Hoka dołącza do firm organizujących rekordowe, biegowe cyrki...
W miniony weekend marka Hoka dołączyła do niechlubnej listy marek sportowych organizujących "pseudozawody" biegowe dla osób biegających w ich obuwiu. Po Nike i adidas to kolejna marka, która nad prawdziwą rywalizację sportową przedkłada własne cele marketingowe.
Po zeszłorocznym ataku na rekord świata w półmaratonie kobiet organizowanym pod szyldem marki adidas - ZOBACZ, po próbie złamania 2 godzin w maratonie z 2017 roku organizowanej przez markę Nike - ZOBACZ - oraz tym razem niestety "udanej" próbie dokonania tego samego przez markę INEOS - ZOBACZ - do grona firm promujących korporacyjne eventy dla wybranych dołączyła znana w środowisku ultradystansowych biegaczy marka Hoka.
Krzysztof Bartkiewicz: - 31 letni Jim Walmsley wynikiem 6:09:25 uzyskuje drugi wynik na świecie na 100km, do rekordu świata zabrakło zaledwie 12 sekund !!! (3.41/km). W biegu mogli wziąć tylko zawodnicy związani z marką Hoka. Amerykanin ma już na swoim koncie rekord świata na 50 mil (80.4km ze średnią po 3.36/km) , czy też mistrzostwo świata w biegu górskim na długim dystansie. Rekord w maratonie 2:15.05 z ubiegłego roku. Rekordzistą świata nadal pozostaje Japończyk Nao Kazami’s 6:09:14 (2018). Warto nadmienić że rekord Polski wynosi 6:22.23 -Jarosław Janicki (Kalisz, 1995 rok)
Tak więc mamy kolejny 1-razowy "event" globalnej marki skrojony pod media i organizowany w celu pobicia jakiegoś rekordu. Marketingowcy ze stajni Hoki nie wysilili się na oryginalność i z braku wolnych dystansów półmaratonu i maratonu wybrali próbę cyrkowego bicia rekordu w biegu ulicznym na dystansie 100 kilometrów. Tak, wiem, wiem - zaraz dowiem się z oficjalnego komunikatu że "dystans 100 km to prawdziwe DNA marki". Niestety już się uodporniłem na takie mailowe bełkoty.
Dlaczego od kilku lat uparcie twierdzę, że wydarzenia takie są "cyrkiem"? Dlatego, że ze sportem - poza uczestnictwem w nim niewątpliwie sportowców - nie mają one wiele wspólnego. Sobotnie "zawody" (nie dam rady nazwać ich tak bez cudzysłowu) to kolejne korpoprzedsięwzięcie które wykorzystuje nowy trend reklamowy: organizację ustawionego "biegu". Biegu, który w rzeczywistości jest zaprzeczeniem prawdziwej rywalizacji sportowej.
Oto wybrani zawodnicy, w wybranym miejscu i o wybranym czasie przystępują do... i tutaj właśnie następuje pytanie "do czego"? Na pewno nie do rywalizacji sportowej, bo lider jest jasno określony a my dostajemy kilka godzin spektakularnej transmisji o niczym. Czynnikiem decydującym o miałkości przedsięwzięcia jest fakt, że uczestnikami mogą być wyłącznie osoby z... teamu Hoka, biegnący w butach Hoka i pocący się w strój Hoka. Choćby z braku konkurencji czujemy się więc co najwyżej jak publiczność w cyrku oglądająca pokaz dwóch braci siłaczy mocujących się na rękę. Zwycięzca zostaje ogłoszony Mistrzem. Tylko mistrzem czego? Mistrzem cyrku.
To kolejny czarny dzień dla sportu, który skomercjalizowany - coraz mniej przypomina sport. Zamiast rywalizacji pomiędzy zawodnikami z samej tylko definicji pochodzącymi z przeciwnych obozów otrzymujemy uwierającą mózg sieczkę z korporacyjnego produktu reklamowego. Startować można tylko w naszych butach "żeby przypadkiem nie wygrały inne". Polska mistrzem Polski. Hoka mistrzem Hoki.
Oczywiście część z kibiców napisze, że przecież nic w tym złego. Że sam musiał biec. Że piękny wynik. Owszem, ja się z tym zgadzam, nikt za niego nie pobiegł. Ale to co dostajemy zbyt przypomina mi chomika biegającego w klatce. Żeby nasz chomik wygrał, w konkursie uczestniczyć mogą wyłącznie nasze chomiki.
Czy wiecie o tym, że globalne, dysponujące miliardowymi budżetami reklamowymi marki od kilku już lat próbują wymusić na organizatorach Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej i Igrzysk Olimpijskich - jako ich sponsorzy - zakaz wstępu na stadiony kibicom w strojach innych, konkurencyjnych marek? Oczywiście zrobione to zostanie kulturalnie, nie przez zakazy ale poprzez wręczanie "na bramkach" lub wraz z biletami koszulek, które będą obowiązkowe na trybunach. I wiecie: to nie jest tak że FIFA czy MKOL nie chcą się na to zgodzić chroniąc ideę sportu - po prostu nie dogadali się jeszcze o kasę. Klaszczcie małpy.
Całe szczęście siła marki Hoka była zbyt mała by tymi "zawodami" zainteresować światowe media tak jak to miało miejsce podczas złamania rok temu bariery 2 godzin w maratonie przez markę INEOS.
I na koniec: nie, nie jestem wrogiem ani marek biegowych, ani żadnych innych. Uważam jednak, że ekspansywność sprzedażowa powinna mieć swoje granice. Niestety nasz świat jest tak zbudowany, że gdy marketing wymyśli jakąś nową sprzedażową sztuczkę, to będzie ją eksploatował aż do jej zarżnięcia. Marketing i handel nie mają własnych hamulców.
Kiedyś dobre marki wspierały wartościowe wydarzenia sportowe. Jeszcze niedawno marki wspierały dobrych sportowców. Obecnie marki wspierają swoich niewolników zniewolonych kontraktami na własnych pseudo-zawodach.
Żeby było jasne: tak. Wszystkie te marki mają prawo organizować co chcą. Jak chcą. Z kim chcą. Z przykrością jednak obserwuję, że my, konsumenci ich produktów - zajadamy tę lepką papkę ze smakiem i bez głębszego zastanowienia. Bez refleksji nad tym co tak naprawdę widzimy. Przedstawienie musi trwać, a skoro jest za darmo, to obejrzymy je z przyjemnością. Problem tylko w tym, że nie ma darmowych obiadów. Jaka jest ich cena? Zgadnijcie sami.
Ja to widzę tak.
Jest to pewnego rodzaju ustawka. Oczywiście fajniej by było gdyby mogli biec biegacze w innych butach czy strojach ale skoro to impreza zamknięta to tak samo nie możesz wejść na zamkniętą imprezę Porshe ;)
Widzę też to tak,że jeżeli ktoś twierdzi,że pobiegnie lepiej niż rekord świata to nie zrobi tego na podwórku jak my za małolata to robiliśmy lecz do tego są potrzebne odpowiednie warunki. Albo są to zawody albo ściąga się sędziów , atestatora itp i spełnia się takie warunki aby na legalu rekord został zatwierdzony.
Dlatego można to albo nazwać zawody ( w jakimś sensie są w końcu faworytki zeszły z trasy więc przegrały i wcale liderka/faworytka nie wygrała) albo nazwać atakiem oficjalnym na rekord świata.
Ale i tak najbardziej podoba mi się,że Yiannis Kouros absolutny guru biegów ultra uznaje tylko rekordy podczas prawdziwych zawodów i dla mnie tym większe guru ,że jego rekordy np na 24h czy 48h są bez żadnych wkładek karbonowych ;)
Takie jego rekordy aktualne do dzisiaj ;-)
24 h Track 303.506 km
48 h Track 473.495 km
6 days Road 1,028.370 km
6 days Track 1,038.851 km
itd
A w Oleśnie cyrku nie było? mogli startował tylko osoby mający licencję PZLA, zatem inaczej były to mistrzostwa PZLA tak jak tutaj mistrzostwa HOKA na setkę:) Masz licencję z innego kraju to już nie masz prawa udziału w Oleśnie:)Absurdów jest więcej niż nam się wydaje:)
Nie chodziło o licencje z innego kraju lecz o zagrożenia epidemiologiczne i takie decyzje rządowe. Chodziło akurat o udział zawodników zagranicznych.
Nie miało to zatem nic wspólnego z cyrkiem, z licencją zagraniczną itp. To była zupełnie inna sytuacja.
Lepiej nie wprowadzać w błąd biegaczy stwierdzeniem - masz licencję z innego kraju nie masz prawa udziału w Oleśnie. Akurat w tamtym okresie w Polsce nie mógł startować zawodnik zagraniczny, a dokładnie takie działania blokuje sanepid.
Zaten nie pretensje do Olesna ale do sanepidu. Takie realia i nie twórzmy nieprawdziwych teorii spiskowych ;)
Kieruję się doświadczeniem. Regulamin taki wynika i wynikał z aktualnych wtedy obostrzeń. Sanepid niestety w dobie pandemii ma wpływ na regulamin biegu. Mało tego, zgodnie z obostrzeniami, zaleceniami (nie ma to już znaczenia jak to nazwiemy) impreza może się odbyć np. pod warunkiem udziału tylko zawodników z Polski. I chodzi tu o przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się epidemii/pandemii.
Dlatego nie ma co snuć teorii spiskowych ale takie środki się podejmuje i tak też konstruuje regulamin w obecnych czasach.
Mało tego: nie jest niczym nadzwyczajnym ,że w biegu mogą wziąć udział zawodnicy z licencją PZLA ponieważ takie jest obecnie prawo. Kolejna sprawa wiadome jest ,że klasyfikowani są w MP tylko Polacy.
Jedyne co mogło być to ,że prócz zawodników PZLA mogliby biec np zagraniczni zawodnicy ale... nie w tym momencie , nie w czasie gdy obowiązywało inne prawo .
Tak byłoby w normalnych czasach bez tak nasilonej pandemii.
Pretensje zatem do rządu a nie do organizatorów bo to nie widzimisię a dostosowanie do prawa i obowiązujących przepisów.
Jak ostatnio napisałem na fb , że mam wątpliwości i rozterki czy też dylematy w takich sprawach jak eutanazja, aborcja , kara śmierci, to dostało mi się od kilku znajomych katolików i tych z lewicy antykler :-)
Co do takich akcji też mam sporo wątpliwości :-)
Niby wszystko co popularyzuje bieganie jest fajne, ale lepiej żeby nie było to związane tylko z komercją, reklamą marki.
A co do rekordów... W przykładzie który zaraz podam ja akurat nie mam wątpliwości.
Nepalczycy zrobili wspaniałą rzecz, wyczyn. A są tacy co piszą, że z tlenem, że mieli szczęście do pogody itd.
Nie zgodzę się z Tobą Arti choćby dlatego że jest wiele innych dyscyplin (czyt. lepiej płatnych) gdzie reprezentują barwy klubowe obcokrajowcy i wtedy co? Sanepidu nie ma..?:) czy w PZLA panują inne zasady niż powiedzmy w PZPN? Jeżeli twierdzisz że tutaj decydował o tym sanepid, dlaczego w Oleśnie osoby startujące nie musiały mieć wykonywanych testów?
1. Chodzi o przyjeżdżających. To są wymogi przeciwdziałające pandemii.
2. w MP brać mogą w klasyfikacji Polacy, nie są to otwarte MP. Dlatego nie możemy tego porównywać do meczu ligowego z obcokrajowcem.
3. Nie było wtedy wymogów co do testów dlatego nie były one wykonywane.
Powtarzam, w danym czasie obowiązywały takie a nie inne przepisy oraz takie a nie inne wymogi sanepidowe. I nie jest to ani w gestii PZLA ani organizatora. Jest to kwestia wytycznych do których albo się dostosujesz albo nie organizujesz i nie otrzymujesz pozwoleń na przeprowadzenie imprezy. Takie w 2020 były realia. Natomiast imprezy międzynarodowe to z kolei inna bajka gdyby ktoś chciał przytaczać taki przykład ponieważ pieczę sprawuje międzynarodowa organizacja.
Krzysztof, wierz mi,że dostajesz długą listę z wymogami sanepidowymi i albo spełnisz wymogi i zalecenia albo nie.
Jeżeli jest hasło - brak udziału zawodników zza granicy to albo to spełnisz albo spośród wielu decyzji i zgód jakie musisz uzyskasz,, dostaniesz odmowy itd. Nikt nie będzie się z organów decyzyjnych podkładał aby np dać pozwolenie a potem przyjeżdża zawodnik zza granicy i pozostali zostają np. zarażeni. To są wyjątkowe okoliczności i dlatego nie możesz mieć pretensji ani do PZLA ani do Olesna.