Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [0]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
ProjektMaratonEuropaplus
Pamiętnik internetowy
Projekt Maraton Europa plus (Korona Maratonów Europy)

Przemysław Janecki
Urodzony: 25-1--1-
Miejsce zamieszkania: Warszawa
13 / 28


2022-07-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Relacja z Maratonu w Sarajewie (Bośnia i Hercegowina) (czytano: 7 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328

 

Do Sarajeva polecieliśmy z Okęcia w sobotę rano. Koszt to ok. 650 zł. w obie strony za osobę. W innych terminach można było złapać promocję nawet za 350 zł. Ale wiadomo, że nas interesował termin z „maratonem w tle” 😉
Założenie było takie, że zostajemy w Bośni i Hercegowinie przez tydzień i ją dość spontanicznie zwiedzamy, z dnia na dzień podejmując decyzje, gdzie i czym jedziemy w dalszą podróż. Trochę obawialiśmy się, że w okresie letnim może być tam gorąco, i jak się potem okazało, obawy były uzasadnione...
Po przylocie w sobotę rano z lotniska udaliśmy się do naszego noclegu zostawić bagaże, a potem na spacer po Sarajevie i odbiór pakietu startowego na maraton. Z lotniska do miasta jest autobus, który kosztuje 5 KM (marka zamienna). 1 KM to w małym zaokrągleniu ok. 0,5 euro i ok. 2,50 zł. Polecam od razu na lotnisko kupić sobie kartę do telefonu z tamtejszym internetem. Nie ma sensu i nie jest opłacalne wykupowanie pakietów w polskiej sieci na internet poza Unią Europejską. Stolica Bośni i Hercegowiny jest miastem na spokojne zwiedzanie w 2 dni. Przyjemne Stare Miasto z knajpkami i sklepikami, trochę kamienic i blokowiska. Wrażenie robi samo położenie miasta, wokół którego znajdują się wzgórza i góry. Dużo budynków przypomina o tragicznej wojnie, jaka nie tak dawno przetoczyła się przez ten kraj; wiele bloków i kamienic ma w ścianach dziury po kulach.
Odbiór pakietu startowego na zawody w Centrum Młodzieżowym. W pakiecie numer startowy i 2 koszulki (startowa i finiszera, za którą dodatkowo zapłaciłem). Okazało się, że jedna koszulka to S, a druga to M. Ale po przymiarce okazało się, że odpowiedni dla mnie rozmiar koszulki finiszera to L…. rozmiar rozmiarowi nierówny 😉
O godzinie 19:00 udaliśmy się na miejsce imprezy na plac obok Ratusza (Cityhall Square). Tam dla biegaczy była darmowa pizza i piwko, oraz odbywał się koncert, podczas którego co 10 minut było losowanie nagród dla zawodników. Niestety w ogóle nie rozumieliśmy, co oni tam losują i mówią ze sceny, więc nawet nie wiedziałem, czy mnie wylosowali, czy nie…
Wcześniej na mieście spotkaliśmy Pawła (W biegu przez świat), który przyjechał samochodem z Niemiec na maraton i zaraz po nim miał wracać z powrotem.
Start maratonu był o 7:00 rano z tego samego miejsca, na którym odbywała się impreza dzień wcześniej. Poranek był bezwietrzny, ciepły i nawet dość przyjemny (ok. 20 stopni), ale czuć było, że temperatura powietrza rośnie z każdą minutą. W tym samym czasie startował maraton, półmaraton i bieg na 5km. Było to ok. 900 osób. Przed startem mała rozgrzewka. W biegu na 5km startowały nawet małe dzieci, więc dziwnie było stanąć na starcie maratonu wraz dziećmi 😉
Nie bardzo wiedziałem, czego się po sobie spodziewać, bo przed maratonem musiałem zrobić 2 tygodnie przerwy ze względu na „przeciążeniowy” ból kolana. Jak się okazało, po kilku kilometrach biegu organizm chyba musiał to potraktować jako roztrenowanie, bo było ciężko; nogi bolały od samego początku i mocy brakowało. Po 5 km postanowienie, że z tempa 5:00min./km schodzę do 5:30 min./km. Ale najgorsze miało dopiero nastąpić…
Bieg prowadził po ulicach asfaltowych w słońcu, więc po godzinie biegu upał i brak wiatru dawał się już dość mocno we znaki. Na szczęście punkty z wodą i owocami znajdowały się co ok. 3 km. Strasznie denerwowało mnie to, że niektórzy biegacze zatrzymywali się na samym początku tych punktów, blokując innym szybki dostęp do picia…
Od 20 do 23 km trasa prowadziła przez park, więc był moment na bieg w cieniu drzew. Ale niestety był to jedyny moment biegu w cieniu na tych zawodach. Po powrocie na słońce i minięciu mety dla półmaratończyków zaczął się już spory kryzys. Po 25 km miałem wrażenie, że słońce wytapia ze mnie resztkę sił i pozostaje już tylko nadzieja, żeby zmieścić się w 4 godzinach… 😕
Jednak po 30 km kolejna weryfikacja założeń… byle ten bieg ukończyć….!!!! A do tego zaczęło boleć kolano. Od tego momentu decyduję się, że muszę przechodzić co jakiś czas w marszobieg. Podejmuję decyzję, że 200 metrów na każdym kolejnym kilometrze idę, a resztę biegnę. Na punktach z wodą spędzam ok. 2 minuty pijąc 4-5 kubków wody i coli oraz jedząc owoce. Do tej pory na innych zawodach byłoby to dla mnie nie do pomyślenia, żeby wypić tyle na punkcie odżywczym i móc biec dalej. W tym momencie, jak dla mnie te punkty mogłyby być nawet co 1 km 😉
Kilka kilometrów przed metą wbiega się na stadion i obiega go na bieżni. Ładny i kameralny, ale w głowie siedzi tylko „niech to się już skończy” 😉
Pomyślałem, że Ania pewnie zastanawia się, co się ze mną dzieje, bo minęły już 4 godziny, a mnie jeszcze nie ma na mecie. Ale jak potem powiedziała, widziała jak wyglądają inni biegacze, jak jest im ciężko i domyśliła się, że życiówki to ja tu raczej w Sarajewie nie pobiję… 😜
Jak na złość od ok. 30 km zaczęły się pojawiać lekkie podbiegi. Pewnie w normalnych warunkach nie zwróciłbym na nie uwagi, ale w tej sytuacji nie pomagały…
Przed metą czekała Ania i podała mi flagę, żebym mógł z nią jak zwykle finiszować. Na mecie medal i butelka wody wypita jednym haustem. Tyle to ja jeszcze podczas i po zawodach nie wypiłem… Potem piwko, odpoczynek i w okolicach mety dopingowanie i oklaskiwanie pozostałych zawodników.
Cała trasa maratonu stanowiła dużą pętlę w Sarajewie i pobliskich miejscowościach (m.in. Ilidża, Lukavica), na środku której znajdowało się lotnisko, więc nie było kluczenia po mieście. Wprawdzie nie była ona jakoś szczególnie dobrze oznaczona i czasami trzeba było pytać wolontariuszy lub policję o drogę, jeśli sami wcześniej jej nie wskazywali. Pierwsza część maratonu była bardzo widokowa ze względu na góry, w stronę których biegliśmy. Kiedy pętla zawróciła widoku do obserwowania już nie było. Zresztą potem to trzeba było się skupiać na „walce o życie” 😉
Jeśli chodzi o kibiców, to właściwie nie było ich wcale, więc w tej kwestii nie można było liczyć na żadne wsparcie. No może w okolicach mety, kiedy biegło się przez ścisłe centrum ktoś spontanicznie przystawał i bił brawo. Zauważyłem, że bieganie w Bośni i Hercegowinie chyba nie jest popularne, bo oprócz zawodów przez cały pobyt w tym kraju nie widziałem żadnych biegaczy. No chyba, że biegają w nocy ze względu na upały...
Potwierdzeniem tego jest to, że maraton był bardzo kameralny; wystartowało w nim 201 osób , z czego ukończyły go 173 osoby. Mój uzyskany rezultat dał mi 68 miejsce w kategorii open i 58 w kategorii mężczyzn.
Polaków w maratonie wystartowało 5, a ja w tej klasyfikacji byłem 2.
Ponadto w półmaratonie wystartowało 342 osoby, a ukończyło go 287 osób. W biegu na 5 km wystartowało 390 osób, a ukończyło go 287 osób.
Jak widać duża część biegaczy z każdego biegu w ogóle nie ukończyła zawodów. A zaznaczyć trzeba, że wiele osób nie zmieściło się w limitach czasowych, a i tak zostali sklasyfikowani.
To świadczy, w jakich warunkach przyszło brać udział w tej imprezie. Temperatura w kluczowym momencie zawodów wynosiła 37 stopni w cieniu i ponad 40 stopni w słońcu.
Muszę przyznać, że był to dla mnie najcięższy ze wszystkich maratonów i nawet ultramaratonów, w jakich brałem udział - prawdziwy „morderca” 😉
Jednocześnie było to ciekawe doświadczenie, które na pewno w przyszłości zaprocentuje.
Tym samym maraton w Bośni i Hercegowinie 2022 przeszedł do historii, a ja prawdopodobnie z lekkim udarem udałem się na odpoczynek, a następnie na tygodniowy trip po kraju 🙂
Przez kilka pozostałych dni oprócz Sarajewa zwiedziliśmy jeszcze Mostar (bardzo malownicze miasteczko i polecam zwiedzać je raczej w tygodniu, bo jest mniej turystów), wodospady Kravica (grupa pięknych wodospadów rozciągających się na szerokości ponad 100 metrów wraz z kąpieliskiem wzdłuż rzeki Trebizat), a także Neum (jedyny nadmorski kurort w Bośni i Hercegowinie, gdzie nie ma tłumów, bo większość plażowiczów raczej udaje się do pobliskiej Chorwacji). Po kraju przemieszczaliśmy się komunikacją publiczną oraz bla bla car. Ale przy podróżach taką komunikacją zalecam dużą rezerwę i luz, bo nawet jeśli kupi się bilet przez internet na pociąg, to na dworcu może okazać się, że ten pociąg w tym dniu nie jedzie. W autobusie może się zdarzyć, że kierowca nie chce zabrać, bo twierdzi, że nie dojeżdża do miasta, do którego chcemy kupić bilet, ale po dziwnej interwencji m.in. kobiety z kiosku z gazetami na przystanku autobusowym i pasażerów jednak wsiadasz i okazuje się, że ten autobus tam jedzie… ba! Wsiadają tam nawet inni pasażerowie…. Aha… a kierowca bla bla car zgubił się na trasie…
Droga pomiędzy Mostarem, a Neum jest bardzo malownicza, ponieważ jedzie się poprzez góry, często wysoko wzdłuż grani. Widoki zapierające dech w piersiach; momentami czułem się, jakbym podchodził samolotem do lądowania.
Jeszcze do niedawna droga tam była bardzo wąska i trudna do jazdy, przez co większość wybierała dojazd naokoło, przez Chorwację, ale obecnie położona jest nowa droga i można tam spokojnie pojechać przez góry.
Polecam zwiedzanie Bośni i Hercegowiny, bo to naprawdę ciekawa i wyjątkowa kraina :)

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
Amian
21:16
12fred54
21:12
maciek2410
21:06
t_garzel
20:52
ProjektMaratonEuropaplus
20:49
gpnowak
20:42
Admin
20:33
stanlej
20:29
pawko90
20:23
opek22
19:59
przystan
19:57
janusz9876543213
19:04
Henryk W.
18:59
krych26
18:59
jery
18:40
rezerwa
18:03
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |