2013-08-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. II (czytano: 599 razy)
Ten pierwszy odcinek Bytów –Tuchola, jest bardzo ważny. Dlaczego? Bo to początek. Pierwsze spotkanie z osobami, które biegną obok, pierwsze rozmowy, pierwsze żarty… pierwsze kilometry dla nóg. W tym roku były to szczególne pierwsze kilometry, bo doszła aura, która dobra jest na plażę, ale nie do biegania. Wyobraźcie sobie: prawie czterdzieści stopni w powietrzu, przy asfalcie zdecydowanie więcej, klejący się do butów asfalt, pełne słońce i szybko biegnący pielgrzymi. Niezły widok i jeszcze ciekawsze doznania. Na szczęście było trochę lasu, który dawał cień. Najpierw prawie siedem kilometrów wspólnie, żeby bytowianie widzieli… a potem zaczęła się gonitwa… każda zmiana dawała z siebie wszystko. Te krótkie, trochę ponad dwukilometrowe odcinki pozwalały rozwijać niezłe prędkości. Ale chciało się więcej… zaczęliśmy więc opracowywać strategię. Ten dołącza do tej trojki, tamten do kolejnej, bo jest wolniejsza. Niektórzy, tak jak Janek, Marian i Sławek, mogliby biegnąć ciągle. Kręcili te swoje kilometry i kręcili. Ksiądz Krzysztof też się rozkręcał. Kolejne dziesiątki Różańca i kolejne kilometry na „dwójce”, a kiedy przebiegaliśmy jakieś miasteczko lub wioseczkę, kolejne pozdrowienia, kolejne informacje o pielgrzymce, żarty… Kończysz zmianę i wskakujesz do busa, za kierownicą którego siedział niesamowity Miro. Ten chętniej jechałby czołgiem. W końcu jest miłośnikiem wozów bojowych wszelkiego rodzaju. Nawet jego ubranie wskazywało, że wojsko to jego miłość. No i te jego rozmowy z kierowcami przez radio. Mistrzostwo świata! A w busie? Prym wiodą Prezesi (tak nazwaliśmy zmianę Stasia, Bacy i Seby), Jacek i Zenek, nasz „najmłodszy”. Już miał nie biegać pielgrzymek, ale nie wytrzymał… I dobrze. Jest weselej. Wskakujesz do samochodu z ukropu, a tu … sauna. Cudownie! Człowiek zaraz przysysa się do płynów i pije pije pije… Koszulka też mokra, jakby właśnie wyszedł z wanny. A na naszej zmianie można pobiegać. Zasuwamy jak kuny. Każdy kilometr o 4:30. Dla mnie szybko. . Dziewczyny spisywały się bardzo dobrze. Więcej… będę musiał się sprężyć, żeby dorównać im kroku. W końcu dobiegliśmy do Chojnic, a tam, jak zwykle, czekali na nas starzy znajomi z Chojniczanki i razem z nimi przebiegliśmy przez to piękne miasto. I ciągle ciepło, gorąco!!! A przed nami jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, kilka zmian, kilka dziesiątek Różańca. W końcu jednak dobiegamy do Tucholi. Pierwszy etap pomału się kończy. To Tucholi wprowadzają nas biegacze z tego miasta. Jak zwykle z resztą. To miłe, bardzo miłe. Dzień pełen emocji, kilometrów, poważnych rozmów i żartów kończymy, jak zwykle, Mszą św. W końcu to pielgrzymka. A potem chwila odpoczynku. Rozeszliśmy się do domów gościnnych tucholan, żeby choć trochę odpocząć. Edziu, Romek, Zenek i ja nocowaliśmy u naszych przyjaciół Darka i Elwiry. Niestety Darka nie było w domu, ale i nic to… siedzieliśmy jeszcze długo w noc, bo tematów do przegadania było aż nadto… Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy…. W końcu jednak trzeba było rzucić się w objęcia Morfeusza. Jutro czekała nas długa droga do Torunia. I podobno też miło być ciepło, bardzo ciepło … (cdn).
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |