|
| GrandF Panfil Łukasz LKS Maraton Turek
Ostatnio zalogowany 2024-10-17,17:31
|
|
| Przeczytano: 723/911240 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Eric Wainaina – cichy bohater | Autor: Łukasz Panfil | Data : 2014-09-26 | W historii olimpijskich startów w maratonie autorstwa reprezentantów Kenii zaledwie sześć występów zapisało się błyszczącą czcionką. Medalowa księga zawiera zaledwie jeden najjaśniejszy rozdział stworzony stopami nieodżałowanego Samuela Wanjiru. Przy tak potężnej armii jaką dysponuje Kenia jest to dorobek wybitnie skromny. Na 1500 najlepszych wyników w historii aż 765 należy właśnie do zawodników z Republiki Kenii. Maraton olimpijski najzwyczajniej w świecie nie był opłacalny. Prestiż tegoż w stosunku do komercyjnych Bostonu czy Nowego Jorku miał się mniej więcej tak jak turniej tenisa ziemnego na igrzyskach do imprez wielkoszlemowych.
Sytuacja zaczęła się zmieniać 10 lat temu, kiedy to na linii olimpijskiego maratonu stanął aktualny rekordzista świata Paul Tergat. Pierwszy człowiek, który zszedł poniżej magicznej bariery dwóch godzin i pięciu minut był murowanym faworytem. Niestety ateńska rzeczywistość zweryfikowała brutalnie jego możliwości i Tergat ukończył rywalizację na dziesiątej pozycji. Od tego momentu Kenia zaczęła wysyłać najsilniejszych ze swojej stajni. Do Pekinu polecieli – wicelider tabel światowych Wanjiru, trzeci na tej liście Martin Lel i nieco słabszy Luke Kibet. Wanjiru wygrał, a Lel był piąty.
Na starcie igrzysk w Londynie stanął zdecydowanie najmocniejszy skład w historii – najskuteczniejszy gracz imprez międzynarodowych Abel Kirui oraz Wilson Kipsang i Emmanuel Mutai. Ten drugi został rok później rekordzistą świata, trzeci 4-tym człowiekiem w historii biegu na 42km i 195m. W roku olimpijskim legitymowali się życiówkami poniżej 2:05:00. Poziom grupy przełożył się na olimpijskie sukcesy. Kirui z Kipsangiem sięgnęli po srebro i brąz.
W ubiegłym wieku Kenia nominowała maratońskich olimpijczyków na zasadzie „ktoś musi jechać”. Na Mistrzostwa Świata w 1995 roku z trójki zawodników, którzy znaleźli się w ekipie tylko 22-letni Eric Wainaina prezentował się przyzwoicie. Dwóch pozostałych Michael Mukoma i Stephen Langat nie figurowali w podsumowaniu sezonu nawet wśród pierwszych dwustu zawodników, gdzie ostatni rezultat z tej listy wynosił 2:14:08. Wspomniany Wainaina jechał do Goeteborga jako siódmy z Kenii mierząc jego wartość najlepszym wynikiem sezonu. Jego 18-te miejsce na mecie stadionu Ulevi ani nikogo nie zachwyciło, ani też negatywnie nie zaskoczyło. Reprezentacyjni koledzy wypadli jeszcze bardziej przeźroczyście zajmując odległe pozycje – 27 i 37.
Wainaina urodził się w 1973 roku w 40-tysięcznym Nyahururu. Z bieganiem zetknął się dość późno, ale w związku z tym, że jak setki innych nastolatków wykazywał predyspozycje zaproponowano mu przeprowadzkę do Japonii i członkostwo w klubie korporacji „Konica”. 20-latek mimo obaw przed nowym, wielkim światem zauważył szansę wyrwania się z biedy i przyjął propozycję. Jak przyznał – Japonię znał wyłącznie z filmów o Samurajach i wydawało mu się, że wszyscy w Kraju Kwitnącej Wiśni mieszkają w drewnianych, prymitywnych chatach. Japońska kultura, jedzenie i architektura były dla niego światem zupełnie abstrakcyjnym. Dość szybko przesiąknął tamtymi zwyczajami, zmienił nawyki żywieniowe, zaczął pochłaniać mnóstwo potraw rybnych pod różną postacią. Podjął również pracę u wspomnianego producenta kamer, aparatów fotograficznych i innych urządzeń elektronicznych „Konica”, co wymusiło na nim przyspieszony kurs języka japońskiego. Pracował, uczył się nowego życia i trenował.
Po roku spędzonym w Tokio Wainaina zdecydował się na maratoński debiut. Sapporo, w którym skusił się na start nie należy do najchętniej odwiedzanych przez maratończyków miejsc. Statystycznie zdecydowana większość dobrych wyników pada w Tokio, Otsu, Fukuoce, czyli miastach położonych na wyspach Honsiu i Kiusiu. Rzadziej wieści o wartościowych rezultatach napływają z Hokkaido. Ma to zapewne związek z zupełnie różnym klimatem wysp. 21-letni Eric poradził sobie doskonale. Wygrał Hokkaido Marathon w czasie 2:15:03. Rezultat „nie powalał” jednak biorąc pod uwagę brak obycia na maratońskich trasach, młody wiek i nienaturalne warunki środowiskowe Wainaina był z siebie zadowolony.
Pół roku później dostał szansę pokazania się z dobrej strony w znacznie bardziej prestiżowym towarzystwie. Kredyt zaufania otrzymany od dyrektora maratonu w Tokio był dla młodego zawodnika wyróżnieniem. Eric pobiegł rewelacyjnie. Zwyciężył. Pokonał całą plejadę ówczesnych gwiazd maratońskich. Za jego plecami na trzeciej pozycji znalazł się między innymi Polak Jan Huruk, 4-ty zawodnik MŚ w Tokio, dla którego Japonia była zawsze miejscem szczególnie przyjaznym w kontekście uzyskiwania dobrych wyników. Dziewiąty był znany również w Polsce Białorusin Władymir Kotow, 4ty na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie. Dziesiątkę zamykała bardzo niechlubna postać światowego maratoningu Amerykanin belgijskiego pochodzenia – dopingowi cz Eddy Helleybuyck. Pierwsza szóstka uzyskała rezultaty poniżej 2:12:00. Wainaina poprawił rekord życiowy o blisko 5 minut. Czas 2:10:31 i cenny triumf w bardzo poważanym maratonie przyniósł Ericowi kwalifikację na wspomniane Mistrzostwa Świata w Goeteborgu.
Były to czasy absolutnego panowania Hiszpanów. Trzy kolejne czempionaty pod rząd wygrywali reprezentanci tego kraju. W 1995 roku najszybszym był Martin Fiz. Dwa lata później Hiszpanie odnieśli sukces podwójny – wspomniany Fiz zdobył srebro, a lepszym okazał się tylko jego rodak Abel Anton, który z resztą obronił tytuł jeszcze dwa lata później w Sewilli. Żółtodziób Wainaina, nieokrzepnięty w maratońskich bojach, debiutujący na wielkiej imprezie międzynarodowej stracił do podium aż 7 minut. Wierzył jednak, że jego czas jeszcze nadejdzie o ile Kenijska Federacja da mu kolejną szansę. Ten ostatni warunek nie był oczywisty ze względu na przenikanie do światowej czołówki zawodników, którzy pojawiali się jak grzyby po deszczu niemal znikąd. Próżno było studiować ich biogramy, próżno było szukać stadionowej przeszłości. Był to początek zupełnie nowego trendu, w którym „produkcja” maratończyków następowała bez wcześniejszego obiegania na krótszych dystansach.
Wainaina trenował jednak wciąż z takim samym zaangażowaniem i coraz lepiej czuł się w japońskiej rzeczywistości. W marcu olimpijskiego roku 1996 stanął na linii startu maratonu w Otsu. Zajął drugie miejsce z czasem zaledwie 6 sekund słabszym od rekordu życiowego. W pokonanym polu zostawił m.in. Etiopczyka Abebę Mekonnena, zawodnika ze średnią dziesięciu najlepszych maratonów 2:08:57, wicemistrza świata w biegach przełajowych z roku 1986. Nadzieje na olimpijski paszport do Atlanty stały się całkiem realne. Mimo iż w Kenii istniało kilku zawodników bardziej perspektywicznych, z lepszymi rekordami życiowymi, nie było aż tak dużych dysproporcji wynikowych. Każdy z ośmiu biegaczy w przedziale 2:09-2:10:30, stanowiących maratoński trzon Kenii mógł otrzymać nominację na igrzyska. W rezultacie piąte kółko przypadło numerom 2, 6 i 8 z tabeli najlepszych kenijskich specjalistów od 42 kilometrów i 195 metrów. Tą „ósemką” okazał się Wainaina. Radość zawodnika była wielka.
Igrzyska olimpijskie w Atlancie dostały jedne z najniższych not w ich nowożytnej historii. Marek Jóźwik w swojej książce „Cyrk Blagiera” wspominał rozczarowanie jakie świat sportu przeżywał już przy wyborze gospodarza igrzysk na stulecie wskrzeszenia olimpijskich idei:
Członkowie MKOl zagłosowali za Atlantą. Ludzie powołani na strażników idei, odrzucili sentymenty na rzecz pragmatyzmu. Ideały odrzucili wcześniej, ale tamto głosowanie miało wymiar symboliczny. W tamtym głosowaniu mitologia przegrała z wygodą, historia przegrała z dolarem. Amerykanie mają więcej pieniędzy, lepsze technologie i większą siłę przebicia niż Grecy, dlatego oni dostali olimpiadę. Mityczna siła Heraklesa nie wystarczyła, by pokonać koncern Coca-Coli, telewizję CNN i rząd USA. Nasz świat ma nowych bogów i nowe mity.
Atlanta zupełnie się nie popisała. Chaos organizacyjny, faworyzowanie medialne reprezentantów USA i niewielkie zainteresowanie mieszkańców samego miasta najważniejszym wydarzeniem sportowym czterolecia. Jóźwik wspomina:
To jest amerykańska olimpiada. Ona ma dobrze wyglądać w ekranie telewizora i tylko tam, ponieważ reszta to nuda i głupstwa. Na ekranie telewizora w Ameryce najlepiej wyglądają Amerykanie, dlatego głównie oni tam są. I tak ma być. Nic więcej nie ma znaczenia. [...]
Mike Powell leżący na piasku z wykrzywioną twarzą dobrze się kadruje. Mieści się w konwencji „dramat mistrza”, chociaż obraz trąci kiczem, bo dramat jest zagrany, mimika przerysowana. Powell wykrzywia twarz, chwyta się za udo po każdym skoku, w którym nie udaje mu się skoczyć dalej od Carla Lewisa.
Dramatu zawodników w konkurencjach wytrzymałościowych dopełniał ciężki klimat tropikalny. Upały, duchota, powietrze w którym można by zawiesić przysłowiową siekierę stanowiły trudne wyzwanie zwłaszcza przed maratończykami. 4-ego sierpnia 124 zawodników stanęło na linii startu. Jako, że warunki atmosferyczne w cudowny sposób nie uległy zmianie tempo biegu było mizerne. 5km w 16:14, dycha w 31:50, 15-tka w 47:36 i połowa trasy w 1:07:36. Z każdym kolejnym kilometrem z trasy schodzili zawodnicy typowani do podium – rekordzista świata Belayneh Dinsamo, brązowy medalista poprzednich igrzysk – Niemiec Stephan Freigang, czy nieprzewidywalny Turbo Tumo z Etiopii. Po 30-tu kilometrach nie było widać jakichkolwiek perspektyw na rozstrzygnięcie rywalizacji. Na prowadzeniu znajdowała się około dwudziestoosobowa grupa zawodników.
Atak nastąpił kilometr później, kiedy to ostrym zrywem zaczął uciekać reprezentant RPA Josiah Thugwane. Rzuconą rękawicę podniósł jedynie Koreańczyk Bong Ju-Lee. 3 km później do prowadzących dołączył Eric Wainaina! Thugwane szarpał zyskując co pewien czas przewagę i tracąc ponownie. Przetasowania w obrębie prowadzącej trójki trwały nieprzerwanie dostarczając widzom wiele emocji. Raz Thugwane z Wainainą uciekali Koreańczykowi, chwilę później znów biegli wszyscy razem. Po dwóch godzinach biegu Eric zaczął słabnąć, poderwał się jednak i znów dogonił liderów. Tuż przed stadionem uciekł Thugwane, za nim Wainaina, czujący jednak na plecach oddech Ju-Lee. Z tunelu pod stadionem wbiegli na ostatnie 500 metrów w kolejności – Thugwane, Ju-Lee, Wainaina. W takiej konfiguracji mijali linię mety. Przeszczęśliwy Eric zdobył dla Kenii drugi medal w historii olimpijskich maratonów. Drugą „połówkę” pokonał w 1:05:08 notując ostatecznie czas 2:12:44.
Notowania Kenijczyka na światowym rynku maratońskim wzrosły. Medalista olimpijski, zwycięzca maratonu w Tokio miał silne podstawy przy negocjowaniu kolejnych startów. Niestety nie otrzymał powołania na Mistrzostwa Świata do Aten. Wysłani zawodnicy – Koech, Ndeti i Hussein zaliczyli fatalny występ schodząc jeden po drugim z trasy. Wainaina jako zamiennik wybrał po raz kolejny Hokkaido Marathon w Sapporo. Odniósł zwycięstwo z przeciętnym rezultatem 2:13:45. W kolejnych latach nie pojawiał się na maratońskich trasach. Nauka i praca pochłaniały go bez reszty. Wciąż trenował i startował na krótszych dystansach jednak tylko najdłuższy dystans olimpijski przynosił mu wyniki zauważalne na światowych salonach Królowej Sportu.
Brał udział w mitingach na stadionie, biegając regularnie 10000m nieco poniżej 29 minut. Szczęśliwe dla niego Sapporo odwiedzał również na początku lata by wziąć udział w organizowanym tam również półmaratonie. W latach 1998 i 2000 zajmował tam odpowiednio miejsca – pierwsze i trzecie z rezultatami 62:56 i 62:36. Tak upłynęły 4 lata olimpiady i w dwutysięcznym roku Eric znalazł się znów u progu olimpijskiej szansy. W kwietniu rozgromił wszystkich w biegu maratońskim w Nagano poprawiając nieznacznie rekord życiowy na 2:10:17. Wyniki jednak nie mogły być uznane oficjalnymi ze względu na to iż trasa wiodła z punktu do punktu i charakteryzowała się niedopuszczalnym spadkiem – 5.2m/km.
Trzonem olimpijskiej reprezentacji Kenii miał być Kenneth Cheruiyot, który na 4 miesiące przed Igrzyskami Olimpijskimi w Sydney wygrał maraton w Rotterdamie z wyśmienitym czasem 2:08:22. W Kenii był numerem 6 ówczesnego sezonu. Drugim w narodowym teamie miał być Elijah Lagat (2:09:47). Mając doświadczenie z ostatnich, nieudanych lat – zejście z trasy całej ekipy w Atenach i dziewiąte miejsce Simona Biwotta na MŚ w Sewilli, Kenijska Federacja postawiła na zawodnika skutecznego – Erica Wainainę. 27-letni mieszkaniec Japonii miał dopiero 25-ty wynik na listach w swojej ojczyźnie. Nominacja stała się faktem – Eric oglądał znicz olimpijski zapalany przez Cathy Freeman.
Maraton rozegrany pierwszego października zgromadził na starcie obsadę godną największych biegów komercyjnych na 42km i 195m. W składzie znalazł się m.in. świeżo upieczony rekordzista Europy Antonio Pinto (2:06:36), doskonali Etiopczycy Abera i Tola, El Mouaziz z Maroka (wówczas z rekordem 2:07:33) oraz wszyscy medaliści poprzednich igrzysk. Dość niespodziewanie ton rywalizacji w szaleńczym tempie zaczęli nadawać Botswańczyk i Wenezuelczyk – Tiyapo Maso i Jose Semprun. Wbrew wszelkiej logice rwali do przodu dzieląc się po kilku kilometrach na dwa jednoosobowe zespoły z ogromną przewagą nad resztą stawki. Rekord życiowy, z którym Maso przyjechał do Sydney 2:17:04 nie dawał najmniejszych szans na powodzenie tego niezrozumiałego ataku. Botswańczyk parł jednak do przodu mijając poszczególne piątki w 15:01, 14:57 i 15:07. W połowie dystansu w 1:04:18 miał 43 sekundy przewagi nad 30-osobową grupą, która wcześniej zdążyła już wchłonąć Jose Sempruna. Teatr jednego aktora trwał jeszcze przez 5 kilometrów, po czym wyraźnie zmęczony Maso niemal stanął w miejscu. Kilometr dalej „zerwał” Marokańczyk El Mouaziz. Stawka zaczęła się uszczuplać do 20 zawodników, a po podbiegu na most Anzac Bridge liczyła już tylko 10 osób.
W ucieczce aktywny udział brał Hiszpan Fiz. Wainaina wciąż kontrolował sytuację, nie odpuszczając liderów ani na krok. Po 30-tce uformowały się dwie 4-osobowe grupy. Dwa kilometry dalej sytuacja już była bardzo klarowna, prowadzili Etiopczycy Abera i Tola, a wraz z nimi Eric Wainaina. Na 3km przed metą zaatakował Abera zyskując przewagę nad Kenijczykiem, z kolei ten zaczął stopniowo gubić Tesfayę Tolę. Pierwszy taśmę przeciął Gezahenge Abera, 20 sekund później wicemistrzem olimpijskim został Wainaina! Po raz kolejny potwierdził iż warto na niego postawić mimo średniego poziomu jaki prezentował na tle swoich rodaków. Po powrocie z Sydney Eric mówił:
"W mieście Hachioji, w którym mieszkam byłem traktowany jak bohater. Przyjąłem tak wiele gratulacji, że moja ściskana w niezliczonych ilościach dłoń autentycznie mnie bolała!”
W roku poolimpijskim Eric nieco obniżył loty. 10-te miejsce w Maratonie Tokijskim i 15-te w Londyńskim z rezultatami na poziomie 2:13-2:15 nie zachwycały. Dopiero kolejny sezon okazał się najprawdopodobniej szczytem możliwości Wainainy. Po siedmiu latach, po raz drugi w karierze triumfował w biegu maratońskim, w stolicy Japonii. Nareszcie udała mu się sztuka zejścia poniżej bariery dwóch godzin i dziesięciu minut. Wynik 2:08:43 awansował go w oczach rywali, menedżerów i organizatorów wielkich imprez biegowych do maratońskiej ekstraklasy. Walka, którą stoczył z Hiszpanem Alberto Juzado (2:08:59) była kolejnym dowodem na wysoką skuteczność Wainainy.
W najważniejszej dla niego imprezie sezonu Igrzyskach Wspólnoty Brytyjskiej wypadł raczej mizernie. Miejsce tuż za podium i przegrana z niżej notowanymi zawodnikami nie satysfakcjonowało ani Erica, ani zainteresowanych jego ewentualnym sukcesem. Pod koniec sezonu błysnął jednak w prestiżowym Fukuoka Marathon zajmując trzecią pozycję z dobrym czasem 2:10:08.
W roku przedolimpijskim wygrał po raz trzeci maraton w Sapporo i po raz drugi w Nagano. Jako, że Kenijska fabryka wypuszczała z taśmy kolejnych zawodników z półki 2:05-2:08 na skalę masową ciężko było się spodziewać kolejnej nominacji olimpijskiej, tym bardziej że Wainaina był stabilnym zawodnikiem na poziomie 2:10-2:13. Do Aten Kenia wysłała dwóch reprezentantów. Absolutnego lidera zarówno w kraju i na świecie – Paula Tergata, który na 10 miesięcy przed igrzyskami ustanowił fantastyczny rekord świata 2:04:55. W składzie znalazł się również numer 43 kenijskiej listy AD 2004 Eric Wainaina… 31-latek, w swoim trzecim występie olimpijskim udowodnił swoją wartość mimo braku przynależności do światowej czołówki. Mimo iż nie zdobył medalu, jego siódme miejsce było niezwykle wysokim w zacieśniającym się wąskim gardle maratońskich maszyn. Trzy oczka niżej sklasyfikowano „pewniaka” do medalu Paula Tergata.
Po Atenach Eric Wainaina nie przeszedł na sportową emeryturę. Wciąż startował, nie odcinając jednak kuponów od swojej sławy. Pozostał wierny maratonom w Japonii, startując regularnie co roku w Tokio, Sapporo i Nagano. Jeszcze przed czterema laty z czasem 2:19:14 zajął dziesiąte miejsce w swoim sztandarowym Hokkaido Marathon. Również w roku 2010 zadebiutował w biegu ultra na dystansie 100km. Odniósł zwycięstwo w słynnym Lake Saroma Ultramarathon w Yubetsu. Trasę „setki” pokonał w doskonałym czasie 6:39:52, co było drugim wynikiem na świecie tamtego sezonu. Rok później wynik poprawił o minutę plasując się na 3-cim miejscu i 5-tym list światowych. Przed rokiem, mając 40 lat znów zawitał do Yubetsu mijając metę na 5-tej pozycji (6:55:09).
Kilka dni temu Wainaina po 14-tu latach wrócił do Sydney na miejsce swojego największego sukcesu w karierze. W niedzielę 21-ego września na tamtejszej maratońskiej trasie zajął 10-te miejsce z wynikiem 2:38:24. Eric kocha bieganie ponad wszystko. Kenijczyk nietypowy z kilku względów. Mieszka w Japonii od 20-tu lat, myśli jak Japończyk, ale mimo tego przesiąknięcia azjatyckim narodem, sercem jest zawsze przy Kenii, co każdorazowo podkreśla. Poza tym ma 41 lat i wciąż biega, a to w przypadku jego rodaków nie jest tak oczywiste. Wystarczy spojrzeć na aktualne zdjęcia mistrzów sprzed lat i ich nad wyraz „rozbudowane” sylwetki. Wainaina jest również inspiracją do spełniania marzeń. Zawodnik, którego najwyższym miejscem w światowych rankingach była pozycja 25, stawał dwukrotnie na olimpijskim podium. Podobno skromność i pokora to cechy, których nie przypisuje się mistrzom. No właśnie – podobno. |
| | Autor: wost79, 2014-09-26, 16:50 napisał/-a: dobry, niezwykle ciekawy artykuł. | | | Autor: budlipa, 2014-10-14, 11:24 napisał/-a: LINK: http://www.biztok.pl/lifestyle/kenijczyk
Polecam artykuł nt.Kenijczyków w Polsce http://www.biztok.pl/lifestyle/kenijczyk-za-4-tysiace-zlotych_a18081 | |
|
| |
|