętosić wyciskając z nas całą wodę i rzucać na ziemi gdzie się będziemy poniewierać. Po pewnym czasie ktoś rzucił wiadomość, że inaczej niż na innych barbarzyńskich biegach tu będziemy cały czas ze swoimi ludźmi i oni nas będą pilnować abyśmy się nie poniewierali po ulicach. Mój człowiek wpakował sobie mnie za gumkę od spodenek i nerwowo truchtał skakał, zdjęcia sobie robił a przed samym startem udał się do toalety. Jak się wyraził rzecz niesłychana aby na starcie nie trzeba była skakać w krzaczki /lub do bramy/ a można było załatwiać swoje potrzeby w cywilizowany sposób, w cywilizowanych miejscach!
Start. Posypały się na nas papierowe dyrdymałki przy ogólnym aplauzie gąbek i co dziwne ludzi również, od tej chwili zwących się biegaczami czy zawodnikami!
Mój zawodnik na początku wykonywał różne dziwne ruchy: poprawiał buty, potem skarpety aż w końcu wyjął mnie z za paska, abym i ja mogł podziwiać uroki Wrocławia. Mój biegacz jak się zdaje Wrocław zna doskonale. Biegnąc tak dyskutował z innymi biegaczami o zmianach w architekturze Wrocławia jakie nastąpiły w ostatnich latach. Ocenił te zmiany pozytywnie wyrażając pogląd, że wypiękniał nam Wrocław.
Jak już wcześniej wspomniałem biegacz mój początkowo wydawał się zainteresowany wszystkim dookoła oprócz samego biegu. Taka sytuacja ciągła się do 15 km. Od tego momentu w końcu przestali nas wyprzedzać inni biegacze a ze mnie przestały się nabijać inni gąbkowie. Odnosiłem wrażenie, że już jesteśmy na samym końcu i tylko wyglądałem jak nas zapakują do karetki pogotowia albo innego karawanu. Mój biegacz wydawał się nie być w formie, wiec tym bardziej ochoczo ocierałem pot z jego głowy /chyba wbrew pozorom jest wiekowy bo ma dość dużo siwych włosów/. Moje zabiegi przyniosły skutek i jak po 15 km wyprzedziliśmy pierwszego biegacza to myślałem że z radości wyskoczę mu z dłoni! Z wrażenia podtopienie w misce z wodą wydawało się mniej uciążliwe i następujące po tym miętoszenie. A docierała do mnie tylko jedna myśl jesteśmy w ataku i może być tylko lepiej. 15 km pokonaliśmy w czasie około 1:21.Mijały kilometry a mój biegacz coraz to podkręcał tempo. Półmetek zdobyliśmy gdy wskazówki zbliżały się do czasu 1:56. Sędzia pytający czy ktoś nie chce zejść z trasy, zapewne widząc naszą determinację w oczach odpuścił sobie próbę zadania takiego pytania NAM. Myślę sobie nie jest źle będziemy mieli czas około 4h a może nawet złamiemy ten czas więc pełen podziwu dla mojego biegacza w ojcowskim odruch ocierałem pojawiające się krople potu na jego czole a nawet wybaczam mu wycieranie potu pod pachami. Tak rozglądając się napotkałem kumpla z magazynu. Ten mi powiedział, że jego zawodnik ma kryzys i ledwo nogami powłóczy i że się boi o jego zdrowie. Wtedy to moja duma wzrosła jeszcze bardziej, mój nie zwalniał a nawet tempo podkręcał. Na ulicy Nyskiej zorientowałem się że od kilku chwil biegniemy za dwoma innymi biegaczami a tempo nie wzrasta ba nawet chyba siadło. Ale nie, mój biegacz to chyba nie debiutant. Wybrał specjalnie dwóch większych od niego biegaczy i żeby nie zmagać się z przeciwnym wiatrem biegnie w tunelu aerodynamicznym oszczędzając siły. Jeszcze przed nawrotem jednak ich wyprzedził i ruszył do przodu. Wtedy to zdarzył się jeden zawodnik, który nas wyprzedził. W pewnym momencie nawet uzyskał przewagę taką, że straciliśmy go z oczu jednak zaraz po 35km i go wyprzedziliśmy miał wtedy widać ten kryzys. Po 35 km wyprzedzanie kolejnych zawodników było bardzo proste odnosiłem wrażenie, że wszyscy stoją. Jak na mecie się okazało ostatnie 12,195km pokonaliśmy w czasie 1:01:38 a ostatnie 7,195km pokonaliśmy w niecałe 36 minut. Na metę wbiegliśmy w pełni sił, radośni z powodu pobitej życiówki. Jak się okazało drugi raz w ciągu tygodnia. Po przekroczeniu linii mety otrzymaliśmy piękny brązowy medal z wizerunkiem Hali Ludowej i całuska od wręczającej hosstesy(?). Mój biegacz potem potruchtał wokoło rynku, potem położył się w namiocie na zasłużon

y masaż, gdzie nie było zbyt wielkiej kolejki. Potem spotykał różnych innych znajomych biegaczy, którzy pokończyli bieg ze zmiennym szczęściem. Ja podsłuchiwałem te rozmowy będąc zamocowany za paskiem od spodenek. Osobiście mi się szkoda zrobiło jednego z naszych znajomych, któremu do planowanego wyniku brakło prawie 16 minut. Widać ze swym gąbkiem nie tworzył tak zgranego teamu jak MY.
Potem wylądowałem wraz ze spodenkami i koszulką w torbie. Za tak humanitarne traktowanie Gąbek i Gąbków rada starszych wystąpiła do kapituły Orderu Wielkiego Bulbulatora a przyznanie Kawalerskiego Orderu Wielkiego Bulbulatora ze wstęgą. Maraton Wrocławski będzie jedynym i pierwszym wśród maratonów, który doświadczy tego zaszczytu. Mój biegacz również chwali sobie ten bieg za jego profesjonalizm w każdym calu. Jednak jak powiedział nie odważyłby się porównywać i oceniać, który z maratonów jest lepszy: Wrocławski czy Dębnowski. Bo konia z rzędem temu kto oceni który samochód jest lepszy Jaguar z lat 60-tych czy nowe Ferrari F-40. I jedno auto jest doskonałe i drugie. Każde na swój sposób i w różny sposób można ową doskonałośc osiągnąć. Tak jest i z tymi maratonami są doskonałe w otaczającej nas rzeczywistości, choć również są tak różne. Tak sobie myślę ja Gąbek Zielony. Uprzedzając pytanie my Gąbki znamy się na samochodach bo przecież nasi krewniacy w tak wielu miejscach różnych samochodów są ulokowani i stanowią całkiem pokaźne lobby.
Teraz leżąc na półce w łazience rozpamiętuję te chwile chwały tęsknie zerkając na tajemniczą, opatulaną po czubek głowy w celofan, jak uroczą Gąbkę Różową, która niezmiennie traktuje mnie wyniosłym milczeniem. Ostatnio towarzyszka mego Biegacza uchyliła rąbek odzieży mojej Gąbki, czy przez to stanie się mniej wyniosła. Powinna bo u nas Gąbków szczytem marzeń jest aby przez 42 kilometry ocierać zroszone czoła Maratończyków. A mi jako nielicznemu Gąbkowi się to udało.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
INVEST
16:20
Jurek D
16:00
StaryCop
15:30
mariuszkurlej1968@gmail.c
15:28
Jerzy Janow
15:07
Wojtek23
15:07
Januszz
14:49
p_pepe
14:46
Rychu67
14:44
marczy
14:32
belk
14:28
maratonek
14:17
japa
14:15
Wojciech
14:06
Jawi63
14:05
Szunaj 29
14:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |