Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
216 / 217


2013-07-22

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
MBT 2013 (czytano: 5364 razy)



Nazywam się Rafał Kowalczyk. Mam 35 lat, 182cm wzrostu, a moja waga jest bliska, choć najczęściej niższa niż 71kg. Moje tętno spoczynkowe oscyluje w okolicach 52 uderzeń serca na minutę, a gdy jestem wyspany – co się niestety zbyt rzadko zdarza – schodzi nawet poniżej 50. Ciśnieniomierz zazwyczaj pokazuje coś w stylu 106/66, nie bardzo wiem, co to oznacza, ale siostra mnie straszy, że mam jakąś genetyczną wadę serca, typu niedomykalność zastawki. Bagatelizuję sprawę, ale liczę się z tym, że akurat ona to niestety może mieć o tym jakieś pojęcie. Tak często konsultuje różne nurtujące ją zagadnienia z lekarzami, że pewnie mogłaby już otworzyć swoją własną praktykę. Ostatnio na ten przykład, skonsultowała z kardiologiem wysokość swojego ciśnienia, które w wartości 108/68 łudząco przypomina moje. Zrobiła jakieś tam badanie i nawet jeszcze coś innego i wyszło jej, że ma wrodzoną wadę serca. Tak, niedomykalność zastawki.
Cóż, ja póki co, czuję się świetnie. Choruję raz, góra dwa razy do roku i to na najzwyklejszą, kolejną zmutowaną wersję grypy, bądź klasyczną infekcję wirusową. Oczywiście jak na złość, choróbsko zawsze wypada mi w bardzo niewłaściwym, i to z każdego punktu widzenia, czasie. Ale czy w ogóle istnieje właściwy czas na jakiekolwiek dolegliwości?
No dobra, czuję się zdrowy, bo dobrze, a raczej świadomie się odżywiam, ograniczam skrajnie, jak na mnie używki i biegam. Biegam, co istotne, często i chętnie. Robię to od ponad czterech lat dość regularnie i chyba naprawdę lubię to. Taaaa, lubię to…powinienem powiedzieć, że…zresztą i tak wszyscy wiedzą. Ogólnie przez cały ten czas przebiegłem już prawie 17,5tyś. kilometrów, a w tym tylko roku - zapowiadającym się rekordowo - już ponad 2700, co daje jakieś 94km na tydzień. Czasem startuję, ale wyniki mam dość przeciętne. Nie spędza mi to jednak snu z powiek, bo jestem z nich generalnie zadowolony. Od jakiegoś czasu,zacząłem nawet dość dumnie nazywać siebie maratończykiem. Biegam oczywiście też na innych dystansach, ale do tej pory to właśnie maratonów pokonałem najwięcej – 28. Średni czas z ostatnich dziesięciu to 3:15. Jak wspominałem, jestem maratończykiem.

Cieszę się, że rośnie popularność biegania w kraju. Że ludzie wychodzą się poruszać, że rośnie liczebność truchtającej ferajny w parkach. Martwi mnie to, że cała ta już naprawdę ogromna masa aktywnych ludzi wzbudziła zainteresowanie Machiny. Machina zaczęła więc kręcić się w naszym środowisku. Kręci się i jak widzę nabiera rozmachu. Smutne, ale to musiało nastąpić.
Startuję mało, bo nie mam gdzie startować. Nie, no wiem, że kalendarz jest aż przepchany imprezami, jeśli tak mogę to ująć, tyle, że nie znajduję w nim zbyt wielu dla siebie. Nie lubię przepychu, rozmachu, tłumów i wysokiego wpisowego. Preferuję świadomość rywalizacji u większości startujących, a nie poczucie festynu. To tak pokrótce.

Zaczęły się wakacje – mimo swojego wieku, wciąż używam takiego sformułowania. Nie mam etatu, nie miewam więc urlopów. Teraz mam po prostu wakacje. Fajnie, w moim przypadku, że wypadły latem. Zastanawiałem się ostatnio, co człowiek powinien robić w wakacje. Wyszło mi, że najpewniej to, co robić lubi najbardziej…bo przecież po wakacjach nie będzie na to miał czasu. Chyba, że najbardziej lubi pracować. Tak mają Warszawiacy, ja akurat nie lubię. A co w takim razie definiuje moje „lubi robić najbardziej”? Myślałem i myślałem, aż doszedłem do wniosku, że odpowiednio określa to tylko jeden, bardzo już wyświechtany zresztą zwrot „sex, prochy i rock&roll”. I tak pojawił się pomysł na…

Mad Bastards Tour 2013

Skoro nie istnieje taka impreza biegowa, o jakiej marzę, albo, jeśli istnieje, ale mnie na nią nie stać, to zrobię sobie ją sam. Bo to, co najbardziej mam ochotę robić w wakacje, to jest dokładnie to samo, co mam ochotę robić zazwyczaj. Tak, chcę sexu, prochów i rockendrola. A ponieważ w moim mózgu zaszły już nieodwracalne zmiany, oznacza to, że chcę tyle biegać, aż będę się zataczał, chwiał i bełkotał. Aż zrzygam się, i w końcu padnę. Aż obudzę się rano obok biegania w łóżku i nie będę pamiętał skąd się tu w ogóle ten pasztet wziął. I aż będę miał zajebistego biegowego kaca.

Więc pobiegnę bocznymi drogami z Wrocławia do Gdańska.

Nie na raz, bo to mimo wszystko wakacje. Kilosa koki przecież też bym nie spożytkował na jednej imprezce. Chciałbym przebiec dystans 500km w dziesięciu etapach i na koniec wystartować w Maratonie Solidarności. Jeśli mi na to oczywiście kac pozwoli. Z ciekawostek warto się pochwalić, że będę pchał wózek typu „jogger” ze swoimi rzeczami. Kupiłem wczoraj używany przez Internet i mam ogromną nadzieję, że jeździ, i to prosto. I, że się nie rozpadnie po 50km. Nie wiem jeszcze, gdzie będę sypiał oraz gdzie i co jadł (a nie jem mięsa, więc zawsze jest trudniej). A ponieważ wystartuję 3.08 i do tego czasu jestem totalnie zajęty, to już pewnie się tego wszystkiego nie dowiem. Będę zatem improwizował, cokolwiek to w takim wypadku znaczy. Namiotu chyba nie wezmę. I śpiworka, materaca też nie. Mam wrażenie, że jak wózek będzie zbyt ciężki, to nie będę tak dużo i szybko biegł, jakbym chciał.
Wstępny projekt trasy wygląda mniej więcej tak:
1 - 3.08 - Wrocław - Milicz (60km)
2 - 4.08 - Milicz - Gostyń (52km)
3 - 5.08 - Gostyń - Kórnik (54km)
4 - 6.08 - Kórnik - Kiszkowo (51km)
5 - 7.08 - Kiszkowo - Gołańcz (46km)
6 - 8.08 - Gołańcz - Nakło nad Notecią (40km)
7 - 9.08 - Nakło nad Notecią - Gostycyn (50km)
8 - 10.08 - Gostycyn - Czersk (44km)
9 - 11.08 - Czersk - Nowa Karczma (52km)
10 - 12.08 - Nowa Karczma - Gdańsk (50km)

Jeśli ktoś ma ochotę gdzieś na jakiś czas się przyłączyć, to nie widzę przeszkód, a nawet namawiam. Jeśli ktoś zna fajne czyli tanie miejsca noclegowe w którejś z wymienionych miejscowości lub ich bliskiej okolicy, to proszę o pilny kontakt. Jeśli ktoś, gdzieś po drodze dysponuje zbędną michą makaronu z sosem pomidorowym to chętnie ją wtrząchnę. Jeśli ktoś potrafi załatwić w miarę bezwietrzną, bezdeszczową pogodę z temperaturami nieprzekraczającymi 23 stopnie C, to nawet błagam.
A jak nie, to nie. Też będzie dobrze.



Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga







 Ostatnio zalogowani
Artur Walkowiak
05:28
marek1977
00:25
Hieronim
00:00
AntonAusTirol
23:36
lordedward
23:27
rolkarz
23:12
Tadek 56
22:56
Raffaello conti
22:44
orfeusz1
22:43
kos 88
22:11
Namor 13
21:45
Inek
21:41
szyper
21:39
witul60
21:25
INVEST
21:13
kris0309
21:05
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |