2009-09-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Hameryka... (czytano: 1248 razy)
Kiedy wdrapałem się pierwszy raz na Rysy, nie zastanawiałem się, jak to wysoko, te 2499 m. Po prostu chłon±łem widoki. Gdzie¶ tam błysnęła mi my¶l, jak by to było, biec w takiej scenerii... Minęło kilka lat i stoję na szczycie Pikes Peak w Colorado - widoki mniej imponuj±ce niż w Tatrach i nie mogę przestać my¶leć o tym, że dotarłem tu... samochodem. Na wysoko¶ć 4300 m! Hameryka, Hameryka, wszędzie dojedziesz... Próbuję truchtać, po 50 metrach zatyka mnie i widzę czarne plamki, ciężko łapi±c oddech. Pięknie. Za dwa dni półmaraton, 1300 m niżej co prawda, ale też wysoko, czego się spodziewać?
Nadszedł ten dzień... Impreza kameralna, startuje trochę ponad 120 zawodników. Ruszam ostrożnie, bo już rozgrzewka mnie zaniepokoiła, a raczej moje własne sapanie. Obok wielu miejscowych, którym wysoko¶ć 3000 m zdaje się nie przeszkadzać. Ale trzymam się jako¶, w okolicach 30 miejsca, potem coraz stromiej do góry, a ja coraz bliżej czołówki. Przypominam sobie, że uwielbiam biegać pod górę. I na szczycie przede mn± już tylko 14 zawodników. Szczyt ma jednak to do siebie, że jak na nim nie ma mety, to trzeba z niego zbiec. A zbieganie nie jest już takie przyjemne... Ostatecznie na 24 miejscu, ale za to 3 w swojej kategorii wiekowej. Najważniejsze jednak, że cało do mety. Tempo niezbyt imponuj±ce, tyle że ciemne plamy przed oczami wyznaczały ograniczenie prędko¶ci. Pół dnia dochodzę do siebie, ale to już szczegół. Warto było.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |