2012-11-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wpis nie do końca biegowy :) (czytano: 1555 razy)
Czas strasznie szybko ostatnio leci. Dni mijają, niby podobne do siebie, ale jak się tak na chwilę zatrzymać i popatrzeć trochę obiektywniej to tyle się w nich wydarzyło! Tyle zmian każdego dnia, tyle odkryć! Dzieci mają niesamowite tempo rozwoju i ani chwili do stracenia. Chwytają to życie, chłoną nowości i są takie ciekawe, że szkoda im spać :)
Basia rośnie jak na drożdżach. Znajomi się śmieją, ze to taki „mały Budda”, albo „ludek Michelin” :) Do starszego o 13 miesięcy Huberta brakuje jej już 1,3kg, a więc można powiedzieć, ze wagowo są już w tej samej kategorii. Pierwszy cel osiągnięty, tak łatwo jej już nie przygniecie. A że ją kocha bezgranicznie i przytuja się do niej nie raz całym swym ciężarem, to potrzeba była pilna. Śpioch, który tydzień temu zabraliśmy z szafy Huberta jako już za mały dziś wylądaował na Basi i pasuje. A więc wzrost jest już też podobny. Teraz postawiła na mobilność. Obraca się w dowolną stronę, kręci w okół wszystkich osi, przemieszcza się po mieszkaniu. Na razie tyłem, bo ruch do przodu wymaga dużo większej koordynacji. Ale pracuje nad tym zawzięcie. Dopiero co przechodziłem to z Hubertem. Pamiętam dokładnie jego problemy i frustracje z powodu „nadziewania” się okrakiem na nogę od stołu, a stół ciężki i nie chce się przesunąć :). Basia ma dokładnie tak samo. Tak samo jest zawzięta, ale chyba przy tym jeszcze bardziej dzika niż był Hubert. Ćwiczy refleks. Przecież to podstawa w rywalizacji między rodzeństwem! Jak mawiał mój znajomy „Przy jedzeniu nie ma kumpli”. Jakoś gdy Hubert jest w pobliżu zupki znikają dużo szybciej, zwłaszcza gdy on paluszkiem chce spróbować jej jedzenia :). Hubert jest jeszcze oczywiście silniejszy i zabawki jej zabiera, ona póki co nie odkryła siły swojego gardła w podobnych sytuacjach. Gardła natomiast używa gdy w brzuchu zapala się światłko rezerwy... Głos to ona ma.
Hubcio wszedł w taki okres, kiedy jest z niego straszny urwis, ale jest przy tym tak słodki, że rozbraja nas momentalnie. Ale ciężko za nim nadążyć. Biega i lubi uciekać, a ty go goń. Świetnie rozumie co się do niego mówi, ale nie zawsze go to coś obchodzi. Pralka, kuchenka, zmywarka mają dlań swoistą siłę przyciągania. Patrzy, zbliża się machając sobie jednocześnie paluszkiem i mówiąc „Nu, nu, nu!” Po czym bez zwalniania nawet kręci czym się da i przyciska co się da, a nóż coś z tego wyjdzie :) Najciekawsze są rzeczy które da się ściągnąć ze stołu czy z blatów kuchennych czy wyciągnąć z szuflad. Im wyższych tym lepiej, bo przecież tam są chowane wszystkie zakazane dla niego rzeczy. Dolne szuflady wywalane były już tyle razy, że komu by się chciało ponownie to wywalać. Nuuuda.
Czytelnik się z niego zrobił. Przynosi książeczki, usadawia się na kolanach i żąda czytania. Czasemm gdy nikt nie ma dla niego czasu, sam sięga po lekturę. Ostatnio zaniepokojony ciszą odrywam się od karmienia Basi i znajduję go w salonie na fotelu z książką... Umberto Eco... Nie, nie niszczył kartek. Ze smokiem w buzi spokojnie je przewracał, niemalże z namaszczeniem. A to że książka była do góry nogami nie miało przecież najmniejszego znaczenia.
Coraz więcej mówi, wciąż jednak frustruje się gdy nie rozumiemy w lot o co mu chodzi kiedy domaga się np czegoś ze stołu podczas kolacji, a my barany nie rozumiemy jego machnięcia palcem wskazującym nad stołem. Przecież tak wyraźnie pokazywał!A to „Eeee!” było przecież tak wymowne... Przeważnie jednak śledząc jego wzrok udaje się w końcu odgadnąć o co chłopczykowi chodziło.
Jest bardzo społeczny. W kościele oczywiście nie usiedzi na miejscu. Łazi więc po całej galerii (siadamy tam by nie zdejmować go co chwilę z ołtarza i jak najmniej przeszkadzać innym) zaczepia wszystkich, uśmiecha się i dekoncentruje zwłaszcza panie z chóru :) Kiedy szliśmy na cmentarz każdego mijającego zaczepiał swym „Hej, hej!” i szerokim uśmiechem powodując, że każdy kto go mijał, wyrywał się na chwilę ze swej zadumy i odpowiadał przynajmniej uśmiechem.
Olga. Ehh, patrząc na zdjęcie jakie zrobiono ostatnio Oldze i Hubertowi w przedszkolu to się z niej zrobiła śliczna panienka. Na pewno przez porównanie do maluchów bardzo nam wyrosła. Podziwiam ją za jej cierpliwość do maluchów, do mnie, bo czasu dla niej mam mniej niż by tego chciała. Zabawy z nią wymagają pełnego zaangażowania. Nie akceptuje obecności „na odwal” czy połowicznej. A ja mało czasu w ten sposób mogę jej poświęcić. Dziś chciała się bawić w „mamę i tatę”. Miało się urodzić nasze trzecie dziecko... Hubert i Basia to te starsze, a ona z lalką pod sukienką oświadcza mi, że mam ją zawieść do szpitala. Co miałem robić, zaniosłem na rękach do pokoju, zapytałem czy mam z nią zostać. Odpowiedziała, że nie, bo kto się zajmie naszymi starszymi dziećmi... Zadzwoniła kiedy możemy ją odwiedzić w szpitalu i kiedy mogę ją już z niego odebrać.
Czasami gdy już tracę cierpliwość i powiem coś nie tak do Huberta, dostaję od niej reprymendę: „ja się do swoich dzieci nie będę tak odzywała”... Taką ją obserwuję i wiem, że jeśli kiedyś zdecyduje się założyć rodzinę będzie wspaniałą mamą.
Trochę jednak czasu dla niej udaje się znaleźć. Na urodziny Magdy przygotowaliśmy z Olgą teatrzyk kukiełkowy. „Czerwony Kapturek” wg słuchowiska do którego scenariusz napisał Brzechwa. Miałem jeszcze z dzieciństwa taką płytę winylową. Teraz znalazłem te stare „Bajki-Grajki” wydane na CD. Zrobiliśmy kukiełki i nauczyliśmy się tekstu i piosenek na pamięć. Dobre kilkanaście minut. Początkowo Olga miała grać Kapturka i Babcię, a ja wilka, gajowego i narrację, ale ostatecznie większą część narracji mówiła Olga. Po przedstawieniu oboje się z Magdą popłakaliśmy... Naprawdę super to wyszło. Wspaniała intonacja i dykcja Olgi i bezbłędność opanowanego tekstu. Może uda nam się to jakoś nagrać? Byłaby fajna pamiątka... Z uwagi na to, że kukiełki i próby mogliśmy robić tylko kiedy Basia i Hubert oboje spali przygotowania zajęły nam okrągły miesiąc. Ale warto było.
Ale ciężko jej jest teraz i zdaję sobie z tego sprawę. Ostatnio częściej się obraża i częściej chce by jej pomagać w najprostrzych czynnościach. Przez dwa tygodnie była u nas jeszcze Mama Magdy więc było nas więcej do opieki, a ostatni tydzień było wolne w przedszkolu z uwagi na ferie jesienne, więc i koleżanek nie było tyle do zabawy...
A na koniec jednak coś biegowego. Zrobiłem mały chrzest nowych butków trialowych, które kupiłem na targach w Poznaniu. Wziąłem starą mapę jednego biegu na orientację po okolicznych lasach. Coż, że lampionów już dawno nie było, ale chciałem poznać trochę ten mój las. Trasa niby tylko 4,4km, ale lotem ptaka. Na mapie aż niebiesko od zaznaczonych mokradeł a ostatnio sporo padało. Nie będę się rozpisywał, ale buty po pierwszym treningu (w sumie 9km) poszły do prania, a ja momentami zapadałem się po kolana i to trzymając się drzewka, bo jednak nie odważyłem się go puścić. Ale frajda była przednia! Koniecznie muszę spróbować w przyszłym roku biegów na orientację.
Dogadałem się już z Suchym i rozpocząłem ponownie treningi pod jego okiem. Plan: trenować bieganie 4 razy w tygodniu i przygotować się do krakowskiego maratonu (mój numer to 1987) i do Rzeźnika w parze z Radkiem. Czas jest, motywacja jest, zaufanie do trenera jest – musi być dobrze. Do tego zamierzam poprawić siłę ogólną. Na razie chcę dobić do 100 brzuszków i 50 pompek. Póki co to wymiękam po 3x20 brzuszków i po 25 niechlujnych pompkach :)
Aha, no i w przebłyskach chil wolnych od dzieci, kuchni, biegania, ćwiczeń i kompa czytam książkę Scotta Jurka „Jedz i biegaj”. Bardzo mi się podoba i choć nie zamierzam zostać weganinem czy nawet wegetarianinem to chcę trochę zmienić nasz jadłospis i spróbować trochę polecanych przez niego potraw. Bardzo ciekawy człowiek z tego Jurka :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu renia_42195 (2012-11-06,01:24): Teraz warto "łapać" każdy maleńki kawałek z życia dzieci i ich rozwoju :) Jest to najciekawszy moment ich rozwoju i zarazem najintensywniejszy czas kryzysów rozwojowych tak bardzo potrzebnych do tego, by były wspaniałymi dorosłymi ludźmi :) kudlaty_71 (2012-11-06,07:40): ...hmmm...czas mija bardzo szybko...ja jeszcze nie tak dawno miałem w domu trójkę dziatwy a teraz...dwójka już wyruszyła w świat i spotykamy się wszyscy raz na kilka miesięcy...dlatego trzeba chłonąć każdą chwilę, gdy ma się jeszcze dzieci przy sobie... mamusiajakubaijasia (2012-11-06,08:22): No to z brzuszkami jestem lepsza:) Za to pompki nie potrafię zrobić ani jednej:)))....................... Lubię te Twoje "rodzinne" wpisy. Fajne wspomnienia z wczesnego dzieciństwa moich (upiornawych obecnie) synów wracają. paulo (2012-11-06,08:52): Hubcio i Basia są przesłodcy :) Pozdrawiam jacdzi (2012-11-06,09:15): Dzieci dorastaja bardzo szybko. Obserwowanie ich to radosc i duma dla nas, rodzicow. Nie ma wiekszego szczescia. tdrapella (2012-11-06,09:27): Staram się Reniu to wszystko chłonąć i po to też to zapisuję, aby kiedyś do tego móc wrócić. A co do kryzysów to wiem, że są konieczne i normalne na różnych etapach rozwoju. Książki o psychologi dzieci są u nas prawie cały czas otwarte :) tdrapella (2012-11-06,09:30): Wojtku, nas w moim domu rodzinnym była piątka a teraz już wszyskie "pisklęta" wyfrunęły z domu... Niektóre nawet za morze... Prawdopodobnie w maju uda nam się spotkać wszyscy razem, a przy okazji jeszcze kilkadzieciąt osób z najbliższej rodziny z okazji zjazdu :) tdrapella (2012-11-06,09:33): Gaba, w brzuszkach nawet moja Magda leje mnie na głowę. Jeszcze nigdy nie zrobiłem więcej od niej. Co ciekawe, nigdy nie narzekałem na brzuch czy plecy podczas biegania. Jednak mięśnie stabilizujące mam dość mocne. Pewnie od pływania... Mimo wszystko muszę się poprawić w sprawności ogólnej i trochę bardziej rozciągnąć tdrapella (2012-11-06,09:34): Paulo, na zdjęciu są akurat Olga i Hubert, ale Basia - całkowicie się z Tobą zgadzam - też jest słodka :) tdrapella (2012-11-06,09:36): Zgadzam się z Tobą Jacku. No i obserwowanie ich sukcesów... To większa frajda niż z własnych osiągnięć :) snipster (2012-11-06,09:44): Dzieciaki rosną jak na drożdżach ;) tdrapella (2012-11-06,09:47): Dokładnie Piotr. Przecież wiem czym je karmię ;) Kedar Letre (2012-11-06,14:25): Super masz te dzieciaki. A super są na pewno dlatego, że je po prostu kochasz. Wyłazi to( to kochanie) z Twoich tekstów pisanych i w rozmowach z Tobą. Zobacz, tak mało ze sobą gadamy a zauważyłem to:)A co do do Rzeźnika, to ...zestresowałeś mnie teraz kompletnie. Brzucho rośnie, forma maleje, a do czerwca już tylko kilka "miechów" :) Marysieńka (2012-11-06,19:26): Dzieci rosną równie szybko, jak my się starzejemy.....w robieniu pompek bijesz mnie na głowę...ale w brzuszkach jestem o..."niebo" "lepszejsza" :))) ddrapella (2012-11-12,18:02): Jak zawsze, gdy piszesz o Rodzinie, miłość widać w każdym akapicie. Dzieci macie Wspaniałe i żałuję, że tak rzadko możemy je widzieć na żywo pomimo wszelkich pretekstów (jak moje biegi w Szwecji nawet bez żadnego porządnego przygotowania). Hubert teraz to zdarta skóra z Ciebie - nie mogę się nadziwić jak bardzo...
|