Dawno, dawno temu słyszałem o tej imprezie. Czytałem artykuł na maratonach o golemach i innych nadludziach. Wszyscy zachęcali mnie to wzięcia udziału w tej imprezie ale gdzie tam marzec.
Czym bliżej imprezy tym więcej informacji pokazywało się w portalu i jedna, która zadecydowała, że udało się zjechać na dół. Nasz TEAM w zeszłym roku zajął III miejsce i za to należał im się start w sztafecie bez losowania. Druga dzika karta należała się nam z racji objęcia patronatem medialnym strony maratonypolskie.PL.
Z czasem jak zbliżała się magiczna data nasza czołówka się wykruszała i pojawiła się szansa dla innych. Jeden TEAM na pewno miał być „piękniejszy” i LauraLi ostro wzięła się do kompletowania damskiego teamu biegowego. Nie było łatwo bo było parę wersji tego składu. Ostatecznie nasza ładniejsza sztafeta przyjęła nazwę EXTREME WOMAN.
Panów chętnych do wzięcia w takim biegu było wielu. Ostatecznie zdanie należało do Benka i on wybrał 4 szczęśliwców. Od tego momentu kubek.74- Kuba, maniak1984- Adam, shinuk- Tomek i lopezz- Maciek byli już pewni, ze weekend 7-8 marca mają zajęty.
Od tego czasu nasz kapitan kubek.74 dostawał mnóstwo prywatnych wiadomości czasem z głupimi pytaniami, ale on jako jedyny był w zeszłym roku i widział co i jak. Wcześniej nasza 4 nigdy się nie spotkała na żadnych zawodach. Wiele razy czytaliśmy swoje wypowiedzi na maratonach i można powiedzieć coś o sobie wiedzieliśmy.
Adaś miał dojechać z Warszawy pociągiem. Kubek miał dojechać własnym samochodem z Bielska, a ja z lopezzem umówiliśmy się na dworcu PKP w Katowicach by razem dojechać pociągiem do Bochni. Spotkaliśmy się i … moje zdziwienie, że czekał ktoś trochę młodszy niż mi się wydawało, a Maciek spodziewał się dużego chłopa z brodą, i gdyby nie kurtka to byśmy się nie poznali – śmiesznie. Podróż z przygodami. Adam czekał na dworcu, Kubek i Greg w kopalni. Greg był naszym rezerwowym i nadwornym fotografem.
Ostatnie zakupy i ok. 19.00 wjechaliśmy jako jedni z pierwszych na dół. Przy kopalni czekała już META Lubliniec i jeszcze paru innych znajomych. I tak w ciasnej windzie, zjeżdżając na głębokość 250 metrów rozpoczęliśmy swoją przygodę podczas 5 Jubileuszowej Edycji 12 godzinnego Podziemnego Biegu Sztafetowego.
Wielkie zdziwienie gdy okazało się, że kopalnia jest tak duża, że jest tam boisko, kilka dużych sal, kawiarenka i zjeżdżalnia :). Z racji, że byliśmy jedni z pierwszych zarezerwowaliśmy 16 łóżek dla 3 Teamów MaratonyPolskie. Dlaczego trzech. Bo jeden z zespołów dostał się w losowaniu.
I tak mieliśmy wśród nas 4 Miękkich Ninja, bo tak nazywał się 3 team. Tusik, Kowal, Rafał, Grzesiu i Beatka skorzystali z naszego poświęcenie i walki o miejsca do spania – natomiast nie byliśmy chyba godni spać koło takich pięknych panien – bo panie nas olały i spały po drugiej stronie sali. Niech żałują ominęły je przepyszne ciasta Beatki i Gaby. Rewelacyjna pizza po biegu i wiele innych rzeczy.
Przy kolacji można było usłyszeć rozmowy na temat jutrzejszej taktyki. Inni spokojnie, inni od razu mieli plan szybkiego ataku na podium. Przed przyjazdem było już wiadomo kto będzie na podium, tylko była kwestia kto na jakim. Najsilniejsze zespoły to Kler, Dęby z Krzysiek_biega jako głównym zawodnikiem i Mszana Dolna.
I tak też stawali na podium. Piątkowy wieczór minął sympatycznie, spotkałem mnóstwo znajomych, i wiele nowych osób z którymi miałem tylko szansę poklikać na forum. Przyszedł czas na sen i na odpoczynek i około 1 zgaszono światło i zapadła ciemność. Śmieszne ale gdyby zabrać wszystkim zegarki to pani włączająca światło rządziła by kiedy jest dzień a kiedy noc.
Rano pobudka o 7.00, śniadanko, podział kto kiedy biegnie i powoli zaczynaliśmy wchodzić po 307 schodach do strefy zmian. Zawodnicy startujący jako pierwsi udali się już na miejsce startu, a reszta czekała na syrenę ogłaszającą rozpoczęcie biegu. Wybiła 10.00 i zegar zaczął odliczanie. Po chwili zaczęli pokazywać się pierwsi zawodnicy i a ci co nie biegli na początku zaczęli opuszczać ten poziom. My z Kubkiem biegliśmy w drugiej parze, więc mieliśmy jeszcze godzinę przerwy :).
W tym czasie maniak z lopezzem zmieniali się co okrążenie. W strefie zmian zostawiliśmy sobie kartkę, by zapisywać czasy kolejnych okrążeń. Chłopcy biegali średnio koło 9,30-10 na okrążenie które miało 2420 m. Dawało nam to średnio po koło 6 okrążeń na godzinę. Wybiła 11.00 i nastąpiła zmiana, Maćka zmienił świeży Kubek. I czekaliśmy z niecierpliwością, aż skończy by zobaczyć jego czas. On już tu biegał i wiedział gdzie co jest, na co uważać itp. Dla naszej trójki pierwsze okrążenie było rozpoznawcze.
Byłem już przygotowany na zmianę od 8 minuty, bo z nim nic nie wiadomo :). Kubek nie zawiódł naszych oczekiwań i pierwsze okrążeni spokojnie zrobił w … 8:53. Ja niestety trochę wolniej bo w 10:34 ale zobaczyłem i poczułem to co mi opowiadano. Na jednym końcu zimno, i to niestety na początku wbiega się w ta strefą. Na drugim cieplej.
Zmiana temperatury powietrza sprawiała, że człowieka zaczynało przytykać i nie dało się przez chwilę normalnie oddychać. Korytarz w połowie był szeroki, że bez problemu mijały się 2 osoby, ale momentami robiło się przytulnie i trzeba było uważać by nie zahaczyć o coś wystającego ze ściany. Adaś podczas swojego pierwszego okrążenia zaliczył mały crash test na torach. Zdecydowanie lepiej biegło się od zimnego do ciepłego.
Tam dla mnie było o wiele więcej punktów orientacyjnych. Korytarz od strefy zmian do ciepła był dłuższy, ale przebiegało się na początku przez kaplicę, później stała lokomotywa z wagonikami, później rozstawione były głośniki a na końcu było widać miejsce zawracania i to samo tylko w drugą stronę. Ciufa i kaplica zawsze dodawały energii bo było wiadomo że za jakieś 300 metrów zmiana. W kaplicy wszyscy przyspieszali.
Po naszej godzinie wyszło, że nasza średnia jest poniżej 10 min i nadrabiamy stracony czas na początku. Adaś z Maćkiem zaczęli biegać – to my mamy godzinkę przerwy. Coś się napić i odpoczywamy. Doszliśmy do tego dopiero później ale położenie się nie było dobrym pomysłem. Organizm się za bardzo rozluźniał i później znowu trzeba było się rozgrzewać.
Na trasie panowało skupienie i nikt nic nie mówił. Konsekwentnie „staramy się, i do przodu”. Jednak gdy z Kubkiem weszliśmy na zmianę i w tym samym czasie na zmianę dziewczyn weszła Dajla i Lidka zrobiło się radośniej. Gdy mijaliśmy się na trasie parę słówek się zamieniło, ale nawet zwykły uśmiech dodawał energii i otuchy.
I to nie zawsze było tak, że panie przybiegały po nas. Zdarzały się momenty, że wbiegały pierwsze do strefy zmian :) Panie miały system 1,5 h, my 1h więc co pewien czas widzieliśmy się na trasie. Za to małe rzeczy bardzo dziękuję, bo jakoś szybciej leciał ten czas. Wszystko było dobrze do 8 godziny. Wszyscy słabli i opadli powoli z sił. Moje czasy to były już bliskie 12 min, Kubek robiło okrążenia już po 9:15.
Od 6 godziny już nie udawało nam się utrzymać 6 okrążeń na godzinę i nasza zmiana wyszła na 3,5 h do końca. Od tego czasu biegaliśmy już ze zmianami w całej drużynie. Mnie zaczynało odzywać się lewe kolano i przez to zwalniałem. Posmarowałem maścią, owinąłem opaską elastyczną i było lepiej. Byłem bardzo zmęczony po tych 8,5 godzinach biegania i potrzebowałem dłuższej przerwy. Zjadłem sobie coś normalnego a nie tylko banany i banany.
Wziąłem aspirynę, witaminę C, żel Power Bara, który był w pakiecie startowym i stanąłem na nogi. Poczułem duży przypływ energii. Wejście po tych nieszczęsnych schodach do strefy zmian było koszmarne, ale chłopcy bardzo się ucieszyli i po 2 minutach byłem znów na trasie i okrążenia robiłem w znacznie lepszym czasie. Nawet jeżeli nie była to jakaś wielka rewelacja to chłopcy mieli 11-12 minut odpoczynku więcej. Już nikt nie schodził na dół. Kocyk, trochę prochów, napoje – wszystko mieliśmy u góry.
Jeden jedyny raz zeszliśmy na dół – trzeba było się przebrać. Te zimne powietrze w kopalni robiło się coraz zimniejsze, organizm oziębiał się i tracił siły. Dlatego ostatnie 90 min biegaliśmy w getrach i koszulkach z długim rękawem. I to pomogło, zrobiło się przyjemniej :).
Ostatni godzina to była już konkretna taktyka, kto po kim, by mieć jeszcze lepszy czas i utrzymać 19 miejsce. Nie chcieliśmy spaść poniżej 20 miejsca. Wiem Adminie, że miło by było aby utrzymać III miejsce z przed roku ale – niestety się nie udało. Po 11 godzinach biegu w strefie zmian robiło się coraz ciaśniej. Z każdą minutą przybywało osób które chciały zobaczyć ostatnie minuty na żywo.
Jak Adaś zaczął to podjęliśmy decyzję, że również skończy ten wspaniały bieg. Ostatnią zmianę zrobiliśmy na 13 minut przed końcem, i dawało to Adamowi 1 min i 40 s na finisz – te ostatnie sekundy to biegł tyle ile fabryka dała :) Przy strefie zmian mnóstwo ludzi, którzy na 20 sekund przed końcem zaczęli głośne odliczanie – jak podczas sylwestra i to takiego na przełomie wieków.
Coś niesamowitego, cieszyliśmy się wszyscy że to już koniec, choć nasi zawodnicy byli gdzieś na trasie. Po chwili emocje opadły. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się wszyscy przy telewizorze na którym wyświetlane były wyniki sztafety.
Nie było na nim ostatnich metrów, które to sędziowie właśnie zliczali, ale można było z grubsza się dowiedzieć kto jest na jakim miejscu. My na 19, nasze piękne panie na 31 (i tu awans po ostatniej godzinie), 49 Miękkie Ninje i 55 Arcybractwo Uciech Wszelakich.
Po tak wielkim wysiłku przydałby się prysznic, niestety nie tylko My o tym pomyśleliśmy i kolejka zrobiła się już kilku osobowa. Przed nami w kolejce była nasza piękniejsza czwórka więc trzeba było trochę poczekać. „ Śmierdzący mydłem” poszliśmy zjeść risotto i strogonowa. Pierwszy ciepły posiłek tego dnia. No i został czas na integrację – jakieś ciasteczko, czekoladkę i czerwone winko w plastikowym kubeczku :) rewelacja. A na koniec okazało się jeszcze, że zostało kilka kawałków pizzy :)
Bieg się skończył, po paru godzinach wszyscy zalegli w śpiworach i oczekiwaliśmy dnia jutrzejszego. Rano część z uczestników zdecydowała się na wycieczkę po kopalni. Niestety trzeba było pokonać mnóstwo schodów by zwiedzić całą kopalnie, ale moim zdaniem było warto.
Dowiedzieliśmy się mnóstwo rzeczy, których nawet nie byliśmy świadomi. Po zejściu na dół weszliśmy akurat na salę gdzie już się prawie zaczynała się uroczystość zakończenia podziemnego biegu sztafetowego. Na zakończenie każdy dostał pamiątkowy medal i wśród uczestników rozlosowano nagrody rzeczowe ufundowane przez sponsorów.
I tak zakończyła się jedyna w swoim rodzaju impreza biegowa. Spotkałem mnóstwo nowych i starych znajomych. Tak jak napisał Adamus – „Bochnia cementuje Team” i tak też było w tym roku. Wysłuchałem wielu dobrych rad i można powiedzieć że nauczyłem się czegoś. Wspomnienia pozostaną dłuuugoooo :) i tego już nikt nam nie odbierze.
Dziękuję wszystkim za dodawanie otuchy w chwilach zwątpienia i zmęczenia. Po Bochni moje akumulatory dobrego samopoczucia naładowały się na maksa i długo jeszcze tak będzie. Jednocześnie był to test dla mnie, czy jest szansa na bieganko w tym roku :) test przebiegł jak najbardziej pomyślnie i myślę że zobaczymy się w najbliższym czasie na jakieś szybkiej połówce czy 15-ce.
Do zobaczenia na trasie i zapraszam do obejrzenia zdjęć które wkrótce będą w galerii. To w dużej mierze zasługa Grega, który wykonał kawał dobrej roboty a przy tym 3700 zdjęć :)
|