Na zdjęciu: Artur Kujawiński na mecie finału III Biegu katorżnika (www.kujawinski.com)
"Po dotarciu do brzegu wbiegliśmy w teren bagienny. Tutaj zaczął się prawdziwy Wietnam. Wszędzie błoto, bagna, niesamowity smród, czarna woda momentami prawie po szyję, wodorosty podcinające nogi, brodzenie w trzcinach i niekończące się rowy w liczbie kilkudziesięciu, które trzeba było pokonywać czasami wychodząc z nich na kolanach.
Generalnie nikt o zdrowych zmysłach w stroju sportowym nie wszedłby w taki teren. Momenty gdy oczy i twarz zalewała woda o kolorze czarnym jak smoła i zapachu szamba stały się rutyną. Nogi grzęzły w bagnistym terenie a uwaga skoncentrowana była na tym by nie nadziać się na korzeń lub poślizgnąć na podmokłym terenie.
Wchodzenie do kilkumetrowego rowu by zaraz z niego wyjść praktycznie na kolanach (z powodu śliskiego podłoża i malejących sił) powtórzone kilkadziesiąt razy dawało konkretnie w kość..."
Całość relacji przeczytacie na stronie www.kujawinski.com
|