2017-12-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Hangzhou Ultramarathon (6H), Chiny - czesc 2 (czytano: 1977 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: jacekbedkowski.pl/2017-hangzhou-ultramarathon-cz%C4%99%C5%9B%C4%87-2
Hangzhou Ultramarathon (6H), Chiny - czesc 2
Trenowanie w mieście i jedzenie
Kolejny dzień upłynął pod znakiem biegania po stadionie. Już na samym początku chce się z Wami podzielić małą ciekawostką. Kiedy sprawdzałem na mapie okolice hotelu gdzie mieszkałem, okazało się że w promieniu około 3 km jest 17 !!! stadionów z bieżnią tartanową. Tak, tak, dobrze czytacie 17 stadionów z bieżnią. Czasami 2 – 3 prakycznie obok siebie, ale nie ma się co dziwić, bo bieganie po bieżni jest bardzo popularne. Korzystając tylko z jednej z nich spotkałem sporo biegających i chodzących mieszkańców, ale 95% z nich robiło to w normalnym codziennym ubraniu. Kolejny raz czułem się jak odludek biegający w stroju sportowym, ale co się dziwić przyjechałem z innego kraju.
Foto: rekonesans na stadionie
Najwiekszą niespodzianką jednak jest jedzenie. Bardzo ciężko jest się dogadać. Angielski jest przez chińczyków nie znany lub opanowany w bardzo małym stopniu. Z pomocą przychodzą zrobione telefonem zdjęcia lub obrazki w menu restauracji. Często jednak zdarza się, że coś co z wyglądu powinno być słodkie okazuje się być ostre lub posiadać jeszcze inne kombinacje smakowe. Nie ma mowy o kupowaniu większych ilości jedzenia, żeby potem ich nie wyrzucać. Można powiedzieć, że każdy posiłek to nowa przygoda. Wszechobecne zupy mogą zaskoczyć i to mocno zarówno pozytywnie jak i negatywnie. Jednym słowem, można zapomnieć o codziennej rutynie.
Foto: na zakupach owoców
Ostatnie godziny do startu
Na piątek miałem zaplanowanych sporo aktywności. Od rana zakupy, bo wiadomo jak to jest po biegu, na nic się nie ma siły ani tym bardziej chęci. Do jednego z największych centrów handlowych miałem zaledwie 2 przystanki metrem, dlatego zakupy poszły sprawnie i bardzo przyjemnie. Udało się też wygospodarować troszkę czasu na relaks. Chińczycy bardzo lubią grać, więc i mnie udzielił się taki nastój.
Foto: gram sobie w kosza w ramach relaksu
Reszta dnia była równie mocno zajęta. Od godziny 12:00 rozpoczął się mój maraton spotkań. Na początek spotkanie z przedstawicielami IAU. Jestem aktywny w tej materii, dlatego wykorzystałem ten moment, żeby dograć kilka spraw.
Foto: na zdjęciu z Tonym w siedzibie głównego sponsora biegu
Kolejne spotkania odbywały się już w firmie głównego sponsora biegu, Zhejiang Orient Befit Socks Manufacturer. Moim opiekunem w Hangzhou był Tony Zheng i to właśnie z nim załatwiałem wszystkie sprawy logistyczne. Tony był super wsparciem. Miałem okazje porozmawiać z szefem firmy, jak również z jednym z szefów od rozwoju produktu. To kolejne doświadczenie, które lubie zbierać. W tym samym czasie Patrycja była na przedbiegowej konferencji. Była największą gwiazdą tego biegu, co można było zobaczyć na każdym kroku. Na ceremonii otwarcia, organizator przygotował specjalny bilboard z jej zdjęciem.
Foto: na odprawie technicznej
Jeszcze tego samego dnia czekała nas odprawa techniczna. Ta w większości odbywała się po chińsku. Mieliśmy jednak możliwość śledzenia tego co było dyskutowane, ponieważ cała prezentacja była w dwóch językach. Oczywiście miałem bardzo dużo pytań, a organizator cierpliwie odpowiadał na wszystkie. Spotkała mnie też bardzo miła niespodzianaka. Na jednym z pierwszych slaidów, pojawiłem się w gronie VIP-ów jako przedstawiciel IAU. Było to dla mnie bardzo miłe wyróżnienie.
Foto: na bieżni w czasie biegu
Bieg odbywał się na 400 m bieżni. W ramach Ultramaratonu organizaowane były różne biegi, zawodnicy mieli przypisane na numerach startowych tory po których powinni biegać. Patrycja była przypisana do 1-szego, ja miałem 4-ty. Na stadionie wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, a co najważniejsze łatwo można było śledzić, kto gdzie ma biec. Sami zawodnicy przestrzegali zapisów regulaminu i biegali po swoich torach. Strefy były odzielone plastikowymi łańcuchami co zapewniało zarówno bezpieczeństwo jak i obecność na właściwym torze.
Ceremonia otwarcia
Po wszystkich spotkaniach udaliśmy się na ceremonię otwarcia, która odbyła się w hotelu. Przede wszystkim zaskoczyła mnie oprawa. Dla Patrycji przygotowany został specjalny bilboard, a tuż obok drugi na którym wszyscy składali swoje podpisy. Ja też miałem swoje 5 min.
Foto: oprawa ceremoni otwarcia
Kiedy udaliśmy się do głównej sali byłem bardzo zaskoczony. Gdy w 2014 roku byłem na mistrzostwach świata w Doha w Katarze myślałem, że nic nie przebije przygotowanej przez nich „pasta party”. Bardzo się myliłem. Wszystko było dopracowane. Zrobiono to naprawdę z wielkim rozmachem. Na początku były przemowy sponsorów i organizatorów przy bardzo stonowanej muzyce. W międzyczasie obsługa podawała jedzenie i drinki. Na moje nieszczęście wszystkie dania były z mięsem. To był jedyny minus. Po przemowach na wybiegu pojawili się modele i modelki prezentując przy tym podkoszulki biegu i skarpetki. Jednym słowem mieliśmy pokaz mody sportowej.
Foto: bawimy się na otwarciu
Wszystko było zorganizowane bardzo dynamicznie a pomiędzy kolejnymi atrakcjami wieczoru były podawane kolejne przekąski. Czułem się jak na pokazach mody we Francji, a nie na „pasta party”. Działo się bardzo dużo i było naprawdę przyjemnie. Zapomniałem jeszcze dodać, że mieliśmy jeszcze zespół muzyczny. Były piosenki śpiewane po chińsku jak i parę po angielsku. Te chwile na długo zapadną mi w pamięci.
Bieg
Jeszcze przed bieganiem zjadłem dość spore śniadanie. Mój start zaplanowany był na 11:15. Miałem więc sporo czasu na strawienie całego śniadania. Przed 9:00 rano poszliśmy na stadion. Z hotelu było raptem 1 km, dlatego spokojnie mogliśmy pójść spacerkiem. Na stadionie troszkę byłem zaskoczony tym co zobaczyłem. Wszystko bardzo fajnie przygotowane. Ciekawie rozwiązano podzielenie torów. Praktycznie cała bieżnia rozdzielona była plastikowymi pachołkami, które połączone były plastikowymi łańcuchami. Wszystko po to, aby zapewnić bezpieczeństwo zawodników. Na wejściu przywitali nas ochroniarze, którzy dokładnie wszystkich i wszystko sprawdzali.
Foto: ostatnie zdjęcia przed startem
Patrycja startowała o 10:00 rano, dlatego mogłem spokojnie życzyć jej powodzenia, zrobić kilka zdjęć. Następnie poszedłem przygotować swój serwis na 5 torze bieżni. Patrycji od strony serwisu pomagała Ela Rogóż, a ja po ukończeniu swojego biegu miałem czuwać nad strategią i wynikami Patki.
Foto: z punktu widzenia serwisanta (zdj. Elżbieta Rogóż)
Muszę przyznać, że nie denerwowałem się tym startem. Mój najważniejszy bieg miałem już za sobą ponad miesiąc temu. Tutaj mogłem tylko zyskać. Jeszcze na konferencji dyrektor biegu powiedział, że jestem faworytem i prawdopodobnie wygram ten bieg. Nie miałem na sobie żadnej presji bo swoje w tym roku zrobilem, a przed biegowe deklaracje organizatora nic nie gwarantowały. Mogłem więc spokojnie sobie biegać niczym chomik w klatce. Na 10 min przed startem ustawiłem się na bieżni i zaczęła się sesja zdjęciowa. Dla moich konkurentów okazałem się atrakcją i bardzo chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcia. Sekundy szybko uciekały i przyszedł czas na start. W grupie szybko rozpoznałem potencjalnego rywala (sprawdziłem wcześniej konkurencję). Podszedłem życzyć mu powodzenia, ale chyba nie zrozumiał moich intencji. Jak się później okazało nie mówił kompletnie po angielsku.
Foto: zdjęcie z drugim na mecie
Dokładnie 1h15min po starcie biegu 24H przyszedł wreszcie na nas czas. Zaczęło się dość normalnie. Jeden zawodnik pobiegł bardzo szybko po czym po około 200m zaczął się oglądać. Chyba zdał sobie sprawę, że biegnie za szybko. Na końcu pierwszych 400 m to ja pojawiłem się jako pierwszy zawodnik. Bycie liderem nie trwało jednak długo. Już po 800m byłem drugi. Sprawę miałem dość łatwą, bo nikt mnie nie wyprzedzał, a miałem przed sobą tylko jednego zawodnika. Okrążenia były małe, to szybko straciłem mojego rywala z oczu, ale to w niczym nie przeszkadzało. Musiałem tylko pilnować kto mnie wyprzedza.
Foto: na trasie
Taki stan utrzymywał się przez 50 min. Po tym czasie zauważyłem, że zbliżam się do rywala. Dość szybko go doszedłem i postanowiłem zaatakować jeszcze przed upływem pierwszej godziny. Tak, abym to ja przebiegł przez pomiar czasu jako pierwszy po 60 min. Tak też się stało. Mój rywal nie podjął wyzwania tylko pozwolił mi przejąć prowadzenie. To mi bardzo odpowiadało. Nie musiałem się martwić o nic tylko dobrze się nawadniać i kontrolować tempo.
O ile konkurencja nie naciskała to problemy u mnie zaczęły pojawiać się już po 1,5h biegu. To było zbyt wcześnie i zaczałem się martwić. Pojawił się lekki ból w biodrach, a to później przełożyło się na ból w kolanach. Całe 6h biegania zaplanowane było w tym samym kierunku. Nie byłem z tego faktu zadowolony. O ile moja przewaga stopniowo rosła to zaczęły pojawiać się coraz to większe dolegliwości. To krążenie w jedną strnę nie pomagało. Największy kryzys pojawił się po 2,5h. Wiedziałem, że jeszcze długa droga przede mną i muszę walczyć. Z upływem czasu rosła moja przewaga, ale co to jest 1600m przewagi jak przed tobą jeszcze ponad 3h biegania.
Przychodziły czarne myśli o zejściu z trasy. To wszystko jakoś się skumulowało i szukałem wytłumaczenia, które pozwoli mi zejść z trasy. Cały czas budowałem przewagę, ale biegło mi się bardzo ciężko. Dobrze, że na trasie była Ela, która była swego rodzaju motywatorem. Nie mogłem zejść już po 3h. Co bym jej powiedział, że bolały mnie nogi, a kogo nie bolą. Postanowiłem skupić się na utrzymaniu przewagi i walczyć o wygraną. Wynik sportowy zszedł na drugie miejsce. Dodatkowo na punkcie serwisowym zauważyłem, że sukcesywnie znikają moje butelki z piciem. Nie wiem czy to specjalnie czy przez przypadek, ale gdzieś zapodziało się 5 moich butelek. To oznaczało ponad 2h bez mojego wsparcia. Kiedy przebiegałem obok punktu zauważyłem jak fotograf zrzuca przez przypadek, plecakiem moje 2 butelki. Szybko krzyknąłem i postawił je na miejsce. Domyślam się, że ten sam los mógł spotkać moje pozostałe butelki. Tylko ja miałem przygotowane swoje butelki. To oznaczało, że muszę się posiłkować punktem serwisowym. Nie byłem przekonany co jest w tych wszystkich kubeczkach, więc skupilem się na piciu wody i coli od czasu do czasu. W jakim stopniu to wpłynęło na mój wynik? Nie wiem.
Najbardziej chciało mi się śmiać, jak zauważyłem na punkcie małe porcelanowe pojemniki, a w nich jedzenie i pałeczki do ich konsumpcji. Wyobrażacie sobie podjadanie pałeczkami na punktach? Jak się okazało to jest popularne rozwiązanie, bynajmniej na tym biegu o czym przekonałem się wielokrotnie. Ot taka ciekawostka. Na trasie mieliśmy wielu wolontariuszy i kibiuców. Widać było, że jest to duże wydarzenie dla nich.
Foto: wbiegam na metę po 6h
Prowadzenia nie oddałem już do końca, a na ostatnich 90 minutach udało mi się odzyskać siły i jeszcze bardziej zwiększyłem przewagę. Czy to ja przyspieszyłem czy konkurencja opadła z sił, to już nie miało żadnego znaczenia. Biegłem po wygraną i tylko to się liczyło. Zegarek zapisał ponad 81 km, ale w oficjalnych wynikach mam 79,828 km. Troszkę byłem zawiedziony, bo za wynik powyżej 80 km organizator przewidział premię 500 jenów. Byłem pewien, że mam ją w kieszeni, a tu taka niespodzianka. Zabrakło tak nie wiele. Szkoda, że nie miałem takiej informacji bo miałem sily żeby ten brakujący dystans dokręcic. Na ostatnim okrążeniu mocno zwolniłem.
Dekoracja i walka w biegu 24H
Po biegu szybko się przebrałem, bo niespełna 30 min później zaplanowano dekorację. Tutaj wielu kibiców i zawodników kolejny raz chciało robić sobie ze mną zdjęcia. Zanim dobiłem się do „pudła”, troszkę to trwało. Na dekoracji czułem się wyśmienicie. Mój pierwszy raz w Chinach i od razu wygrany bieg. Byłem bardzo zadowolony. Na koniec jeszcze kilka zdjęci i uciekłem do hotelu na zasłużoną kolację.
Foto: dekoracja
Godzinę później byłem już z powrotem na stadionie. Tym razem w roli serwisanta. Plan był prosty, zrobić wszystko aby Patrycja zrobiła jak najlepszy wynik. Monitorowałem co się dzieje na trasie z konkurencją i jak wygląda sytuacja z wynikami. O samym biegu Patrycji nie będę pisał, ale muszę podzielić się faktem, że nie wyglądało to dobrze. Jeszcze na początku rywalizacji, kiedy ja sam biegałem i mijałem Patrycję to zorientowałem się, że wygląda na zmęczoną. To wszystko zaczęło się kumulować. Jak sam wspominałem ten start był dla mnie trudny i taki sam okazał się dla Patrycji. Rywalki wyglądały bardzo dobrze i mieliśmy ciężki orzech do zgryzienia. Karty odwróciły się nad ranem. Patka odzyskała siły, ale było już za późno żeby dogonić rywalki. Ta super dziewczyna podniosła się z kolan i walczyła jak tylko mogła o jak najlepszy wynik.
Foto: piękne chwile na koniec biegu 24H
Ten bieg miał wiele zwrotów akcji, ale co jest najważniejsze, że pomino mało sprzyjających warunków walczyliśmy do samego końca. Jestem bardzo zadowolony z wyniku. Może była szansa na więcej kilometrów, ale mając na uwadze wszystkie utrudnienia jestem bardzo zadowolony. Wygrałem i to się liczy. Dodatkowo miałem okazję poznać wielu fajnych ludzi, nawiązać ciekawe kontakty i zakończyć rok startowy z wygraną.
Rok 2017 był dla mnie bardzo udany. Na 10 startów, aż 8 razy stałem na podium, zdobyłem brąz Mistrzostw Polski, wygrałem bieg ultra i jeden maraton. Poprawiłem się na 5km, 10km, 15km, w półmaratonie 2 razy, w maratonie i co najważniejsze na 100 km.
Wszystkie zdjecia pod linkiem zamieszczonym we wpisie
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Michał1980 (2018-02-02,18:57): Cześć Jacek, ale ja Cię podziwiam.
Kilka lat nie wchodziełem na Twojego bloga a tu taaaakie wyniki GRATULUJĘ !!!
|