Z Marcinem Fehlau - zwycięzcą 6.mBank Łódź Maraton - rozmawia organizator maratonu.
- Po pięciu latach poczułeś znowu smak zwycięstwa w maratonie? Spodziewałeś się, że wygrasz w Łodzi?
Bardzo się z tego cieszę, ponieważ musiałem czekać na to zwycięstwo bardzo długo. Przed wyjazdem do Łodzi nie ukrywałem, że jadę wygrać ten maraton, ale zdawałem sobie sprawę, że obsada jest silna i nie będzie łatwo. Przegrywałem już zarówno z Rotichem jak i Starodubcewem dlatego tym bardziej cieszę się z wygranej.
- Co jest ważniejsze dla Ciebie: zwycięstwo, wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej czy czas na mecie?
Dla mnie to wszystko jest ważne i najlepiej, jeśli ma miejsce podczas jednych zawodów, czyli wygrywa się z dobrym wynikiem. Uważam, że tutaj w Łodzi udało mi się połączyć te dwie rzeczy, ponieważ wygrałem i pobiłem rekord trasy, może do pełni szczęścia zabrakło rekordu życiowego.
- Kiedy poczułeś w Łodzi, że pierwsze miejsce na podium jest w Twoim zasięgu?
Na trzydziestym kilometrze, kiedy moja przewaga była już duża poczułem, że mogę wygrać, ale z drugiej strony wiedziałem, że to maraton i na ostatnich kilometrach można stracić całą przewagę. Dopiero na 40. kilometrze byłem pewien wygranej.
- Paweł Ochal dobrze prowadził, ale na pewno oglądałeś się przez ramię czy nie dogania Ciebie Starodubcew lub Rotich.
Zgadza się, Paweł bardzo dobrze poprowadził ten bieg, za co mu dziękuję. Jeśli chodzi o przeciwników, to byłem bardzo zdziwiony, że na trzynastym kilometrze puścili i zostałem tylko z Pawłem. Od tego momentu skupiłem się już tylko na utrzymaniu tempa i powiększaniu przewagi.
- Złośliwcy na forach internetowych twierdzą, że wygrałeś, bo Kenijczycy pomylili trasę.
Sam nie zabieram głosu na takich forach i nie lubię komentować wypowiedzi tam umieszczanych.
- Pierwszą połowę dystansu przebiegliście bardzo szybko. Na drugiej połówce walczyłeś o rekord trasy czy o utrzymanie pierwszego miejsca?
Połówkę mieliśmy 1:07’50”, na taki czas umawialiśmy się z Pawłem. Był to czas, który pozwalał mi myśleć o pobiciu mojego rekordu życiowego. Jeszcze na 30. kilometrze było to w moim zasięgu, jednak od tego momentu zaczęło mi się biec gorzej, myślę, że wpływ na to miała pogoda – zaczęło robić się coraz cieplej i ciężko było utrzymać tempo. Od 35. kilometra myślałem już tylko, żeby dobiec do mety.
- Trasa sprawiła Tobie trudność? Jak ją oceniasz?
Na pewno trasa nie należała do najłatwiejszych. Generalnie większość prowadziło z góry lub pod górę, mało było płaskich odcinków, do tego dochodzi duża liczba zakrętów. Ja jednak nigdy nie narzekam na trasę, ponieważ jest on dla wszystkich taka sama.
- Bonusy pieniężne kuszą do startów za granicą. W Łodzi wygrałeś 12 tys. złotych. To przyzwoita stawka?
Za taki wynik jaki pobiegłem, to dobre pieniądze. Ja nie narzekam.
- Jaki start planujesz na jesień? Jako zwycięzca 6. mBank Łódż Maratonu będziesz miał na pewno zaproszenia?
W tej chwili nie myślę jeszcze o jesiennym maratonie, ale chciałbym biegać na wynik.
Po pięciu latach udało mi się wygrać kolejny maraton, teraz czas na pobicie rekordu życiowego.
- Czy za rok wystartujesz w Łodzi?
Ciężko mi się w tej chwili to określić, nie wybiegam tak daleko w przyszłość.
Jednak jak w 2004 roku wygrałem maraton we Wrocławiu, to rok później pojechałem bronić tytułu, zatem wszystko jest możliwe.
Dziękujemy za rozmowę
|