2020-10-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Górski Maraton Swiętokrzyski (czytano: 1614 razy)
Ostatni zbieg z Łysej Góry i wpadam na metę usytuowaną przy samej figurze Emeryka. Na zegarze 6:47:50 , długo , ale to jednak jest tylko maraton , wprawdzie górski ale ledwie niecałe 43 km. Zdaje się , ze w tym czasie Emeryk ledwo drgnął.
Ten ostatni zbieg z Łysej Góry, czwarty już dzisiaj, zleciał szybko, Na samej górze przy Świętym Krzyżu mijają mnie Michał , Przemek i Krzysiek, nie są tak zmęczeni jak ja. Na chwilę przystaję i robię krótką sesję zdjęciową z pięknym kościołem w tle. A później już z górki, najpierw ośla łączka przed kościołem później kilkadziesiąt metrów kamienistego stoku do schodów ułożonych z bloków skalnych, nie da się nimi zejść normalnie, trzeba skakać w dół co jest w tej chwili bolesne dla moich wymęczonych stóp. Niżej kamieniste tarasy skalne ograniczone drewnianymi belkami, też wysokie ale łatwiej się na nich rozpędzić, później znów kamienisty kilkuset metrowy szlak. Za gęstymi drzewami, majaczy już jasna plama parkingu i meta więc biegnę coraz szybciej. Bieg zaczął się kilometr w dół od parkingu, w Nowej Słupi, później wbiegamy na Łysą Górę tą samą trasą co ostatni zbieg. Nigdy tu wcześniej nie byłem, więc podejście wydaje mi się trudne i dość długie, niecałe 2 km ale zabiera to ponad 20 minut czasu. Po minięciu Świętego Krzyża zbiegamy asfaltową drogą na drugą stronę do podnóża góry i skręcając w prawo z drogi w las, leśnymi ale niebezpiecznie kamienistymi ścieżkami znów dostajemy się na Łysą Górę, ale tym razem szczyt okrążamy z prawej strony poniżej kościoła i kamienistym zbiegiem docieramy do zdobytego już wcześniej szlaku prowadzącego na górę , To trzecie podejście mija jakoś łatwiej i szybciej . Znów mijamy Święty Krzyż i drogą asfaltową, długim zbiegiem docieramy na skraj Poszczy Jodłowej. Tam jest pierwszy bufet , następnie skrajem lasu biegniemy raz w górę raz w dół aby po kilku kilometrach dotrzeć do asfaltowej szosy, która lekkim podbiegiem prowadzi w prawo w stronę Łysicy. Przed samym lasem drugi bufet, dobieg łączką do lasu i zaczyna się długie podejście na Łysicę. Szlak dość uciążliwy, kamienisty i bardzo błotnisty. W połowie podejścia, na około 22-24 km zaczynają nas mijać zawodnicy zbiegający z góry po nawrotce, Łysicę mijamy na 25 km przed nami około 2,5 km zbieg, dość niebezpieczny, po rozrzuconych wilgotnych i śliskich głazach, później kamieniste schody, jakaś kładka z desek i na 27,3 km docieramy do źródła Św. Franciszka w Św. Katarzynie. Tutaj jest nawrotka. Zdejmuję kurtkę bo zrobiło się bardzo ciepło. Chwilę odpoczywam i ciężkim podejściem wracam na Łysicę. Mijam po drodze kumpli z Łodzi, nad którymi mam na razie 10 min. przewagi , Andrzej, z którym przyjechałem jest za mną około 15 min. Z Łysicy zbiegam dość szybko, trasa wydaje się łatwiejsza niż przy podejściu , mijam znów drugi bufet na skraju lasu i wolnym zbiegiem ruszam szosą w stronę Łysej Góry . Szosa dość daleko odchodzi od gór i lasu więc jest teraz piękny widok na Świętokrzyski Park Narodowy. Tą samą drogą co przedtem docieramy znów na skraj lasu. Jestem już nieźle zmęczony więc nie mogę za bardzo cisnąć, staram się iść szybkim krokiem pod gorę a w dół zbiegać. Na ścieżkach cały czas korzenie i rozrzucone ostre kamienie. Muszę uważać na nogi. Od dłuższego czasu jestem na trasie zupełnie sam, czasem mijam tylko turystów, ostatnich zawodników wyprzedziłem jeszcze na asfaltowej drodze przed lasem. Docieram na pierwszy bufet pod lasem. Stąd już tylko asfaltowe podejście na Łysą Górę i ostatni zbieg. Idę szybkim marszem ale słyszę, że doganiają mnie Michał , Przemo i Krzysiek, też idą ale znacznie szybciej, dowcipkując głośno dochodzą mnie tuż przed szczytem. Łapie trochę adrenaliny, dzięki czemu ten ostatni odcinek pokonuję dość szybko i sprawnie . Ostatecznie mam czas 6:47:50 i miejsce 151/169 w kategorii wiekowej 5/7.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |