Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 453 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Tre Cima Alpin Marathon - nasze włoskie wakacje
Autor: Jacek KARCZMITOWICZ
Data : 2006-01-31

Moja historia maratońska rozpoczęła się na ekologicznej trasie maratonu w Lęborku. Fakt ten chyba pozostawił jakąś rysę na mojej psychice, bo jakoś nie przepadam za bieganiem po miejskich ulicach. Pomimo wymarzonych warunków, aby startować rokrocznie w Berlinie, ja wybieram biegi oddalone od miejskiego zgiełku.
Sesto /Sexten. To nie jest pytanie – to hasło. Raczej wątpię, aby ta nazwa mówiła cokolwiek biegaczom. Raczej znana jest ona miłośnikom zimowych szaleństw, a niewątpliwie amatorom wspinaczki skalnej. Bo i bieg jaki chcę opisać bliższy był wspinaczce niż ogólnie pojmowanemu z definicji biegowi. Miejsce akcji Dolomity - Południowy Tyrol tak mówią Austryjacy, natomiast Włosi ten region ten nazywają Górną Adygą. Dojazd do Sesto może przyprawić o zawrót głowy. Wszelkie dostępne mapy jednoznacznie wskazują, że właśnie w Sesto kończą się wszelkie drogi. Na miejscu okazuje się, że nie jest tak źle.
Ja do Sesto wybrałem się samolotem do Bolonii, a następnie pociągiem do San Cadido. I tam czekało nas 10 km na nogach. Jednak po wyjściu na drogę już drugi samochód zabrał nas na stopa pod same biuro zawodów.
Tu muszę sobie pozwolić na pewną uwagę. Komunikacja z organizatorami biegów we Włoszech jest delikatnie ujmując mizerna. Jednak organizatorzy biegu w Sesto biją wszelkie normy na głowę. Po prostu nie odpowiadają na żadne maile, a telefon milczy. Jednak na miejscu... wszystko jest tak jak opisano w regulaminie, a nawet kilka dodatkowych niespodzianek. Po odebraniu numerów startowych i wypiciu kieliszka lokalnego wina /polecam wina z tego regionu, moim zdaniem rewelacja!!!/ ruszamy do niedalekiego campingu. I tu na własnej skórze poznaliśmy, że przez Sesto można pojechać dalej, na przełęcz passo Monte Croce.di Comelico I tam mieścił się nasz camping. Jeszcze 24 godziny wcześniej spaliśmy na poziomie morza /Ravenna/, a noc przed biegiem mieliśmy spędzić na wysokości 1520mnpm. Piszę w liczbie mnogiej, bo ten bieg był kulminacją mojej i żony 10 rocznicy małżeństwa. Postanowiliśmy rocznicy nie obchodzić, a ją przebiec.
Sam bieg pomimo tego, że nosi nazwę słynnego szczytu Tre Cime de Laveredo to jego samego można dopiero podziwiać po przekroczeniu mety i obejżeniu się ... za plecy. Wtedy ujrzymy słynny szczyt z zaskakującą rzeźbą. Natomiast trasa biegu dokładnie otacza inny szczyt Monte Paterno /2744 mnpm/. Tak nie pomyliłem się, okrąża z dwóch stron i w tym celu zabrałem ze sobą żonę. W ramach Tre Cime Alpine Marathon od 4 lat rozgrywane są dwa równorzędne biegi na 12 km i około 21 km, bo tak naprawdę to sami organizatorzy nie są pewni dystansu. Jednak nie o dystans tu chodzi. Oba biegi startują z jednego miejsca i do 7km przebiegają po tej samej trasie. Dopiero po wkroczeniu na trasę, którą organizatorzy nazywają ścieżką alpejską /sentioro alpino / należy się zdecydować na której trasie chce się rywalizować. My z żoną podzieliliśmy się trasami, jednak już na trasie mijałem kilku zawodników, którzy zawracali z dłuższej trasy żeby pokonać czekający ich „tylko” 5km odcinek „alpejskiej ścieżki”. Widać 14km wertepów nie dla nich.
Trudność tego biegu to klasa sama w sobie. Nie umiem go porównać do jakiegokolwiek biegu w Polsce. W Polskiej części Tatr nie organizuje się biegów, natomiast wśród tatrzańskich szlaków turystycznych trudno mi trasę biegu do czegokolwiek porównać. Może jakby ktoś spróbował wbiec z Doliny Chochołowskiej na Kończysty Wierch i potem metę znalazł na szczycie słowackiej Jakubiny? Tylko trasę na Kończysty wydłużyć do 14km, a na Jakubinę do 7km i wszystko podnieść o 500m? To byłby może ten klimat.
Ja aby się przygotować do tego startu poświęciłem 10 tygodni z 2 treningami tygodniowo siły biegowej. Stając na linii startu moim marzeniem było ukończyć ten bieg. Podobne marzenia miała moja żona. Pierwsze 3 km prowadzą po miasteczku i wydawać by się mogło, że wszystko było proste. Niestety już w mieście należało zaliczyć kilka hopek, które już tu potrafiły zatrzymać w miejscu. Ale pierwsze 3km pokonałem mimo wszystko w czasie poniżej 15 minut. Potem rozpoczęła się droga gruntowa. Tu już hopki stawały się częstsze i jakby dłuższe. Bo trasa cały czas biegłą pod górkę. Po kolejnych 3km mój stoper wskazywał niespełna 40 minut. I zaraz za 6km rozpoczął się pierwszy podbieg, który gremialnie zatrzymał otaczających mnie biegaczy, ja jednak walczyłem dalej. Do punktu odżywiania pozostało około 1km i mi ten odcinek zajął około 7 minut. Zaraz za 7 km rozpoczął się podbieg / to oczywiście żart/ o długości 7km i średnim nachyleniu 20% a maksymalnym 50%. Te 7 km pokonalem w 1h 20 minut. Potem szaleńczy zbieg dlugosci około 2,5km, gdzie 2 km pokonałem w 9 minut na wysokości 2500mnpm. To taki mój rekord. Niestety zaraz potem rozpoczęła się trasa bardziej pofałdowana, jednak sukcesywnie wznosząca się. Czas na mecie 3:13:02 wobec 1:42 potrzebnego aby wygrać nie jest może rewelacyjne, jednak ja odbieram ten start jako sukces. Wbiegając na metę czekałą na mnie już od godziny żona również bardzo zadowolona. Musiałem ją zaciągnąc do Sesto, aby złapała bakcyla biegania po górach. Było warto!
Zainteresowanych zapraszam na strone organizatorow.
http://www.trecimemaratona.com



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Januszz
06:56
42.195
06:48
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |